o31 We're done.

1.2K 61 11
                                    

Misja ratownicza Cheryl la Bombki się powiodła. Oczywiście zakończyła się szaleńczym biegiem przez las i staruszkami w habitach, depczącymi nam po piętach, ale naszym wybawcą okazał się mój kochany samochodzik. Wspominałam już kiedyś, że szybką jazdę kochałam bardziej niż własną matkę? 

Odstawiłam do domu zzipiałego i wciąż nieco wstrząśniętego Kellera. Na szczęście tatusia nie było w domu, więc obyło się bez groźnych spojrzeń i legitymowania. Następnie odstawiłam Ronnie, a to dlatego, że nie mogłam wytrzymać z nią w jednym samochodzie. Nawet oddychała irytująco. Jeśli chodzi o naszą Najbardziej Rudą z Rudych, obstawiałam, że zechce przenocować u Toni. Jednak dziewczyna totalnie nas zdziwiła deklarując, że wraca do swojej rezydencji. I nie dała sobie nic wytłumaczyć.

— Naprawdę ratowałyśmy ją po to, żeby jej psychiczna matka znowu ją zamknęła?

Toni nie odpowiedziała. Wpatrywała się w odchodzącą postać Cheryl. W jej pewny krok i trzepoczące na wietrze włosy. Ładny był ten jej rudy, a i owszem, ale co z tego, skoro z charakteru była trudna? 

Cierpliwie czekałam, aż w końcu Toni zda sobie sprawę z tego, że coś do niej mówiłam. Problem w tym, że nie odrywała wzroku od Blossom. I to tak naprawdę, ani na sekundę. Nie byłam pewna, czy chociaż mrugała. 

I właśnie wtedy mnie olśniło. Toni nie nawiązała z nią jedynie przyjacielskiej relacji. One chyba czuły do siebie coś więcej. 

— Oderwiesz wzrok od jej tyłka i w końcu mi odpowiesz? 

Tym razem Topaz odwróciła się w moją stronę, nieco oszołomiona. Roześmiałam się, po czym bez słowa zasiadłam na miejscu kierowcy. Sekundę później drzwi trzasnęły, a Toni znalazła się obok. 

— Wiedziałam — powiedziałam, z satysfakcją znosząc pytające spojrzenie nastolatki. 

— J-ja...

Pokręciłam głową, wyjeżdżając z posesji. Topaz nie musiała mi się tłumaczyć. Jej uśmiech, zaróżowione policzki, migoczące oczy. Tak dobrze to wszystko rozumiałam.

— Nie musisz nic mówić... To wszystko widać, Toni.

Nie dojrzałam jej reakcji, zbyt zajęta obserwowaniem drogi. Liczyłam się z tym, że zza krzaka może wyskoczyć szeryf Keller, albo inny idiota Henderrson. Uwielbiali robić mi takie żarciki, zwłaszcza nocami. A tak się składa, że byłam śpiąca i jedyne o czym marzyłam, to łóżko.

— Naprawdę aż tak widać? — szepnęła po chwili. 

Z pewną ulgą zrozumiałam, że Topaz jednak chciała ze mną porozmawiać. To w sumie miłe, bo to znaczyło, że mi zaufała. Poza tym, wciąż byłam dziewczyną i od czasu do czasu musiałam pogadać o najzwyklejszym w świecie randkowaniu. 

— Też kiedyś byłam nastolatką... — mruknęłam, gdy na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. 

— Zakochaną... nastolatką? — podjęła cicho dziewczyna. 

W jej głosie czułam niepewność, jednak gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że zada podobne pytanie. Podziękować mogłam jedynie Ronnie, która przed dwiema godzinami wykrzyczała mi w twarz, że moja miłość do FP nigdy nie miała żadnego sensu. 

Odetchnęłam głośno. Byłam dorosłą kobietą, moja przeszłość już nie była tajemnicą i powinnam znaleźć w sobie tyle odwagi, by odpowiedzieć na trudne pytania.

— Tak. Zakochaną też. 

— Słyszałam o tym... 

Kiwnęłam głową. Nie musiała tłumaczyć, bo doskonale wiedziałam, co miała na myśli.

One Last Time || FP JonesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz