× Znajomy ×

633 25 1
                                    

Minęły dwa dni, Dean wciąż nie podjął decyzji, jeżeli chodzi o "posadę" trenera. Moim zdaniem powinien się zgodzić, bo ze mną to tylko siedzi w domu i zamula. Chciałam, żeby ten czas w Polsce dobrze wspominał, dobrze się bawił, a nie siedział w domu przy książkach lub telewizorem. Ciągle zawracałam mu tyłek tym wszystkim, nauczyciel także. Nie dziwiło mnie to, że wszyscy chłopcy z mojego rocznika się zapisali. Dean grał rewelacyjnie, a branie lekcji od kogoś takiego to wielkie szczęście. Też bym na ich miejscu skorzystała.

― Wszyscy jesteście tacy uparci. ― powiedział Dean. ― Nie dacie mi nawet na spokojnie tego przemyśleć. ― westchnął. ― Będę tu do końca maja, jest prawie koniec marca. Nie wiem, czy to się opłaca.

― Jeżeli wszyscy na tych treningach dacie sto procent, to na pewno będzie się opłacało. ― powiedział trener, a mój przyjaciel spojrzał na mnie.

― Niech Wam będzie, ale jest warunek. ― uśmiechnął się. ― Też będziesz trenować. ― zwrócił się do mnie. ― Inne dziewczyny też mogę, ale nie chce jakichś lalek, co boją się piłki.

― Skąd pomysł, że ja się nie boję? ― chłopak rzucił we mnie piłką.

― Już wiesz? ― mruknął, kiedy ją złapałam.

― Jesteś okrutny. ― zaczął się śmiać.

― To od kiedy możesz zacząć treningi?

― Od poniedziałku. Wszystko sobie dokładnie przemyśle i ustalę. Myślę, że tygodniowo będą jakieś dwa,  maksymalnie trzy treningi.

― Połamią mnie. ― powiedziałam, gdy skończyliśmy lekcje. ― Zostanę kaleką do końca życia. Oni nie uważają! ― westchnęłam. ― I nie lubię biegać.

― Polubisz. ― zrobiłam smutną minę. ― No uśmiech. ― zatrzymał mnie. ― Chce z Tobą spędzić ten czas tutaj, a trenując, nie będę miał czasu. ― popatrzył mi w oczy. ― Cieszyłem się, że w LA miałem zakaz, bo chociaż poznałem swoją psiapsi! ― przytuliłam go, jednocześnie się śmiejąc. ― Idziemy do domu? Zrobimy to, co musimy i pójdziemy do tej knajpy, co w poniedziałek.

― Będę bankrutem przy Tobie. ― mruknęłam. ― A nie pozwolę Ci cały czas płacić.

― Niby dlaczego? Mam dużo pieniędzy. Wystarczy mi tutaj co najmniej do końca roku.

― Ale tak nie można. ― westchnęłam. ― Chyba zacznę robić obiady dzień wcześniej. ― chłopak przewrócił oczami.

― Nie masz nic do gadania. ― weszliśmy do klatki.

W domu rozeszliśmy się do swoich pokoi. Rzuciłam torbę na łóżko, po czym przebrałam się w szare dresy i białą koszulkę oraz związałam włosy. Wróciłam do kuchni i wstawiam wodę na kawę, chwilę później przyszedł Dean.

― Co robisz? ― zapytał, siadając przy stoliku.

― Kawę, chcesz? ― kiwnął głową.

― Dobrze, że nie musimy siedzieć cały dzień przy książkach. Możemy dłużej być na mieście. ― przyznałam mu rację. ― Masz kontakt z Jasonem. ― złapałam się za głowę i od razu pobiegłam do pokoju. ― Tobie co?

― Nie odezwałam się do niego, kiedy w szkole zaczęły się te plotki. ― westchnęłam. ― Napisze do niego, że wieczorem zadzwonię.

Cztery godziny później znowu się przebierałam. Moja biała koszulka i spodnie były całe w kawie. Tak zasiedziałam się nad książkami, że zapomniałam ją wypić i gdy niechcący "potrąciłam" kubek, to wylałam.

― A niech to. ― mruknęłam, po czym pobiegłam do kuchni po ręczniki papierowe.

Gdy to wytarłam, Dean wszedł do mojego pokoju. Siedziałam w samym staniku, a widząc go, krzyknęłam przerażona.

― Co się drzesz? Myślisz, że laski w staniku nie widziałem?

― Bez na pewno też. ― mruknęłam, zakładając na siebie bluzę z kapturem.

― Szybko się irytujesz, wiesz o tym? ― kiwnęłam głową. ― Idziemy już na to żarcie? Kiszki mi wyskoczą zaraz.

― Tak, tylko jeszcze zmienię spodnie. ― oparł się o ścianę. ― Wyjdź. ― zaczął się śmiać. ― Dean, nie denerwuj mnie. Bo jak Cię kopne w sranie, to Ci motor stanie. ― całkowicie wybuchnął śmiechem. ― Dean!

― No już, już. ― Gdy wyszedł z pokoju, szybko zmieniłam spodnie.

Kilkanaście minut później wychodziliśmy z bloku. Cały czas zastanawiałam się, jak niby miałam sobie poradzić na tych treningach. Nie dość, że byłam niska, to jeszcze krucha. Może nie byłam największym chudzielcem ani nie miałam talii osy, ale nie byłam nachalna, nie miałam potrzeby wygrywania przez cały czas. Od zawsze byłam spokojną dziewczynką, która wolała naukę od sportu. Nigdy to się nie zmieniło.

― O czym myślisz? ― zapytał.

― O tej koszykówce, nie nadaje się. ― powiedziałam.

― Niby dlaczego? Jeśli się postarasz, możesz być najlepszą zawodniczką.

― Skąd niby taki pomysł? ― uniosłam brew. ― Jakoś nigdy mnie do sportu nie ciągnęło. Nie jestem jakaś beznadziejna w siatkówce, ale kosz. To chyba nie to.

― Może i jesteś beznadziejna w ręcznej, ale przecież graliśmy w koszykówkę na lekcji, szło Ci znośnie, biorąc pod uwagę wszystkich.

― Umiesz zmotywować. ― zaczęłam się śmiać.

Gdy byliśmy blisko knajpki, zauważyłam tego chłopaka, który proponował mi pomoc w markecie. Szturchnęłam przyjaciela i wskazałam na bruneta.

― Wiesz kto to? ― zapytał.

― Nie, wjechałam na niego wózkiem w markecie. ― westchnęłam.

― Debilu, to Olivier. ― otworzyłam szeroko oczy.

― Pierdolisz.

####

ktoś tu jeszcze jest?

CHANCEWo Geschichten leben. Entdecke jetzt