× Bezpieczeństwo ×

797 29 0
                                    

Po lekcjach chciałam pójść do hotelu, samotnie bez Deana i innych. W ten dzień już nie miałam siły, cała piątka udowodniła mi, że jednak nie mogę na nich polegać. A to wszystko było tylko maską, która bardzo szybko zdjęli. Z jednej strony to dobrze, z drugiej nie za bardzo. Boris co chwilę pokazywał mi, że do nich nie pasuje. Miał rację. 

― Co robisz?! ―  podjechał Dean. ― Wsiadaj, odwiozę Cię.

― Zapamiętałam drogę do hotelu.

― Dla własnego bezpieczeństwa wsiadaj, nie wiesz, co dzieje się na niektórych ulicach. Jeżeli wejdziesz na czyjeś terytorium, możesz dostać kulkę w głowę i to nieważne czy idziesz chodnikiem, czy weszłaś komuś do domu.

― O czym ty do mnie mówisz? ― uniosłam brew, byłam całkowicie zdezorientowana.

― Lara, proszę Cię. Zrób to dla własnego bezpieczeństwa.

Chwilę się zastanowiłam; miałam duże wątpliwości co do słów Deana. Nie ufałam mu, już nie. Jednak coś czułam, że może on ma rację i mogłam rzeczywiście nie wrócić do hotelu.

Wsiadłam do samochodu. Nie odzywałam się całą drogę, ale za to Deanowi jadaczka się nie zamykała.

― Słuchasz mnie?

― Nie. ―  głośno westchnął.

― To teraz posłuchaj. ― pokiwałam głową. ― W tym mieście jest największy procent zorganizowanej przestępczości w calutkich Stanach Zjednoczonych. Nie znasz tego miasta, nie wiesz, gdzie możesz się pałętać, a gdzie nie. Wystarczy, żebyś weszła w tamtą uliczkę. - wskazał mi palcem. ―  A nie wyszłabyś byś z niej. Myślisz, że dlaczego mnie do ciebie przydzielili? Mam cię pilnować, najlepiej całodobowo, ale nie jestem prywatnym ochroniarzem.

― Mam to gdzieś i tak nie mam zamiaru wychodzić z hotelu. ― odwróciłam głowę. - Będę miała więcej czasu na naukę.

― Dalej się złościsz? ― wzruszyłam ramionami. ― To nie ja się Ciebie czepiam, tylko reszta. Nic na to nie poradzę, że masz inne poglądy niż oni. A jeśli cię to pocieszy, to odpowiada mi odłączenie się od nich. Czasami mam ich po dziurki w nosie, nie mówiąc tu o laskach, które zdobywają fame dupą i ustami.

Nie skomentowałam tego. W tamtej chwili marzyłam tylko o tym, aby znaleźć się w hotelu, chciałam odpocząć od nich wszystkich.

― Chyba wystarczy, żebyśmy razem jeździli do szkoły i potem wracali do domu. Nie ma sensu próbować się przyjaźni albo się kolegować. Faktem jest, że oboje żyjemy w różnych światach, ty w wiecznej zabawie, a ja w wiecznej nauce na innym kontynencie. I niech tak pozostanie.

― Nie słyszałaś, co dopiero powiedziałem?

― Słyszałam, ale to nic nie zmienia. Nie musisz mnie lubić ani spędzać ze mną czasu. Potrafię sama o siebie zadbać.

Samochód zatrzymał się przed hotelem. Rzucając krótkie "do jutra" wysiadam z pojazdu.

W mgnieniu oka znalazłam się na swoim piętrze, otworzyłam drzwi, a jak od razu weszłam, to znów zakluczyłam je. Obiecałam sobie, że już nie wpuszczę żadnego z nich do mojego "Sanctum".

Nie zjadłam obiadu, od razu usiadłam do nauki. Chciałam mieć to wszystko z głowy i rozkoszować się widokiem z okna oraz zorientować się w tej całej zorganizowanej przestępczości. Słyszałam nie raz, że Stany to największe skupisko gangów, a w niektórych miastach może ginąć od stu czterdziestu ludzi. Najmniej!

Z jednej strony tacy ludzie nie muszą przestrzegać żadnych zasad. Robią, co chcą i biorą, co chcą. Jednak karą może być śmierć albo zamknięcie w więzieniu na całe życie z innymi mordercami, członkami gangów i psychopatami.

_____
Ten krótki
I niesprawdzony

CHANCEWhere stories live. Discover now