Czułam się, jakby ktoś wpakował mi kamienie do żołądka. Głowa bolała niesamowicie zupełnie, jakby Archie postanowił potrenować na mnie, a nie worku treningowym. Nie mogłam znaleźć żadnej, normalnej pozycji, by jeszcze chwilę pospać, bo odruch wymiotny natychmiast się pojawiał.
Nigdy więcej nie będę pić.
— Wstawaj.
Uniosłam powieki, słysząc znajomy głos. Ku mojemu nieszczęściu, ujrzałam pochylającego się Archie'ego. Jego twarz znajdowała się tak blisko mojej, że mogłam policzyć wszystkie jego piegi.
— Jaki mamy dzień? — zapytałam, odwracając się tyłem do okna. Światło niesamowicie wręcz raziło.
— Sobota, dwudziestego siódmego września, roku pańskiego dwa tysiące dziewiętnastego — wyrecytował Jughead.
Tego głosu to akurat się nie spodziewałam. Nie miałam jednak na tyle siły, by się odwrócić i zerknąć na Jonesa.
— Co wy u licha robicie w moim pokoju w sobotę o... — potarłam czoło.
— Szóstej nad ranem.
— Szóstej nad... — wymamrotałam, próbując przyswoić informację. — Szóstej and ranem?! — powtórzyłam głośniej, na co chłopcy natychmiast zaczęli mnie uciszać. — Klakierze, lepiej żebyście mieli dobre wytłum...
— FP Jones znalazł cię wczoraj zachlaną w parku i przyprowadził do domu o pierwszej w nocy. — Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam, jednak natychmiast tego pożałowałam. Zakręciło mi się w głowie.
— Cholera... Nie mów mi tylko, że tata...
Najgorszym, możliwym scenariuszem był Fred, stojący w drzwiach i patrzący tym swoim pełnym dezaprobaty wzrokiem. Jeszcze trochę pracy musiałam poświęcić, żeby nie reagować na te jego spojrzenia.
Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na brata. Odruch wymiotny nie ustępował, a chyba wręcz się nasilił.
— Tata o niczym nie wie. Dlatego musisz teraz wstać i Jug odstawi cię do Popa. Nie pokazuj się tacie w takim... — Archie wskazał na mnie wymownym gestem — stanie.
Pokiwałam głową w duchu przyznając, że Arch choć raz mówił z sensem. Wygramoliłam się spod kołdry z małą pomocą Rudego, który nadal wyglądał na delikatnie poddenerwowanego.
— Trafisz do łazienki inwalido? — prychnął, gdy Jug otworzył mi drzwi.
— Z zamkniętymi oczami — wytknęłam język na brata i poczłapałam nieco się ogarnąć.
— Masz trafić do łazienki, a nie zlecieć ze schodów... — Usłyszałam jeszcze głos Juga, jednak nie miał na tyle sił, by wrócić i go kopnąć.
Podczas, gdy Mickey usiłowała doprowadzić włosy i twarz do ładu, Archie i Jughead podjęli się bojowego zadania skompletowania jej ubrań. Jones otworzył dużą dwudrzwiową szafę. Kucnął, gdy dostrzegł na jej dnie złożone spodnie. Chciał wziąć pierwsze z góry, jednak zbyt zamaszystym ruchem spowodował, że stosik rozwalił się, ukazując czarny, skórzany materiał. Wstrzymał powietrze, gdy zorientował się skąd go kojarzy.
— Zapowietrzyłeś się? — zapytał rudzielec, gdy uszykował już cały zestaw prócz spodni.
Jughead wstał i rozprostował czarną, skórzaną kurtkę. Odwrócił ją tyłem do Archie'geo, by i on mógł dostrzec naszywkę.
— Wiedziałeś, że twoja siostra jest w Serpents? — syknął.
Archie zacisnął zęby. Skłamałby mówiąc, że go to nie zaniepokoiło. Od powrotu Victorii zdarzyło mu się zażartować jako o upadłej Serpent i nigdy nie wyprowadzała go z błędu. Poza tym nie wychodziła z domu, chyba że do Pop's i Andrews Construction. A kurtka, cóż... najprawdopodobniej była jedynie pamiątką.
YOU ARE READING
One Last Time || FP Jones
FanfictionAndrews karmił się tym kłamstwem nieświadomy, że właśnie w tamtym momencie Victoria wyjęła z dna walizki czarną kurtkę Serpents i ułożyła delikatnie w szafie. Z kosmetyczki wydobyła stare zdjęcie, które zrobiono tydzień przed jej wyjazdem. Stała na...