× Wielkanoc ×

483 26 3
                                    

Około północy poszliśmy spać. Dziwiłam się, że mimo tak długiego lotu rodzice Deana mieli tak dużo sił. Oczywiście miło spędziliśmy ten czas. Betty chciała znać każdy szczegół obchodzenia świąt w Polsce. Czasami brakowało mi słów i musiałam prosić Deana, żeby mi pomagał dobrać adekwatne słownictwo, aby nie wyszło coś całkiem bez sensu.

Betty i Liam byli pod ogromnym wrażeniem tego w jak szybkim tempie ich syn nauczył się polskiego. Jednak co tu się dziwić skoro, dzień w dzień był zmuszony się jakoś porozumieć, a do tego ten nasz zakład. W tym wszystkim był tylko jeden problem. Mianowicie to, że ja naprawdę napaliłam się na zwiedzanie Stanów. Zawsze chciałam zwiedzić Nowy York, Miami, stolicę, Pittsburgh i Los Angeles ― ale to już miałam za sobą ― oraz jeszcze wiele innych miast.

Miałam jednak nadzieję, że jeśli podejmę decyzję o tym, aby na stałe zamieszkać w LA, to będę miała okazję je zwiedzić razem z bratem i Deanem i pozostałą czwórką moich przyjaciół. To byłaby mieszanka wybuchowa, ale na pewno nie mogłabym narzekać na brak wrażeń.

Jak było mówione wcześniej, Dean spał ze mną. Musieliśmy się podzielić jedną kołdrą, co nie bardzo mi odpowiadało. Zawsze lubiłam mieć jej pod dostatkiem, ale przez co najmniej t noc, będę musiała się cieszyć tym, co mam.

― Nie wierzę, że się zgodziłaś, żeby oni tu tak długo zostali. ― mruknął Dean, który dopiero co wszedł do pomieszczenia.

― Nie marudź. Nie będzie aż tak tragicznie. ― przewróciłam oczami. ― Będzie nam weselej. ― uśmiechnęłam się.

― Za dużo w Tobie optymizmu. ― westchnął, po czym położył się obok mnie. ― Zobaczysz, że znowu będą gadać o tym, jaka ładna z nas para. ― zaśmiałam się.

― Para przyjaciół. ― naprostowałam. ― Wpuszczaj jednym uchem, a wypuszczaj drugim. ― powiedziałam, wtulając się w poduszkę. ― Poza tym, coś czuję, że jak Oli przyjedzie, to on będzie głównym tematem, a nie to, jak my to ładnie ze sobą nie wyglądamy.

― Obyś miała racje. ― przytulił mnie.

― Nie pozwalasz sobie za bardzo?

― A chcesz mieć kołdrę? ― cicho się zaśmiałam, ale w żaden sposób tego nie skomentowałam. Byłam zmęczona i nie chciałam się z nim „droczyć". ― Dobranoc. 

******

Obudziłam się po dziewiątej, Deana już nie było. Tradycyjnie, poszłam najpierw do toalety, a następnie ogarnęłam włosy, twarz i na końcu 'zarzuciłam' na siebie jakieś ciuchy. Kiedy zeszłam na dół, mój przyjaciel i jego mama byli w kuchni i przygotowywali śniadanie dla wszystkich. 

― Dzień dobry. ― powiedziałam ziewając. 

― Kawy? ― zapytał Dean. ― Śniadanko? ― kiwnęłam głową i usiadłam przy stole. 

― Może po śniadaniu może usiądziemy i uzgodnimy co przygotujemy na jutro? ― ponownie kiwnęłam głową. ― Widziałam, że byliście już na jakiś zakupach. 

― Tak, kupiliśmy praktycznie wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. 

― Wczoraj coś mówiłaś o chodzeniu do kościoła z koszykiem z jajami, solą, szynką i tak dalej. V zaczął Dean. 

― Jak zdążymy zrobić koszyczki, to możemy iść na dwunastą.

― A ile ich trzeba?  ― wyjaśniłam im o co w tym wszystkim chodzi i postanowiliśmy, że po śniadaniu przygotujemy trzy koszyczki. Jeden miał być mój, drugi rodzinki, a trzeci dla malutkiej, bo jej mama uznała, że ona będzie chciała mieć swój. 

Minęło kilka godzin. Betty i ja byłyśmy w supermarkecie. Musiałyśmy dokupić kilka rzeczy. Na szczęście wszystko w miarę szybko udało nam się kupić. Dobrze mi się z nią rozmawiało, co Dean i jego ojciec zauważyli. Oboje stwierdzili, że nie muszą się martwić tym wszystkim, bo się szybko uwiniemy.

Tak też było. Już przed dwudziestą drugą było wszystko skończone, mój brat zdążył przyjechać i zwrócić całkowitą uwagę niemalże całej rodzinki.  Widziałam, że Olivier był bardzo zmieszany całą tą sytuacją i mimo że mnie to śmieszyło, to rozumiałam jak się czuł. Przechodziłam podobne "zmieszanie" i to jeszcze w LA. 

― Powiedziałaś im o mojej propozycji? ―  zapytał mój brat, który wszedł do kuchni.

―  Właściwie to Dean powiedział. ―  westchnęłam. ―  Nie chciałam wszystkim tego rozpowiadać. 

―  Kto jeszcze wie? 

―  W sumie to tylko Jason, ale nie wiem, czy Dean coś mówił chłopkom. 

―  Nic im nie mówiłem. ― odwróciłam się w stronę przyjaciela. ― Nie chciałem im robić nadziei w razie gdybyś się nie zgodziła. ― kiwnęłam głową. ― Ale i tak jestem pewny, że się zgodzisz. 

―  Ta, a to niby dlaczego? ― uniosłam brew. 

―  Myślisz, że nie widzę, że źle się czujesz w tej szkole? Każdy głupi zauważy, że czujesz się wyobcowana. ―  westchnęłam. 

―  Tak, to prawda, ale mimo to, trudno mi podjąć decyzję. Dobrze wiesz, że boję się zmian. 

―  Zmiany nie są takie straszne. ―  powiedział mój brat. ―  Trzeba umieć z nic korzystać, a jestem bardziej niż pewny, że ty dobrze na tym wyjdziesz i nie będziesz żałować.  ― uśmiechnęłam się. 

*******

Następnego dnia wstałam kilka minut po ósmej. Ubrałam na siebie zwyczajne dresy i koszulkę i poszłam wszystko przygotowywać. Poprzedniego wieczora ustalaliśmy, że śniadanie wielkanocne zjemy o wpół do dziesiątej, tak aby każdy wstał i się wyszykował. Kiedy moi rodzice żyli, zawsze ubieraliśmy się schludnie, ale nie jakoś bardzo odświętnie, tym razem też nie zamieszałam się jakoś bardzo stroić. 

Kilkanaście minut później, do kuchni wszedł Dean i zaproponował pomoc. Od razu powiedziałam mu co ma robić i w szybkim tempie się uwinęliśmy. Już półgodziny później, wróciłam do pokoju, aby się przebrać.

Ubrałam czarny kombinezon, który dobrze podkreślał moją figurę. Na stopy założyłam baletki, a jako  dodatek założyłam złotą bransoletkę i tego samego koloru łańcuszek. Rozczesałam włosy i jeszcze zrobiłam lekki makijaż, który nie zajął mi zbyt wiele czasu.

Gdy zeszłam na dół, prawie wszyscy już byli na dole. Brakowało mojego brata, który poszedł się przebrać. Kilka chwil później, każdy usiadł przy stole, a ja każdemu nalałam białego barszczu. 

Atmosfera przy stole nie była napięta, czułam się jakbym siedziała z najbliższymi mi osobami. Przestałam czuć krępacje i z ręką na sercu mogłam powiedzieć, że mogłabym spędzać tak każde święta. Coraz bardziej przekonywałam się, aby przeprowadzić się do brata, nawet przez ułamek sekundy przyszło mi na myśl, żeby zrobić to jak najszybciej i skończyć ten rok szkolny już w LA. 

####

Miałam inny plan na ten rozdział, ale nigdzie nie zapisałam sobie go i wyszło coś takiego. Nie jestem zbytnio z niego zadowolona, ale sądzę, że nie jest tragicznie. 




CHANCEWhere stories live. Discover now