o25 I want... him... ✍

1.1K 64 15
                                    

Powiedzmy sobie szczerze, specjalistką w mieszkalnictwie to ja nie byłam. Nie lubiłam tych tematów, po prostu. Były dość śliskie, łatwo się potknąć, nie doczytać jakiegoś przepisu i problem gotowy. Dochodziła też kwestia sumienia. Bo jak pozbawić dachu nad głową rodziny, które nie stać na zapłacenie za wynajem? Oczywiście najczęściej w skład tych rodzin wchodziły małe dzieciaczki. Właśnie dlatego temat był dla mnie niefajny. 

Zachodziłam w głowę zwłaszcza, że chodziło o moich przyjaciół. Starałam się znaleźć jak najwięcej sposobów na faktyczne opóźnienie postępowania. Pierwszym i najprostszym, które przychodziło mi na myśl było odwołanie. Tak więc siedziałam już którąś godzinę z rzędu i drukowałam pisma, aby na koniec dnia podrzucić je FP. Mógł się na coś przydać i rozdać je w Sunnyside. Każdy mieszkaniec musiał takowe podpisać i zanieść do Ratusza. To dawało mi trochę czasu na wymyślenie kolejnego sposobu. 

— Mickey, jest weekend.

Uniosłam spojrzenie na Freda, wchodzącego do pokoju. Pokiwałam powoli głową, doskonale się z nim zgadzając. Kojarzyłam, że był piątek, a to akurat znaczyło, że mogłam nieco dłużej posiedzieć i pomyśleć. Przynajmniej nocą miałam spokój, bo tata i Arch spali. 

— Uzgodniliśmy, że wracamy do ksiąg w poniedziałek.

Zacisnęłam wargi, niepewnie zerkając na stosik papierków. Owszem, tak się umówiliśmy, dlatego miałam nadzieję wykorzystać wolny czas na robotę dla Serpents. 

Fred podszedł bliżej i zerknął na papiery. Stał przez chwilę nieruchomo, zapewne czytając ich treść. A ja siedziałam i czekałam na wybuch. Bo przecież musiał nadejść. 

— Nakazy eksmisji? Burmistrz nie chce ich wycofać mimo, że odchodzi?

Otworzyłam buzię, patrząc z dołu na ojca. Chyba zapomniał, że najpierw musi mnie okrzyczeć. No chyba, że zmienił kolejność. W takim razie postanowiłam współpracować, żeby przypadkiem nie zgubił się w swoim nowym porządku psioczenia na mnie.

— Nic mi na ten temat nie wiadomo. Ponoć Hiram Lodge zawarł rozejm z naszymi, ale wciąż nic nie zrobił z nakazami. Może obraził się za artykuł, który wysmarował Jughead, nie mam pojęcia. — Wzruszyłam ramionami. 

Tata pokiwał głową. Chyba mogłam już zacząć odliczać.

— Podwiozłabyś Archa do Lodge'ów? Wyjeżdża na weekend z ich córką, Jugheadem i Betty.

Zamrugałam energicznie. Mimo, że mieszkałam w domu już kilka miesięcy miałam wrażenie, że coś mnie ciągle omija. Poza tym, nie podobał mi się ten pomysł wyjazdu Rudego. Ja wraz z Serpents walczyłam z Lodgem, a Archie się z nim układał? Super.

— Zawiozę — powiedziałam, natychmiast wstając. Odłożyłam długopis i uśmiechnęłam się do taty. Czy ja doprawdy nie byłam cudowną córką?


Wysadziłam kretyna, zwanego moim bratem, tuż pod drzwiami domu Lodge'ów. Oczywiście usiłowałam pociągnąć go za język, ale był idiotą twierdzącym, że Hiram to świetny człowiek, a on kocha Ronnie i po części robi to dla niej. No i przemów do rozsądku zakochanemu nastolatkowi, który sądzi, że wszystkie rozumy pozjadał. Prędzej dogadałabym się z Vegasem i nauczyła go tańczyć lambadę, niż przemówiła Archibaldowi do ochłapów rozsądku. Poza tym brałam pod uwagę, że Rudy myślał już tylko rozporkiem. Zwłaszcza przed tym weekendem. 

— Nie trzaskaj tak glizdo! — krzyknęłam jeszcze, gdy baran tak mocno zatrzasnął bagażnik, że huk słyszeli najprawdopodobniej po drugiej stronie ulicy. Rudzielec oczywiście mnie zignorował i nie życząc choćby spokojnego wieczoru, ani nie rzucając krótkiego ugryź się w dupę, polazł do rezydencji swojej panny. 

One Last Time || FP JonesWhere stories live. Discover now