Rozdział 27

1.9K 109 10
                                    


Następnego dnia po migdaleniu się w pościeli i szybkim prysznicu mężczyźni ubrali się w wygodne, mugolskie ciuchy i poszli do kuchni, gdzie ku zdziwieniu Harrego przy kuchence na stołku stała Skrzatka, którą poznał podczas pobytu w dworze Snapów.

- Dzień dobry mistrzu Snape, Paniczu Potter - Nie podnosząc wzroku zapełniła talerze na stole bekonem, jajkami i kanapkami, postawiła na środku dzbanek z kawą i po głębokim ukłonie zniknęła. Chłopak skonsternowany spojrzał na kochanka, a ten wzruszył ramionami i potrząsnął głową jakby chciał się pozbyć myśli.

- Rosalie była służącą jeszcze za czasów prosperowania Dworu, jak moja rodzina była szanowana, potem jak odwiedzał nas Voldemort. Możesz sobie wyobrazić jak była traktowana, nie mogę jej przekonać do tego, że nie musi się kłaniać, ani bać kar za niedociągnięcia. Zrobiła się tylko trochę oschła i gburowata, ale może to kwestia tysięcy lat przeżytych na tym padole- usiedli do stołu i w ciszy zjedli śniadanie zajmując głowy własnymi sprawami.

Pierwsze ćwiczenia okazały się być banalne. Severus chcąc sprawdzić poziom mocy Harrego kazał mu wykonywać pierwszo i drugoroczne zaklęcia typu lumos. Pokazało to mniej więcej tyle, że chłopak miał więcej mocy niż wcześniej, czyli nie dowiedzieli się niczego nowego. Jednak profesor z każdym dniem dokładał nowe zadania i zwiększał trudność. Na ogrodzie za domem Snape zorganizował coś na kształt Sali do nauki z manekinami, tablicą i stołem z pergaminami i piórami zapisującymi przebieg zadań. Przy silniejszych zaklęciach magia Harrego delikatnie wariowała przez co zaklęcia miały jakby skutki uboczne. Kiedy chłopak miał wysuszyć mokre prześcieradło, drzewo, na którym wisiało zaczynało płonąć, innym razem podczas sparringu z mistrzem eliksirów chłopak chciał wytrącić różdżkę profesora z ręki, a zamiast tego rzucił kochankiem na kilkanaście metrów co zakończyło zajęcia na tamten dzień i przez co chłopak później na kolanach bardzo zawzięcie i chętnie przepraszał profesora.

Dni mijały, mężczyźni jak nie trenowali, chcąc popchnąć chłopaka do granicy, żeby sprawdzić gdzie ona się właściwie znajduje, to siedzieli nad księgami wypożyczonymi z ministralnych archiwów szukając podobnych przypadków w przeszłości, porównując wybuchy młodego czarodzieja z mitami i opowieściami z tak odległych czasów, że potrzebowali zaklęć tłumaczących starożytne języki.

Tydzień po przyjeździe do domku, wieczorem, panowie siedzieli przy trunkach, Severus na fotelu z ognistą zaczytując się w ponad dwutysięcznym manuskrypcie, a Harry na podłodze, opierając się o nogi profesora z piwem wpatrując się w ogień i błądząc myślami, płomienie zmieniły kolor, a po chwili z kominka wyłonił się elegancko jak zwykle ubrany dziedzic Malfoyów.

-Harry, Severusie, widzę, że wygnanie dobrze wam zrobiło - Blondyn podszedł do barku, nalał sobie szklankę whisky i usiadł wygodnie w fotelu nie czekając na zaproszenie.

- Hej Draco, jak tam, wiadomo coś na temat Nevilla? - Harry odwrócił się tak, żeby widzieć gościa, a profesor po krótkim przywitaniu wrócił do lektury nie zaprzątając sobie głowy kurtuazją. Blondyn zamknął oczy westchnął teatralnie po czym spojrzał zirytowanym wzrokiem na Pottera.

-Nie, ale zniknięcie tej ofermy z jakiegoś powodu jest priorytetem, więc wyluzuj bliznowaty, gorzej z twoją reputacją. Skeeter wymyśliła sobie napisanie książki, wydała ją wczoraj i teraz uwaga - arystokrata złapał się za nos i zmarszczył brwi jakby to co chciał powiedzieć nie mogło mu przejść przez gardło - Napisała, że tak naprawdę jesteś krypto śmierciożercą, ale to akurat już nawet nikogo nie dziwi, później robi się ciekawiej. Na całe szczęście dla mnie jako twojego PRowca odwaliło jej tak bardzo, że napisała jakobyś jako niemowlak już przesiąknięty złem Czarnego Pana sam zabił swoich rodziców, Twój chrzestny tak naprawdę żyje i płodzi psie dzieci z także cudem żyjącą Bellatrix, Snape oczywiście jest zły i szpiegował dla Voldemorta, a ja mam pod władaniem rzekomo znajdujące się pod marchewkowymi czuprynami mózgi rodziny Wesleyów, przez co mam wtyki w ministerstwie, ponieważ mądrala, która się w tą rodzinę niedawno wżeniła jest teraz prawą ręką zastępczego ministra. - Po tej wypowiedzi w salonie zapadła cisza. Snape gapił się otwarcie na Malfoya jak na idiotę, Harry próbował przetworzyć informację, a blondyn wyciągnął pomniejszoną książkę z twarzą Rity Skeeter, przywrócił ją do normalnych rozmiarów, rzucił na stolik i wypił bursztynowy płyn do dna. - Nazwała ją "Cała prawda o chłopcu, który zmanipulował świat".

- Łapa i Bella!- Brunet wybuchł śmiechem zapominając o butelce piwa, która wylądowała na dywanie i położył się nie mogąc zatrzymać napadu głupawki na wieść o tak absurdalnych teoriach. Severus zmarszczył brwi w konsternacji, ale widząc kochanka tarzającego się po podłodze uśmiechnął się tylko i starannie odłożył manuskrypt na półkę wiedząc, że praca na dzisiaj została zakończona.

- To może być koniec jej kariery dziennikarskiej, ale wzrok wszystkich jest skierowany na wybawiciela, który znowu zniknął, nie wygląda to dobrze- profesor dolał chrześniakowi whisky i siadając z powrotem na fotelu zagarnął młodego kochanka z podłogi na swoje kolana. - Jak u was, są jakieś postępy?

Severus pokazał Draco zapiski z ćwiczeń, odpowiedział na pytania i zasugerował kilka teorii, które zakrawały o legendy, Harry co jakiś czas wplatał historię o tym co się działo podczas wybuchu na boisku i jak czuł, ze jego moc rośnie. Po godzinie debaty kochankowie siedzieli zrezygnowani, podczas kiedy Malfoy czytał ostatnie zapiski.

- Wygląda to tak, jakby twoja różdżka nie potrafiła sobie poradzić z ilością przepływającej przez nią mocy - rzucił blondyn od niechcenia nie odrywając wzroku od notatek.

- No tak, zidiociały imbecylu bez szkoły, przecież to oczywiste- Severus wstał zrzucając niechcący kochanka z kolan.

- Em, Sev, nie musisz mnie od razu obrażać- Harry wstał pocierając bolący tyłek.

- Mówiłem do siebie kochanie. Idę napisać list do Olivandera, jutro idziemy na zakupy - z tymi słowami skupiony Snape opuścił salon zostawiając młodzieńców samych.

- Odpuszcza sobie od kiedy się zeszliście - blondyn upił łyk wpartując się w sięgającego po następne piwko bruneta. Chłopak usiadł na fotelu i spojrzał na gościa zainteresowany - No wiesz, zawsze był opanowany i zimny, zmienił się przy tobie i nie powtórzę tego nigdy więcej, więc nie podniecaj się za bardzo Potter, ale ciesze się, że na ciebie trafił, nikt tak bardzo jak on nie zasługuje na to, żeby być szczęśliwym, a z jakiegoś niewiadomego mi powodu ty mu to szczęście dajesz.- Brunet uśmiechnął się zawstydzony i spuścił głowę chowając rumieniec.

-Dzięki Draco, chcę tylko tego, żeby był szczęśliwy i mam nadzieję, że będę potrafił mu to zapewnić do końca naszego życia - Chłopcy spojrzeli na siebie rozumiejąc deklarację, blondyn lekko zaskoczony, a Harry pewny jak nigdy niczego, że to co powiedział jest najczystszą prawdą.

To czego nie wiedzieli to to, że Snape stał na korytarzu zaraz za łukiem prowadzącym do salonu i z ciepłem rozpływającym się po ciele i uśmiechem na twarzy słuchał głosu Pottera jak zahipnotyzowany.

Chłopak, który jednak nie umarł (SNARRY)Where stories live. Discover now