Udało mi się wprowadzić dużo zarządzeń odnośnie zmniejszenia ingerencji Społeczeństwa Mieszczańskiego w życie Społeczeństwa Dzikiego. Wytyczyłam również surowe kary za złamanie owych przepisów. Zakazałam podróży na Antarktykę i Atralię oraz w całkowicie dzikie rejony Połudnocy i Euroazjatyki. Naukowcy, którzy chcieli się tam wybrać, aby prowadzić obserwacje musieli prośby o pozwolenie kierować bezpośrednio do mnie. Czułam dumę na myśl, że dzięki tym działaniom świat zwierząt będzie należał wyłącznie do nich samych. Jako przedstawicielka Społeczeństwa Dzikiego wśród ludzi musiałam dbać o dobro swoich pobratymców.

Pchnęłam ostatnie drzwi i opadłam ciężko na czarny obrotowy fotel. Na ślepo znalazłam kabel od lampy i przestawiłam włącznik. Żółte światło rozjaśniło gładki blat oraz piętrzące się stosy teczek i segregatorów. Wyjęłam z szat komórkę i odłożyłam ją obok laptopa. Po przyznaniu w duchu, że naprawdę nie chciało mi się tego robić, zabrałam się do nudnej roboty. Nie szło mi ani szybko, ani wolno. Raz po raz odkładałam dokumenty i sięgałam po kolejne. Czasami musiałam coś sprawdzić w komputerze, więc urządzenie cały czas było odpalone. Wokół nie panowała jednak cisza, ponieważ z głośników leciała cicho moja ulubiona muzyka. Dzięki niej dałam radę wytrwać przy biurku do południa.

Po dwunastej stwierdziłam, że czas wyprostować nogi i zaspokoić głód. Zeszłam do opustoszałej kuchni i wygrzebałam z lodówki rzeczy, które zostawili mi nieobecni kucharze. Podgrzałam posiłek w mikrofalówce i zrobiłam sobie kawę. Wróciłam z tym wszystkim do gabinetu i na nowo pogrążyłam się w papierach.

Minęło kolejne kilka godzin, zanim spojrzałam na zegar. Wybiła dziewiętnasta. Rozejrzałam się po pokoju, ziewając. Udało mi się ogarnąć połowę przygotowanej do wykonania roboty. Poza tym w rogu blatu stały brudne talerze i kubki po kawie. Wypiłam chyba trzy. Pewnie siedziałabym do późna, gdybym nie przypomniała sobie, że musiałam zmienić Henkera.

– Dobra, koniec na dzisiaj – zadecydowałam i podniosłam się z wygodnego krzesła.

Zabrałam telefon i opuściłam pomieszczenie, gasząc światło. Nie zamknęłam drzwi, aby trochę przewietrzyć gabinet. Powolnym krokiem skierowałam się do piwnic, rozważając nad tym, że nie miałam tego dnia czasu na jakiekolwiek myśli. Może to i dobrze, bo nie wpłynęłyby pewnie one pozytywnie na mój humor. Czekała mnie jeszcze długa noc w celi, której wbrew pozorom nie miałam nic przeciwko. Chętnie spędziłabym trochę czasu sam na sam z Shadowem. Odbyłam już z nim dużo rozmów i każda nas w jakiś sposób do siebie zbliżyła. Mieliśmy podobne gusta i poglądy, mogliśmy godzinami debatować na najróżniejsze tematy.

Zeszłam po schodach i pokonałam ciemny korytarz. Chłodne powietrze uderzyło w moje nozdrza, dając pewne orzeźwienie. Otworzyłam kraty, mijając się w nich z Henkerem.

– Miłej nocy, Królowo – życzył mi, więc odpowiedziałam mu tym samym.

Władca Cieni i Snów siedział na swojej pryczy ze skrzyżowanymi nogami pozbawionymi butów, przeglądając jakąś książkę. Gdy kroki Agenta ucichły w oddali, podniósł głowę i powitał mnie ciepłym uśmiechem. Gdyby nie ból w czekoladowych oczach, nigdy bym nie zgadła, że cierpiał potworne katusze. Wyglądał zdrowo, chociaż zauważalnie zbladł. Jego zapach był dziwnie podniecający, w przeciwieństwie do tego Zimera, który mnie w większości uspokajał. Przesunął się w prawą stronę, robiąc mi miejsce. Bez wahania usiadłam obok niego na kocu, opierając się plecami o kamienną ścianę. Nie martwiłam się o jakąkolwiek etykietę. Poznałam już dosyć blisko Shadowa i wiedziałam, że nie musiałam zachowywać chłodnego dystansu lub postępować w królewski sposób.

– Co czytasz? – zagadnęłam, spoglądając na obłożone czerwoną skórą tomisko.

Legendy i inne starożytne opowieści miasta Anatonis – podyktował tytuł, zamykając okładkę i odłożył dzieło na podłogę. – Zawsze chętnie do nich wracam, a to wydanie szczególnie mi się podoba. Może dlatego, że tak bardzo przypomina te wersje, które opowiadał mi mój ulubiony opiekun, jak byłem mały.

WolfKnightWhere stories live. Discover now