× Wypadek Deana ×

461 25 0
                                    

Minęło sporo czasu, kiedy rodzina Deana wróciła do Los Angeles. Niestety i Olivier musiał wrócić. Ponoć ojciec musiał się z nim pilnie spotkać, bo miał kilka problemów. Przykro mi było, że do czerwca się z nim nie zobaczę, a niedługo i Dean miał wrócić do Stanów. Nie wiedziałam, co zrobię ze swoim życiem, zwłaszcza w tym wielkim domu. Z mieszkania w bloku zrezygnowałam, bo nie widziałam sensu, aby wciąż je wynajmować. Cieszyłam się jedynie z tego, że nie musiałam się użerać z sąsiadką i miałam w końcu spokój. 

Jeśli chodzi o szkołę, to nic takiego się nie zmieniło. Dean wciąż był trenerem, a ja łaziłam i patrzyłam, jak katuje tych biednych chłopców i kilka dziewczyn. Kilka razy próbował mnie namawiać do powrotu, ale nie chciałam. Zdecydowanie wolałam się przyglądać temu wszystkiemu niż sama się męczyć. Wielkimi krokami zbliżał się turniej, co jeszcze bardziej wkurzało Deana. Kochał grać w koszykówkę, ale nie potrafił pojąć tego, że te "kapiszony" nie potrafią grać, mimo że pokazuje im wszystko milion razy. Czasami śmiać mi się chciało, bo miałam wrażenie, że mój przyjaciel jest o mały włos od popłakania się. Sama nie rozumiałam, dlaczego nauczyciel zgłosił naszą szkołą do tego, skoro nawet oni są przekonani, że przegrają każdy mecz. 

―  Brakuje mi Borisa. ―  mruknął Dean, który po ogłoszeniu przerwy, usiadł obok mnie. ―  On by ich zmotywował. Płakaliby, ale chociaż się starali. ―  westchnął. ― To będzie totalna kompromitacja. Nie wiem, jak ja się potem pokaże, to będzie zniesławienie mojej szkoły, drużyny i jednocześnie nazwiska. ― oparł głowę o moje ramie. ― Zrób coś. 

―  Co mogę zrobić? ―  zapytałam, całkowicie nie rozumiejąc jego słów. ―  Mnie tym bardziej nie posłuchają. Dla nich jestem twoim przydupasem i kujonkom. 

―  Zabij mnie. ―  szturchnęłam go. ―  Nie daje rady, gorszych imbecyli jeszcze nie widziałem! ― krzyknął, aby wszyscy usłyszeli. 

―  Może przestań ich tak wyzywać, a spróbuj podnieść na duchu. ―  spojrzał na mnie spod byka. ―  Podejdź do tego bardziej optymistycznie, opowiedz im, co dla ciebie znaczy koszykówka i "zaraź" ich tą pasją. 

―  Zacznij pisać wiersze. ―  zaśmiał się.―  Spróbuję. Nie mam już nic do stracenia. ― westchnął. 

* DEAN

Nie dawałem już rady. Oni wszyscy przychodzili tutaj tylko dla popularności w szkole. Koszykówka to nie jest takie sobie rzucanie piłką. To piękny sport, który nie tylko przynosi sławę, ale hartuje ducha walki. Cierpliwość w tym wszystkim dawno odeszła w niepamięć. Od kiedy zginął mój brat, ten sport stał się dla mnie obsesją. Kiedy coś mi nie wychodziło, wpadałem w furię. Zawsze wszystko musiało iść po mojej myśli, ale chyba los tym razem zesłał mi największych idiotów, którzy chodzą na tym świecie.

Mówię, nie kozłujcie dwoma rękami jak dzieci w podstawówce. A oni co? Robią to! Tłumaczę im każdą zasadę gry milion razy, nawet kazałem im się ich nauczyć na pamięć, ale oni i tak robią, co chcą. Jednego chłopaka wywaliłem z "drużyny", bo nie dość, że przyszedł nawalony, to jeszcze przekonywał wszystkich, aby to on był trenerem. I to nie tak, że od razu po tym go wywaliłem, osobiście miałem to w dupie, czy będę trenerem, czy nie. Problem polegał na tym, że reszta bardzo dobrze wiedziała, że nikt z nich nie da mi rady.

A jeśli chodzi o słowa Lary, to miała racje. Od razu powinienem zacząć od tego, żeby pokazać im, ile ta gra zespołowa jest warta. Musiałem pokazać im, że bycie w drużynie, to nie tylko większa liczba follow na Instagramie ani kilka nowych dziewczyn. Musiałem obrać nową strategię. Każdy musiał poczuć ducha walki i podbudować pewność siebie. Krzykiem nic więcej nie byłem, w stanie wskórać.

― Koniec przerwy! ― krzyknąłem. ― Posłuchajcie mnie wszyscy. ― ruszyłem szybkim krokiem w ich stronę i nie zauważyłem, że było coś rozlane na podłodze. Wywróciłem się, jednocześnie upadając na nogę, która zaczęła mnie koszmarnie boleć.

― Wszystko gra? ― zapytała Lara.

― Gdybym mógł stanąć, to by było. ― powiedziałem i ściągnąłem buta. Miałem spuchniętą kostkę.

― Musimy jechać do szpitala. ― powiedziała. ― Dzwonię po trenera.

*LARA

Patrzyłam z przerażeniem na swojego przyjaciela. Jego kostka była prawie taka sama jak moje udo. Dean podał mi swój telefon już z wybranym numerem do trenera. Na szczęście szybko odebrał. 

T: Jeśli znowu chcesz powiedzieć, że oni się do niczego nie nadają to sobie daruj. 

L: Może Pan przyjechać? Najlepiej jak najszybciej. 

T: A co się stało?

L: Dean chyba zwichnął kostkę. 

T: Będę za kilka minut. 

Chłopcy pomogli Deanowi wstać. Widziałam po jego minie, że jest wściekły i pewnie, gdyby nie ten ból, to uderzyłby pierwszą osobę, która by mu się nawinęła.

― Kto rozlał wodę? ― zapytał w końcu. ― Co się tak patrzycie? Nikogo przecież nie zabije, chyba że było to celowe. ― popatrzył na jednego z chłopaków.

― Dlaczego na mnie patrzysz? To nie ja rozlałem wodę. Niby po co? ― zaczął się tłumaczyć, co nas wszystkich naprowadziło, że wie kto, to zrobił.

Dean miał już coś powiedzieć, ale na salę wpadł trener. On widząc kostkę mojego przyjaciela, był tak samo przerażony jak ja. Zaczął się wydzierać, ale sama nie wiedziałam na kogo.

― Porozmawiaj z nimi. ― powiedział Dean, kiedy pomogliśmy mu wsiąść do samochodu. ― Nie o wodzie, a o tej koszykówce. Ja nie zagram pewnie w tym turnieju, więc sami muszą dać radę.

― Ja mam ich zmotywować? ― kiwnął głową. ― Spróbuję.

Wróciłam na salę gimnastyczną. Chłopcy popatrzyli na mnie zdziwionym wzrokiem, ale kazałam im tylko usiąść i mnie posłuchać.

― Nie gadaj, że ty nas będziesz trenować.

― Jesteście beznadziejni nawet bez mojej pomocy. ― mruknęłam. ― Co? ― zapytałam, kiedy wszyscy na mnie patrzyli zszokowani.

― Bez urazy, ale znamy się od gimnazjum i zawsze byłaś dla wszystkich milutka. ― wzruszyłam ramionami.

― Dobra, Dean kazał mi z wami porozmawiać, więc pozwólcie, że to zrobię i pójdę do szpitala. ― kiwnęli głowami. ― Jak się czujecie przed tym turniejem?

― Jak Dean nie będzie mógł grać, to my nawet nie mamy po co wychodzić na boisko. ― odezwał się Mateusz, chodziłam z nim do jednej klasy w gimnazjum.

― Gdybyście robili to, co mówił, nie byłoby problemu. ― wypaliłam. ― A zanim zaczniecie te swoje mądrości, dajcie mi skończyć. ― wzięłam wdech. ― On źle zaczął, wiem. Od samego początku nie chciał Was trenować i do tego zawsze grał z takimi szajbusami, że nie potrafi się już nie drzeć.

― Do czego zmierzasz?

― Nie podchodźcie do tego, jak do obowiązku. Ta gra powinna być dla Was odskocznią od problemów. Dean gra nie dlatego, żeby interesowały się nim dziewczyny, ale dlatego, że koszykówka jest dla niego pasją. I może nie znam go jakoś bardzo długo, ale wiem, że chciałby, aby ta gra stała się dla was tak ważna jak dla niego. ― westchnęłam. ― Myślicie, że gdyby nie widział w Was żadnego potencjału, to by się w to bawił. Już po pierwszym treningu by zrezygnował. Przemyślcie sobie, czy naprawdę chcecie grać. Jeśli nie, to nie marnujcie swojego ani jego czasu.

#####

CHANCEWhere stories live. Discover now