o23 It's about your girl ✍

1.1K 70 17
                                    

Gdyby mój ojciec mnie w tamtej chwili widział, z pewnością dostałby zawału. Ale zanim by to nastąpiło, przekląłby mnie dziesięć pokoleń do przodu. Mimo wszystko postanowiłam zagryźć zęby. W końcu wróciłam do gangu. Byłam im coś winna i niezależnie od aprobaty mojej rodziny, musiałam spróbować ocalić ich domy.

— Mogę pani zająć chwilę? — zapytałam, niepewnie wkraczając do paszczy lwa. 

Burmistrz automatycznie pokiwała głową, nawet na mnie nie spoglądając. Zachowywała się dość obojętnie, a to znaczyło, że jeszcze nikt nie zdążył spaprać jej humoru. I wtedy wkroczyłam ja z tematem, który prawdopodobnie wywoła furię i cały Ratusz postawi na nogi. 

— Przychodzę w sprawie... — Sierra w końcu zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem. Dopiero wtedy poczułam, jak opuszcza mnie pewność siebie. Cholera, należałam do gangu, a bałam się zwykłej rozmowy? Coś zdecydowanie było ze mną nie tak. 

— Tak? — zapytała kobieta, składając ręce przed sobą. 

— W sprawie nakazów opuszczenia Sunnyside. 

McCoy wyprostowała się gwałtownie na krześle. Musiała być to jednak z tych spraw, które spędzały jej sen z powiek. Możliwe, że nie ja pierwsza zjawiłam się, aby z nią o tym porozmawiać. 

— Nie mieszkasz w Sunnyside, więc nie jest to twoje zmartwienie...

A i owszem, nie mieszkam, ale mieszkałam. Ale tego akurat nie chciałam burmistrz przypominać. Nie byłam masochistką. Chyba.

— To prawda.... — przyznałam, powoli kiwając głową. — Ale mieszkają tam moi przyjaciele. Dziesiątki rodzin stracą dach nad głową... gdzie pójdę...

— Zalegają z czynszem. Bardzo długi czas. Przejrzyj te nakazy, są zgodne z prawem.

Oczywiście, że były zgodne z prawem. Byłyby zgodne już lata temu, ale dziwnym trafem burmistrz nakazała zabrać się za te sprawę dopiero teraz. I to dzień po tym, jak dokonano dekapitacji pomnika. 

— W to nie wątpię — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. — Ale... — wstrzymałam na chwilę powietrze. Jeśli piorun nie piźnie, to znak, że mam mówić szczerze i walczyć o Southside. Odczekałam kilka sekund, ale nic się nie stało. Na dworze sypał śnieg. 

— Andrews...

— To trochę dziwne, że mieszkańcy już lata zalegają z czynszem, a pani każe odkopać tę sprawę dopiero teraz... kiedy oskarżono Serpents o zniszczenie pomnika. Najpierw kino, potem liceum, teraz Sunnyside? Zabieracie mieszkańcom Southside wszystko po kolei i oczekujecie, że będą siedzieć cicho? Pani McCoy, jest pani dobrym burmistrzem i nie uwierzę, że chce pani wyrzucić kilkadziesiąt rodzin na ulic...

— Zagalopowałaś się, młoda damo — syknęła Sierra, wstając. Oparła dłonie o mahoniowy blat i przyjrzała mi się. Jej wzrok był tak przeszywający, że się wzdrygnęłam. — Każdy musi płacić podatki, nawet ci narkomani z Southside. Dobrze znam twoją przeszłość i mimo tego, zatrudniłam cię w Ratuszu. Nie ukrywam, że to przez wzgląd na sympatię do twojego ojca i brata. Dobrze ci radzę, jeśli wciąż chcesz utrzymać tę pracę uważaj co i gdzie mówisz. Nie interesuję się życiem moich podwładnych tak długo, jak nie wpływa to na ich życie zawodowe. A uwierz mi, prawnik, który dołączył do gangu nie jest dobrą wizytówką Ratusza. Prędzej, czy później wieść się rozniesie...

Przełknęłam ślinę, doskonale rozumiejąc słowa burmistrz. Tak naprawdę to czegoś takiego się spodziewałam. Sierra wyraziła się po prostu bardziej dyplomatycznie. Podsumowując naszą przemiłą pogadankę; moje dni w Ratuszu były policzone. 

One Last Time || FP JonesWhere stories live. Discover now