Rozdział trzeci

3.5K 206 4
                                    


Droga do lochów był krótka, ale pełna sentymentalnego gówna, które z każdym znajomym obrazem, korytarzem czy zapachem wypełniało Harrego poczuciem winy i tęsknotą za czasami kiedy jego życie było zagrożone, ale w jakiś sposób wypełnione szczęściem i miłością. Z okazji rocznicy lekcje zostały wstrzymane na pare dni, więc zamek był pusty pomijając duchy, które nie mogły opuścić murów szkoły. Prawie bezgłowy Nick widząc chłopca nie mógł przestać opowiadać jak niezwykle miło znów go zobaczyć, choć pierwszym pytaniem jakie zadał było czy Harry być może jest jakiegoś rodzaju zjawą. Gorzki humor chłopaka kazał mu odpowiedzieć żartem o zmartwychwstaniu i chociaż duch nie wyglądał na rozbawionego, raczej skonsternowanego Harry uśmiechnął się ironicznie, ukłonił i kontynuował marsz nie wyprowadzając towarzysza rozmowy z błędu. Nie spotkał na swojej drodze żadnego nauczyciela z czego był bardziej niż zadowolony, nie był jeszcze gotów na wyjaśnienia i uważał, że pierwszą osobą, która powinna dowiedzieć się co się stało podczas jego nieobecności i dlaczego zniknął bez słowa jest mężczyzna parę pięter niżej.

Kiedy dotarł do drzwi prywatnych komnat profesora Snapa uderzyła go fala wspomnień. Stał tam wpatrując się w obraz, na którym Salazar cierpliwie czekał na hasło, przypominając sobie wszystkie te noce kiedy wymykał się ze swojego dormitorium szukając w pokojach za tą ścianą ciepła i opieki, którą o ironio otrzymywał od zimnego drania uczącego eliksirów. Wyciągnął rękę przed siebie i dotknął obrazu chociaż wątpił, że magiczne bariery wciąż obejmowały go jako stałego gościa pokoi i zostanie wpuszczony bez pozwolenia mistrza tak jak jeszcze przed rokiem, drzwi jednak uchyliły się i pozwoliły chłopcu przekroczyć próg.

-Severusie? - Pokój był pusty. Na biurku naprzeciwko wejścia kłębiły się stosy papierów, szafki wypełnione eliksirami, składnikami i książkami otaczały cały gabinet, na stoliku na środku pomieszczenia stała karafka wypełniona ognistą i do połowy zapisany pergamin. Uchylone drzwi od sypialni były wskazówką dla chłopaka gdzie mógłby być profesor, ale Harry wypełniony niepewnością stał przy drzwiach i nie potrafił się poruszyć. Może to nie był najlepszy pomysł, może on wcale nie chce mnie widzieć? Ale cholera, potrzebował wyjaśnić, teraz odsłonięty, poza bezpiecznymi ścianami swojego domu Harry dostrzegł jak głupie i egoistyczne było z jego strony takie zniknięcie i chociaż wiedział, że potrzebował tego czasu, żeby poradzić sobie ze wszystkim co się zdarzyło zostawił za sobą bez żadnego wytłumaczenia ludzi którym na nim zależało. Z nowo odkrytą determinacją, żeby płaszczyć się przed swoim byłym, cóż, prawie kochankiem, ruszył w stronę uchylonych drzwi. Severus siedział ze szklanką ognistej przy kominku. Jego postać oświetlona tylko tlącym się płomieniem wyglądała wręcz majestatycznie. Ściśnięte usta, zamknięte oczy i palce mocno zaciskające się na szkle, upewniły Harrego, że Snape był całkowicie świadomy intruza.

- Wyjdź Potter - Szept przeszył ciszę. Harry wzdrygnął się lekko, ale nie wycofał się do drzwi, zamiast tego uklęknął przy nogach profesora i zrobił dokładnie to co planował od wybuchu w gabinecie dyrektor, zamierzał błagać na kolanach o przebaczenie jeśli będzie trzeba.

-Proszę Severusie, spójrz na mnie. Cholera, nie mam pojęcia od czego zacząć. Proszę, musisz mi uwierzyć, nie chciałem Cię zostawiać, ale unikałeś mnie od tamtego dnia, nie chciałeś ze mną rozmawiać, nawet przebywać blisko mnie, a ja nie dawałem sobie rady. Potrzebowałem czasu i Merlin jeden wie, że nie miałem pojęcia, że aż tyle go straciłem dopóki nie dostałem tego głupiego listu do McGonagall - Harry czuł jak jego serce się rozdziera, mężczyzna przed nim wciąż nie otworzył oczu, a grymas na twarzy, pełen pogardy był najlepszym dowodem na to, że Snape mu nie wierzył, albo zwyczajnie nie chciał go słuchać. No tak, minęło mnóstwo czasu, Severus był wolny i tak naprawdę Harry nie miał powodów żeby sądzić, że mężczyzna na niego czekał. To była myśl która uderzyła w chłopaka tak mocno, że odsunął się od fotela i zaczął wstawać gotowy do wyjścia. On mnie już nie chce, zniknąłem, straciłem go, Merlinie, albo w ogóle nigdy mnie nie chciał. Nie mógł uwierzyć w swoją głupotę, był zbłąkaną owieczką, potrzebował wsparcia i otrzymał je, ale teraz już wykonał zadanie, nikt nie musi się nad nim litować, prowadzić go ani udawać że się nim opiekuje, żeby nie spieprzył swojego zadania bo nie ma dla kogo walczyć, nikt go już nie potrzebuje. Harry przerażony spojrzał w czarne, wpatrujące się w niego tym razem oczy po czym najszybciej i najbardziej efektownie jak umiał założył maskę obojętności na twarz. -Przepraszam panie profesorze za moje zachowanie, to było co najmniej nieodpowiednie. Mam nadzieję, że wywiady których pan udzielił i niewątpliwie zamęt, który wprowadziłem przez moje zniknięcie nie były dla pana bardziej uciążliwe niż sama moja osoba przez lata kiedy się tu uczyłem. Z tymi słowami odwrócił się na pięcie i pobiegł do drzwi tak szybko jak tylko potrafił nie zauważając całkowicie zagubionego i zdziwionego profesora eliksirów wciąż siedzącego ze szklanką ognistej na fotelu przed kominkiem.

Mijał korytarze Hogwartu jeden za drugim, nawet nie pamiętał jak znalazł się przy bramie wejściowej. Musiał się uspokoić, wiedział, że nic dobrego nie wyniknęłoby gdyby pojawił się przed norą w takim stanie. Tak bardzo chciał schować się znowu w swoim domu, zaszyć się przed tym wszystkim co czuł, przed ludźmi i plotkami, ale wiedział, że nie może sobie na to pozwolić, jego przyjaciele do jasnej cholery myśleli że nie żyje. - Co ja narobiłem, Potter idioto, jak mogłeś się tak zachować?- Obrażanie samego siebie zadziałało zadziwiająco terapeutycznie. Zacisnął pięści, wziął jeszcze jeden kontrolny, głęboki oddech i aportował się pod drzwi domu Wesleyów.

Chłopak, który jednak nie umarł (SNARRY)Where stories live. Discover now