o30 Fifteen minutes ✍

1.1K 72 11
                                    

Nie wiem dlaczego w momencie, gdy ktoś podejmował trudną i wymagającą decyzję mówiło się, że ktoś podjął męską decyzję. Co to w ogóle za jakieś dziwne, niemające sensu sformułowanie? Moja decyzja była jak najbardziej kobieca, bo postawiłam na szali dosłownie wszystko, co miałam. Pracę, rodzinę, nawet dach nad głową. I to wszystko po to, by stanąć przed budynkiem zamkniętej już szkoły w Southside, pomiędzy Jugheadem i resztą młodych Serpents.

— Nie spodziewałem się — przyznał Jones, wpatrując się we mnie z uznaniem.

Wzruszyłam ramionami, gdy dostrzegłam nikły uśmiech na twarzy chłopaka.

— Nie ty jeden.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, z gąszcza młodych członków gangu wyszedł FP. Nie był skuty łańcuchami, więc najprawdopodobniej kontynuował swoje zadanie jako ochroniarza dzieciaków. Rzadko trafiał na dobre pomysły, ale ten akurat był świetny. 

— Już nie róbcie ze mnie tej złej — poprosiłam, wędrując wzrokiem od jednego, do drugiego. — Acha, i jak ojciec wyrzuci mnie z domu, a McCoy z roboty, to liczcie się z tym, że wpakuję się z buciorami do waszej przyczepy, a ciebie — tu wskazałam Jonesa starszego — wygryzę z posadki w Pop's... I przypominam, że nie będę spać na łóżku polowym. Zabieram sypialnię.

Jug uśmiechnął się w odpowiedzi, natomiast FP spojrzał na mnie, wyraźnie zainteresowany. Nie lubiłam w nim tego, że miał tak przenikliwe spojrzenie. Za każdym razem, gdy się we mnie wpatrywał wydawało się, że czegoś się doszukiwał. Za cholerę nie wiedziałam czego i chyba to tak bardzo mnie irytowało. 

— Dla mnie spoko — powiedział Juggie. — Jeśli tylko na kolacje będziesz przywozić burgery.

— To strajk głodowy — przypomniałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Nie myśl o jedzeniu, bo będziesz bardziej głodny...

Jones wywrócił oczami, jednak ostatecznie odwrócił się i ruszył do reszty młodziaków. Poprawiłam kurtkę i zamierzałam ruszyć za nim, jednak zanim jeszcze to zrobiłam, FP złapał mnie za dłoń. Przeszedł mnie miły dreszcz, ale usiłowałam tego po sobie nie pokazywać. 

— Jesteś tego pewna, Mickey? — szepnął, a jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. 

Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, aż w końcu zdobyłam odwagę, by się odezwać. 

— Jestem Wężem — przypomniałam. — Lata stałam murem za dzieciakami i nie zamierzam ich teraz opuszczać...

— Mickey... — westchnął, po czym zamilkł, jakby pilnie się nad czymś zastanawiał. 

— Jestem pewna tego, co robię — powiedziałam, choć dałabym sobie rękę uciąć, że nie brzmiało to przekonująco. W głębi duszy bałam się konsekwencji, ale to przecież na tym polegała moja damska decyzja. Szłam za głosem serca. — Zaufaj mi, Forsythe.

W końcu FP odpuścił i pozwolił mi podjeść do grupy. Co prawda nie pozwoliłam się spiąć łańcuchami na wyraz protestu, ale dzielnie stałam między dzieciakami i wpatrywałam się w tłum, który gromadził się naprzeciwko nas. I choć byłam w ciężkim szoku, widząc to, zrozumiałam, że mieszkańcy przyszli nas wesprzeć. Nie opluć, wykurzyć i wykląć, ale wspomóc. 

Mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że nawet mnie to wzruszyło. Do momentu, w którym w tłumie pojawiła się ruda czupryna, o odcieniu zbyt znajomym. W naszą stronę zbliżał się Archie, a za nim jego banda osiłków. 

Nie udało mu się dotrzeć do nas, bo murem okazał się sam FP Jones. Odruchowo wyrwaliśmy z Jugiem do przodu. Jeśli ktoś powinien trzymać się z dala od problemów, to właśnie on.

One Last Time || FP JonesWhere stories live. Discover now