o1o Arrested... ✍

1.2K 63 4
                                    

— Ja to pierdolę, nie mam zamiaru sprzątać — zastrzegłam, wchodząc do kuchni, gdzie Arch próbował ogarnąć podłogę, a Jug siedział przy wyspie i obżerał się ciastem. 

Obaj spojrzeli na mnie. Jones z uśmiechem, Archie z miną męczennika. Wyminęłam brata i usiadłam na przeciwko czarnowłosego, by zabrać mu trochę ciasta. Tort akurat Cooper zrobiła dobry. 

— Gdzie zniknęłaś w połowie? — zapytał Rudy, wciąż tocząc walkę z mopem. 

Najpierw zapchałam sobie buzię ciastem i powoli żułam, by w tym czasie pomyśleć nad wymówką. Co prawda opcji było dość dużo, jednak najwygodniej było powiedzieć prawdę. Oczywiście tę, którą Archie mógł usłyszeć. Przełknęłam ciasto i wbiłąm kolejny kawałeczek na widelec.

— Za dużo alkoholu w zbyt krótkim czasie i zero jedzenia... to wszystko przypłaciłam rzygowinami w toalecie. 

— Dzięki za ten staranny opis — mruknął Jug, posyłając mi zniesmaczone spojrzenie. Ze zmarszczonym nosem zaczął rozgrzebywać ciasto. 

— Polecam się — odparłam, z uśmiechem wkładając kolejny kawałek do ust.

— Wybierasz się na Zjazd Absolwentów?

Uśmiechnęłam się pod nosem. Może i miałabym ochotę ponownie przekroczyć mury szkoły, popatrzeć na mniej i bardziej lubianych nauczycieli, jednak dla mojego brata i ojca raczej byłaby to marna reklama. 

— Raczej nie będę tam... mile widziana... — mruknęłam, upijając mleko z kartonu. 

— Dlaczego? — zdziwił się Jug.

Westchnęłam ciężko. Jak to jest, że ten chłopak każdym pytaniem powodował, że musiałam odpowiednio dobierać słowa? Zawsze wiedziałam, że jest wysoce inteligentny, ale jego umiejętności śledcze bywały irytujące. Nie wiem, co chciał ode mnie wyciągnąć, ale coś z pewnością.

— Juggie wiesz, że w liceum należałam do Serpents. W tym czasie zrobiłam dużo rzeczy, których... żałuję... znalazłam się na językach mieszkańców i przysporzyłam ojcu wielu problemów... dlatego nie chcę się wychylać. Po prostu — wyjaśniłam w nadziei, że tyle chłopakowi wystarczy.

Co prawda nie wyglądał na zadowolonego, ale zeskoczyłam na podłogę i podeszłam do Vegasa, odsypiającego nocną imprezę na swoim posłaniu.

— Vegas, co powiesz na spacer? Spacer? Chcesz na spacer moje słoneczko? — zapytałam, drapiąc psa za uchem. Co prawda Vegas potrzebował spaceru o wiele mniej niż ja, ale musiałam się czymś zająć. W dodatku nie miałam ochoty na kolejne pytania.

— Naprawdę mi nie pomożesz? — jęknął Archie, pojawiając się w drzwiach.

Roześmiałam się, kręcąc głową. Zapięłam smycz, a Vegas zamerdał żywo ogonem. 

— Nie moja impreza, nie mój syf. Baw się dobrze, Klakier... może smerf ci pomoże.


Wszystko wszystkim, ale Mary w naszym domu to jakiś nieśmieszny, pozbawiony gustu żart. Dwa i pół roku. Cholerne dwa i pół roku nie widziałam tej kobiety na oczy, nawet nie rozmawiałam z nią przez telefon. I oto siedziała w kuchni i tak po prostu rozmawiała z Archie'em, jakby nic się nie stało. Myślałam, że mnie krew zaleje.

One Last Time || FP JonesWhere stories live. Discover now