o35 Is he yours? ✍

1.1K 65 3
                                    

Sama w to nie wierzyłam, ale już trzeci dzień spędzałam w domu Cooperów. Oczywiście, jeśli przebywaniem można nazwać ukrywanie się w starym pokoju Polly. Schodziłam na dół jedynie, gdy czułam głód. 

Chcąc uniknąć konfliktów i niezręcznych rozmów z Alice, nie korzystałam z zaproszenia do wspólnych posiłków. Zachowywałam się jak duch, z czego pani Cooper powinna być bardzo zadowolona. Zgodziła się na mój pobyt tylko ze względu na Freda i Betty, ale podświadomie czułam, że moja obecność może być dla niej kolejnym źródłem artykułu, więc tym bardziej zerkałam nerwowo na kalendarz czekając, aż minie umówiony tydzień. Wtedy miałam przenieść się do Sunnyside, do przyczepy Sweet Pea, u którego zwolni się miejsce - jego siostra wyjeżdża z miasta. Wybrała sobie dosłownie idealny moment.

— Może Victoria zje z nami? — zaproponowała Betty, rozkładając talerze.

Uśmiechnęłam się, stając na ostatniej schodzie. Elizabeth naprawdę dbała, abym czuła się dobrze w jej domu. Mimo, że dobrze wiedziała o napiętej atmosferze między mną i swoją matką.

Alice położyła zapiekankę na stół.

— Myślisz, że wystosuje specjalne zaproszenie na kwiatowej papeterii? — uniosła brew, zajmując miejsce. 

Wtedy zdecydowałam się wyjść zza ściany. Oparłam się szarmancko o ścianę, wlepiając uporczywe spojrzenie w Cooper.

— Ludzie już nie stosują papeterii, Alice. Spróbuj SMSem — poradziłam.

— Zjesz z nami? — syknęła pani Cooper, w końcu poddając się błagalnemu spojrzeniu córki.

— Dziękuje, ale widzę, że ledwo mnie znosisz. Nie zmuszę cię do dzielenia ze mną powietrza nawet przy obiedzie. Smacznego — rzuciłam, podchodząc do blatu. Sięgnęłam po dzbanek z wodą.

— W domyśle jest "udławcie się" ? — uśmiechnęła się Alice.

— Alice... — westchnęłam ciężko, usiłując powstrzymać się od rzucenia szkłem w kobietę. — Jestem wdzięczna, że mogłam się tutaj zatrzymać. Z całych sił próbuję schodzić ci z drogi, ale...

— Nie widać tej wdzięczności... — mruknęła Cooper, nakładając sobie posiłek.

Dopiłam wodę i z impetem odstawiłam szklankę. Zmiana planów. Nie wytrzymam w tym domu ani minuty dłużej. Choćby Black Hood miał mnie przedziurawić z drugiej strony, wolę to, niż mieszkanie pod jednym dachem z Alice.

— Betty dziękuję za zaproszenie, ale moja wizyta przedłużyła się. Zabieram rzeczy i jadę...

— Do FP? — rzuciła Cooper jakby od niechcenia. 

W rzeczywistości jednak zżerała ją zazdrość. Widziałam to. Cholerna zazdrość, wyżerała każdą komórkę jej ciała, serca. 

— Alice, ty chyba nadal nie poradziłaś sobie z tym, że on wybrał mnie — uśmiechnęłam się, po czym zniknęłam na górze. 

Oczywiście, moja deklaracja była trochę przesadzona, bo sytuacja między mną, a FP nie była jasna. Nie mogłam jednak powstrzymać się od wbicia tej małej szpileczki prosto w serce Cooper. Czymże było moje małe odegranie się z stosunku do krzywdy, jaką ona mi wyrządziła.

Chwyciłam torbę, w której miałam niezbędne rzeczy, zabrane z domu. Nie rozpakowywałam się, bo miałam świadomość, że nie wytrzymam z Alice całego tygodnia. Zamierzałam pójść do Sweet Pea i poprosić o przekimanie na kanapie. Powrotu do domu nie rozważałam, nie chcąc mieć na głowie brata i ojca. Szamotałam się z myślami, gdy nagle do mojej głowy wpadł jeszcze jeden pomysł. Poczułam, że powinnam odwiedzić inną osobę. 

One Last Time || FP JonesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz