o20 I promised... ✍

1.1K 61 2
                                    

— Wypij. Rozgrzejesz się...

W tamtej chwili było mi tak cholernie zimno, że nawet nie próbowałam odmawiać. Nie wiem jak, nie wiem, jakim cudem, ale wylądowałam cała mokra w przyczepie Jonesa. Tuż po tym, jak udało mi się wybiec z Whyte Wyrm dostrzegłam tylko, jak samochód ojca znika za zakrętem. Zamiast wejść do środka baru i się schować, stałam jak ten ostatni dekiel i wpatrywałam się w ciemną ulicę. Moja reakcja była lekkomyślna i nawet nie potrafię stwierdzić, dlaczego właśnie tak się zachowałam. 

Nie pierwszy raz ojciec odwracał się i wychodził bez słowa. Nie pierwszy raz go zawiodłam, dlaczego więc tym razem tak to na mnie wpłynęło?

Upiłam łyk herbaty, a mój mózg chyba już się odmroził i zaczął racjonalnie myśleć.

— Muszę wracać i... — zacięłam się, słysząc prychnięcie FP. Spojrzałam na niego z wyrzutem. 

— I co? — Uniósł brew, siadając obok. 

Utkwiłam spojrzenie w kubku z parującym napojem. Odpowiedź była rażąco wręcz prosta. Skamleć na wycieraczce o przebaczenie. Jeśli dobrze pójdzie, ojciec da mi trochę czasu na znalezienie jakiegoś pokoju do wynajęcia. No chyba, że jego cierpliwość naprawdę się skończyło. Wtedy mogli zaliczyć mnie do grona bezdomnych.

— To wszystko twoja wina — wysyczałam, mocniej zaciskając dłoń na kubku. 

— Och, przepraszam, że cię uspokoiłem. Chociaż wciąż uważam, że jesteś złośliwa. Zawsze powtarzałaś, że uwielbiasz, kiedy cię przytulam.

— Oj zamknij się — jęknęłam nie rozumiejąc, dlaczego akurat wtedy zebrało mu się na ckliwe teksty. — Czułam się jak na ostatnim kręgu piekielnym.

— Czyli ciepło. Lepsze to niż stanie na deszczu, nie? 

W jego głosie wyczułam tę sławną ironię, którą kiedyś często mnie rozweselał. Szkoda tylko, że postanowił jej użyć w takich okolicznościach, gdy miałam ochotę roztrzaskać mu kubek na głowie. 

— Gdybyś trzymał swojego pieska na smyczy, nic by się nie stało! Tata nadal żyłby w nieświadomości, a...

— A ty wciąż mogłabyś go oszukiwać... — Pokiwał głową FP, przyglądając mi się kpiąco. — I dzień za dniem coraz bardziej nienawidziłabyś siebie. Faktycznie, świe...

— Skończ mówić, jakbyś mnie znał! — warknęłam, odstawiając kubek. Już nie liczyło się dla mnie to, że herbata tak cudownie rozgrzewała. Wygrzebałam się spod koca i stanęłam na równe nogi, darując mężczyźnie mordercze spojrzenie. Moja wizyta zdecydowanie się przedłużyła. 

— Znam cię — powiedział spokojnie Jones, wstając. Wpatrywał się uparcie w moje oczy, co powoli doprowadzało mnie do szału. Był zbyt pewny siebie. — Znam cię, jak nikt inny na tym świecie, Mickey...

Nawet nie zorientowałam się, kiedy jego dłoń dotknęła mojego policzka. Moje serce zadrżało, lecz mimo wszystko nie cofnęłam się. Chociaż powinnam. Całe moje ciało wrzeszczało, że jak najszybciej powinnam się stamtąd uwolnić. 

Ale głupia Mickey wciąż stała i patrzyła się na FP, jak na najcudowniejszy obraz. 

— Przestań... — szepnęłam, kiedy tylko odzyskałam głos. 

To, na co mu pozwoliłam, było złe. Nie powinniśmy w ogóle do tego dopuścić. Nie powinnam była przekroczyć progu jego przyczepy. Zacisnęłam wargi, ostatkami sił powstrzymując się od przemożnej chęci pocałowania Jonesa. Złapałam przemoczoną kurtkę i szybko wybiegłam z przyczepy, zostawiając FP samego.

One Last Time || FP JonesWhere stories live. Discover now