o33 Time to go ✍

1.1K 74 20
                                    

Przez trzy kolejne dni rodzina odwiedzała mnie na zmianę z przyjaciółmi. Wśród pytań o to, jak się czuję, czy czegoś mi nie brakuje, usiłowałam pozbierać skrawki rozerwanych myśli. Głupio się przyznać, ale nocna rozmowa z lekarzem stała się zalążkiem moich wątpliwości. 

Gdy tylko zostawałam sama w pokoju, moje myśli mimowolnie wędrowały w stronę FP. W pierwszym odruchu chciałam je od siebie odsunąć, ale w końcu... poddałam się. W tej ciszy, kiedy słyszalne było tylko tykanie wskazówek zegara, pozwalałam sobie odpłynąć. Wracałam wspomnieniami do najwspanialszych chwil, które spędziłam z Jonesem.

Lata temu, kiedy kryliśmy się w przyczepie, zamykaliśmy na cały świat, aby spędzić choć chwilę w swoich objęciach. Pamiętałam, jak pocieszał mnie po kłótniach z matką, po wielokrotnych ucieczkach z domu. Jak karcił za to, że znów dałam ponieść się emocjom i wraz z kilkoma rozrabiakami z Serpetns, pomalowałam o ścianę Southside za dużo i dałam się przyłapać szeryfowi. Niejednokrotnie sam wyciągnął mnie zza krat. Keller czasami przymykał oko, bo sądził, że FP jest tylko przyjacielem taty. I przez długi czas nim był. 

Kiedy nasz związek wyszedł na jaw, wielu powtarzało mi, że FP tylko mnie wykorzystywał. Młoda gówniara weszła mu do łóżka, to dlaczego nie miał skorzystać?

Ale ja w głębi serca wiedziałam, że łączyło nas nie tylko pożądanie. Jones dbał o mnie, jak nikt inny na tym świecie. Starał się zrozumieć, a nawet jeśli nie rozumiał, był blisko. Rozśmieszał mnie, pocieszał. Powtarzał, jak wspaniała jestem i nigdy nie powinnam się zmieniać, aby spełnić czyjeś oczekiwania. To on pomógł mi odnaleźć samą siebie.

Długo zajęło mi dojście do tego. Musiałam spędzić kilka monotonnych miesięcy w Riverdale i w końcu dać się postrzelić, by zrozumieć, że wciąż coś do niego czułam i... i najbardziej na świecie pragnęłam przyszłości z nim. Nie chować się już w przyczepie, nie rzucać ukradkowych spojrzeń. Chwycić go za dłoń na środku ulicy, pocałować w parku, na oczach taty i Archie'ego.

Bo to nie tata i nie Archie przeżyją moje życie za mnie. W końcu, miałam je tylko jedno. Podziurawione przez kulę Black Hooda, ale wciąż je miałam. Nie mogłam dłużej go marnować.

*

Podsunęłam koszulkę i przyjrzałam się bandażowi, który ciasno okalał mój brzuch. Czwartego dnia miałam już dość siedzenia i zamierzałam w niedługim czasie wykorzystać swój słodki plan.

— Pogrubia mnie — prychnęłam, zerkając z rozbawieniem w lustro. 

Dostrzegłam jak Ronnie wywraca oczami. Tak, ona też bawiła się w Cerbera, wraz z tatą i Archem.

— Nie powinnaś jeszcze chodzić.

— Gdyby to od was zależało, załatwilibyście mi rydwan — mruknęłam. — Chyba nie sądzisz, że będę cały czas leżała w łóżku. To męczące, nawet jak dla mnie. 

Odwróciłam się, długo nie słysząc odpowiedzi.

Veronica siedziała na szpitalnym łóżku, wpatrując się w swoje dłonie.

— Ronnie? — podeszłam bliżej, po czym przysiadłam naprzeciwko dziewczyny. Widziałam, że coś zdecydowanie było nie tak.

— Rozmawiałam z Archie'em. —Brązowooka skrzyżowała nasze spojrzenia. — Chce, żebym...

Pokręciłam głową z dezaprobatą, doskonale wiedząc, do czego zmierza Lodge. Znałam swojego brata na tyle, by domyślić się, o co mógł prosić swoją dziewczynę.

— Kazał ci mnie pilnować?

— Coś... w tym rodzaju... — Veronica pokiwała głową, wyraźnie niepewna. — Skąd...

One Last Time || FP JonesWhere stories live. Discover now