× Ciężki poniedziałek ×

642 28 0
                                    

Gdy się obudziłam, było kilka minut po siódmej. Wstałam i udałam się do kuchni, wstawiłam wodę na kawę, po czym otworzyłam lodówkę, ale przypomniało mi się, że muszę w końcu pójść na zakupy. Ja wypiłam kawę, wróciłam do sypialni i ubrałam białe jeansy i czarną koszulkę. Następnie poszłam do łazienki, aby zrobić makijaż i rozczesać włosy. 

Przed wyjściem z domu narzuciłam na siebie jeansową kurtkę i wzięłam mały, czarny plecaczek i teczkę, w której miałam potrzebne mi papiery. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. 

Połączenie: Dean

Bez namysłu odebrałam. 

L: Stęskniłeś się? 

D: Nie mogę spać. Co robisz? 

L: Idę do banku. 

Pogadałam z chłopakiem do momentu, gdy nie byłam przed bankiem. Życzyłam chłopakowi dobrej nocy, po czym rozłączyłam się i weszłam do budynku.

Kiedy w końcu udało mi się wszystko zapłacić, kolejka była przerażająco wielka, to udałam się na najbliższy przystanek. Musiałam zrobić zakupy, gdybym miała dzień w dzień zamawiać jedzenie, to w najbliższym czasie straciłabym wszystkie pieniądze.

Już po dwudziestu minutach wchodziłam do supermarketu. Wzięłam wózek i powolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Co chwilę coś wrzucałam do koszyka, całkowicie pochłonięta myślami. Nie zwracałam uwagi na nikogo, co skończyło się wjechaniem na jakiegoś faceta.

― Przepraszam. ― powiedziałam. ― Nic Panu nie jest? ― popatrzyłam na wysokiego mężczyznę, mógł mieć od dwudziestu jeden do dwudziestu pięciu lat. Miał brązowe włosy i niebieskie oczy.

― Nic się nie stało. ― uśmiechnął się. ― Może Ci pomóc?

― Nie dziękuję, poradzę sobie. ― trochę się zmieszałam, dziwne to było, że obcy facet proponuję pomoc w robieniu zakupów.

― Na pewno? ― kiwnęłam głową. ― To w takim razie, trzymaj się. ― poszedł w stronę kas.

******

Gdy wychodziłam z marketu, było jakoś po dwunastej. Wzięłam reklamówki i ruszyłam w stronę swojego domu. Nie chciałam się tłuc autobusami, ta ciągła jazda samochodem z Deanem, była męcząca, więc chciałam nieco pooddychać.

Po jakimś czasie niedaleko mnie zauważyłam dobrze znanych mi bliźniaków. Nieco się spięłam, bo ani razu im nie powiedziałam, dlaczego przestałam się odzywać. To było bardzo chamskie z mojej strony, ale co im miałam powiedzieć? "Sorry, ale jednak nie chcę się z wami przyjaźnić nara"?

A w życiu.

Już wolałam, żeby mnie znienawidzili przez to, że przestałam się odzywać, niż mieli mnie za takiego chama, jakim jest Elka, z którą przyjaźniłam się do gimnazjum.

― Hej Lara. ― wzięłam głęboki wdech.

― Hej. ― powiedziałam, lekko się uśmiechając.

― Jak było w Los Angeles?

― W porządku. ― miałam nadzieję, że ta rozmowa szybko się skończy.

― Może Ci pomogę? ― zaproponował Patryk. ― Ciężkie te torby? ― zaprzeczyłam.

― Pójdę już. ― chciałam odejść, ale zatrzymała mnie Luiza.

― Daj spokój, dawno nie gadaliśmy. ― westchnęłam. ― Możemy się wprosić na kawę? ― chwilę się zastanowiłam.

― Chodźcie. ― oboje się uśmiechnęli i ruszyli za mną.

Cała droga zleciała nam w milczeniu. Dziwnie się czułam w ich towarzystwie, ale nie mogłam im odmówić, byli moimi przyjaciółmi przez prawie dwa lata. Po tym, co zrobiła Elka ze swoimi kumplami, już chyba nikomu stąd nie potrafiłam zaufać.

Gdy weszliśmy do domu, od razu poszłam do kuchni, aby rozpakować zakupy. Oboje usiedli przy stole i czułam, że mi się przyglądają.

― Jak się trzymasz? ― odwróciłam się w ich stronę. ― Po śmierci mamy.

― Już jest lepiej. ― przyznałam.

― Zawsze jak się mijaliśmy w szkole, wydawałaś się taka nieobecna.

― Możliwe. ― wzruszyłam ramionami. ― Jaką kawę chcecie?

― Sypane. ― powiedziała dziewczyna.

Jak rozpakowałam zakupy i zrobiłam nam kawy, usiadłam na blacie i zaczęłam się im przyglądać. Nie zmienili się, Patryk zawsze ścinał włosy krótko, bo nie lubił ich układać, a Luiza wciąż miała obsesję na punkcie kolorowych końcówek.

― Poznałaś kogoś tam? ― kiwnęłam głową.

― Około dwudziestu chłopców. ― westchnęłam. ― Banda debili. ― dodałam.

― Żadnej laski? ― zdziwił się Patryk.

― Byłam jedyną dziewczyną w klasie. ― zaśmiałam się.

― Zaprzyjaźniłaś się z kimś? ― wzruszyłam ramionami. ― Jak ma na imię.

― Dean, Sam, Matt, Tobias, Boris ― przewróciłam oczami na tego ostatniego. ― No i Jason. ― nie wspominałam o Oscarze, nie widziałam potrzeby. W końcu tylko przez niego dostałam w twarz.

― Sporo ich. ― kiwnęłam głową. ― Masz zdjęcia? ― chwilę się zastanowiłam, czy im pokazać, ale w końcu poszłam do pokoju i pokazałam im zdjęcie, które dostałam od barmana. ― Kto to? Fajne ma włosy. ― powiedziała dziewczyna.

― Jason. ― mruknęłam i usiadłam na łóżku, po czym otworzyłam ramkę. W środku faktycznie było kilka zdjęć, które wywołały mój szczery śmiech. Byłam na nich ja, Jason i Oscar. Nie pokazałam im jednak tych zdjęć, tłumacząc, że są zbyt durne, żebym mogła je komuś pokazać.

― My już pójdziemy. ― powiedział nagle Patyk. ― Trzymaj się. ― wzięli swoje rzeczy i wyszli.

Wróciłam do kuchni i pomyłam kubki, po czym skończyłam rozpakowywać zakupy. Później wzięłam się za naukę, jak na kujona przystało.

^^^^^^^

CHANCEWhere stories live. Discover now