× Wagary i wojna ×

546 23 2
                                    

Kiedy Olivier wyszedł, od razu poszłam pod prysznic. Wiedziałam, że Dean będzie chciał o tym porozmawiać, ale nie miałam do tego głowy. Było już dobrze przed dziesiątą, chciałam jeszcze porozmawiać z Jasonem. Starałam się cały czas z nim utrzymywać kontakt, bo mimo wszystko traktowałam go, jak przyjaciela. Odległość i fakt, że poznaliśmy się w klubie, gdzie zostałam poturbowana, nie przeszkadza mi w przyjaźni.

Jak mam być szczera, to lepiej czułam się w towarzystwie niego oraz piątki tych głupków niż kogokolwiek, kogo znałam całe życie. Oni nie próbowali być mili na siłę, zawsze pokazywali jacy są naprawdę i nie interesowało ich to jaka jestem.

Patrząc na Deana. Sam fakt, że mieszkał ze mną tyle czasu i wytrzymał te komentarze, kiedy te plotki były jeszcze "modne", mówi o tym, że jest moim przyjacielem. Nie każdy byłby w stanie to wytrzymać.

― Pogadamy? ― zapytał Dean, kiedy wyszłam z łazienki.

― Nie wiem, czy to dobry pomysł. ― westchnęłam. ― Musze się z tym wszystkim przespać i na spokojnie przemyśleć.

― Dobra, tylko jak będziesz spędzać czas z braciszkiem, to nie zapomnij, że twój psiapsi tu mieszka i chce też z Tobą spędzać czas. ― uśmiechnęłam się.

― Na pewno nie dasz mi o tym zapomnieć. ― chłopak dał mi buziaka w policzek, po czym poszedł do swojego pokoju.

Następny dzień

Nie spałam zbyt długo. Z Jasonem rozmawiałam prawie przez cztery godziny. Połowę tego czasu namawiał mnie, żeby od razu przeprowadzać się do Los Angeles. Próbowałam mu to wytłumaczyć, ale jakbym rzuciła grochem o ścianę. Nie chciał słyszeć o tym, że to dopiero pod koniec czerwca może mieć miejsce. A co dopiero, że się nie zgodzę.

― Już drugi dzień Cię budzę. ― mruknął Dean. ― Powinno być na odwrót. To ty powinnaś robić wszystko, żebym wstał z łóżka. ― zaśmiałam się.

― Nie chce mi się iść dzisiaj do szkoły. ― westchnęłam. ― Zróbmy sobie wolne.

― Ty chcesz sobie zrobić wolne?! Taka kujonica?

― Jak chcesz, to idź, ale mi się nie chce.

― Już Ci coś kiedyś mówiłem.

― No to uzgodnione. ― przewróciłam się na brzuch. ― Życz mi miłych snów. ― poczułam, że chłopak położył się obok mnie.

― Ty mi również. ― przytulił się.

― A ty sobie za dużo nie pozwalasz?

― Ucisz się, próbuję zasnąć. ―  już nic nie powiedziałam, zamknęłam oczy i udałam się do krainy Morfeusza.

Obudziłam się dopiero przed dwunastą. Odwróciłam się, Dean, wciąż przytulony do mnie, patrzył w telefon.

― Witam śpiąca królewnę. ― mruknął.

― Długo nie śpisz?

― Od godziny. ― ziewnął. ―  Obudził mnie twój telefon. Dzwonił dyrektor, pytał czemu nas nie ma.

― Co mu powiedziałeś? ― zapytałam, siadając.

― Że wymiotujesz. ― kiwnęłam głową. ― Zamówiłem jedzenie.

― Nie jestem zbyt głodna. ― przyznałam. ― Trochę głowa mnie boli.

― Jak coś zjesz, to weźmiesz tabletkę. ― kiwnęłam głową. ― Może zadzwoń do brata, może wpadnie.

― To dobry pomysł. ― uśmiechnęłam się.

Nie miałam dużo czasu na przemyślenia   ale mimo wszystko cieszyłam się, że Olivier chce mnie poznać i być prawdziwą rodziną. Szkoda, że mój biologiczny ojciec nie chciał mnie znać. Jednak jak mam być szczera, to nie bardzo widziało mi się poznawanie kogoś, kto bez namysłu mnie oddał.

CHANCEWhere stories live. Discover now