o12 Tell the truth ✍

1.2K 60 5
                                    

Ktoś powinien mi palnąć w łeb za te durne pomysły, naprawdę. Bywały chwile, że sama tęskniłam za czasami, gdy bałam się odezwać. Wtedy nie miałam takich problemów, jak łażenie na posterunek w celu odwiedzin u byłego faceta. Westchnęłam ciężko, wchodząc do środka. Jeszcze mogłam uciec do domu, ale nogi same poprowadziły mnie dobrze znaną drogą, wprost do okienka podpisanego INFORMACJA.

Informacji nie potrzebowałam. Za to trzeźwego umysłu, jak najbardziej.

— Dzień dobry — uśmiechnęłam się, najpiękniej jak potrafiłam. 

Siedzący za biurkiem mężczyzna przyjrzał mi się uważnie. Choć minęło parę lat, wszędzie poznałabym twarz najbardziej nielubianego funkcjonariusza, który z dziką radością gonił mnie po South Side, by potem dzwonić do ojca i się skarżyć. Jestem pewna, że uzyskał wyższy stopień dzięki mnie.

— Andrews.

— Henderrson — odparłam, opierając się o niewielki blat. — Awansik? — zapytałam, wskazując podbródkiem klapy munduru, na których wyszyto trzy szewrony. 

— Dziwisz się? Dwa lata uganiałem się za tobą po South Side. Twoja kartoteka to głównie moje podpisy... — prychnął mężczyzna, przyglądając mi się podejrzliwie.

— W takim razie nie ma za co. 

— Co tym razem kombinujesz?

— Nic. Ja tylko w odwiedziny. — Wzruszyłam ramionami, prostując się. — Znam drogę, nie kłopocz się.

Nie reagując na kolejne słowa Henderrsona, które już szczerze mówiąc były dość niewyraźne, ruszyłam w stronę cel. Przerażało mnie to, że po tylu latach wciąż dobrze znałam drogę. Skręciłam w drugi z korytarzy, jednak nie zdążyłam pokonać odległości dzielącej mnie od drzwi na samym końcu, bo ktoś złapał mnie za rękę. I bynajmniej nie był przy tym delikatny.

— Wykluczone — poinformował mnie Henderrson, gdy tylko odwróciłam się w jego stronę. 

Spojrzałam z wyrzutem na dłoń mężczyzny, wciąż zaciśniętą na moim przedramieniu.

— Nie wejdziesz do Jonesa.

Wyrwałam dłoń, opierając ręce na biodrach. Zlustrowałam policjanta wzrokiem. Widocznie nasza wzajemna nienawiść miała pozostać czymś niezmiennym. 

— Mam prawo się z nim...

— Nie. Masz zakaz, Andrews.

Zmarszczyłam niebezpiecznie brwi. Nie pamiętałam zbyt dobrze, ale wydawało mi się, że na tym etapie śledztwa więzień mógł przyjmować gości. Oczywiście mogłam spróbować kłócić się z Henderrsonem, ale gdy gdzieś za jego plecami dostrzegłam przechodzącego szeryfa, uśmiechnęłam się pięknie i ruszyłam w jego stronę. Keller miał do mnie zdecydowanie mniej cierpliwości. 

— Dzień dobry — złożyłam ręce przed sobą, zagradzając drogę szeryfowi.

Keller westchnął ciężko, jego wyraz twarzy wyrażał więcej niż tysiąc słów. Nie cieszył się z mojej wizyty.

— Ja w gości — wyjaśniłam.

Szeryf oparł ręce na biodrach, wciąż uważnie na mnie patrząc.

— Do Jonesa konkretnie, ale ten przygłup Henderrson nie chciał mnie wpuścić...

Gdzieś za sobą usłyszałam prychnięcie wspomnianego przygłupa, jednak postanowiłam je zignorować. 

— Ten przygłup zrobił tak, bo mu kazałem.

— Nieładnie — odpowiedziałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Na tym etapie śledztwa Jones może widywać się z...

One Last Time || FP JonesWhere stories live. Discover now