× Współlokator ×

807 28 2
                                    

Obudziłam się po szesnastej, poszłam do salonu, gdzie Dean oglądał telewizje. Witając się z nim, poszłam do kuchni. Niemal umierałam z głodu.

— Nic nie ma do jedzenia. Sprawdzałem. — powiedział chłopak. — Możemy jechać na jakiś obiad.

— Możemy, ale pod warunkiem, że będziemy sami. Nie chce widzieć nikogo innego. Zwłaszcza Borisa.

— Ale ty wiesz, że reszta Cię lubi? Tylko on ma jakiś problem, a to żadna nowość.

— Zdążę jeszcze z nimi pogadać. — mruknęłam. — Chce z Tobą pogadać o tym Olivierze.

Dean o nic więcej nie pytał. Kazał mi się iść ogarnąć, mówiąc, że wyglądam jak straszak na wróble. Poszłam więc do łazienki i wzięłam bardzo szybki prysznic. Niemal od razu wysuszyłam włosy, a owinięta w ręcznik przeszłam do pokoju. Po zamknięciu drzwi ubrałam bieliznę, krótki top i jeansy. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a na makijaż nie chciało mi się marnować czasu.

— Możemy jechać. — powiedziałam, wchodząc do salonu.

— A może się przejdziemy? Mamy dużo czasu. — zgodziłam się.

Wzięłam torebkę i telefon, po czym oboje wyszliśmy z apartamentu. W końcu miałam okazję pospacerować po LA, a nie tylko wozić się tym autem Deana. Nudne to się już robiło.

Przez całą drogę rozmawialiśmy o Olivierze. Wciąż byłam w głębokim szoku, że to mógł być mój brat. Mój przyjaciel też nie mógł w to uwierzyć, że ten bobas ze zdjęcia to ja. Opowiedziałam mu wszystko, czego się dowiedziałam z tych wywiadów. Miałam też nadzieję, że on będzie coś o nim więcej wiedział.

— Ogólnie to, co byś chciała robić przez ten tydzień? Oprócz szukania informacji o tym producencie.

— W sumie to chciałam pozwiedzać, przeżyć przygodę, ale teraz chce się tylko tym zająć. W Polsce nie będę miała już takiej okazji.

— Pomogę, będę wysyłał Ci wszystkie informacje na e-mail. Później możesz nie mieć okazji zwiedzić LA. — przyznałam mu rację. — To ja wszystko zaplanuje, a ty będziesz ze mną w ciemno jeździć.

— Nie ma mowy. — zaśmiał się. — Ale mogę się zgodzić na tydzień rozrywki. — chłopak się ucieszył.

Na miejscu byliśmy kilka minut później, usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy obiad. Byłam naprawdę ciekawa, co Dean wymyśli. Trochę się bałam, ale chciałam zaryzykować. W końcu miał rację, to mogła być moja jedyna okazja zwiedzić i zaszaleć w Los Angeles.

― Idziemy jutro na imprezę. ― zażądał. ― Co wolisz? Klub czy domówkę.

― Jaka jest szansa, że mnie nikt nie zgwałci i nie zabije?

― Taka sama jak teraz. Nie możesz przewidzieć, co się stanie. ― chwilę się zastanowiłam.

― Klub? ― kiwnął głową.

― Mogę Cię o coś prosić? ― kazałam mu mówić dalej. ― Mogę zamieszkać u Ciebie na ten tydzień? W chacie nie wytrzymam.

― Coś się stało? Po zwyczajnej kłótni z rodzicami pewnie byś nie chciał zniknąć.

Dean opowiedział mi o swojej rodzinnej sytuacji. Mimo że jego rodzice sporo zarabiali, dostawał to, co chce, to przy każdej rozmowie się z nimi kłócił. Oni chcieli, żeby został prawnikiem lub sędzią, ale on chciał zostać zawodowym koszykarzem. Nie interesowało go prawo, nie lubił siedzieć w książkach i niczego kłuć na blachę. Rozumiałam go, żadne dziecko, nastolatek czy też młody dorosły nie chce, aby rodzice planowali przyszłość.

To okropne.

― Możesz zamieszkać. ― załapałam go za rękę, chcąc dodać mu otuchy.

― Podrywasz mnie?

― Chciałbyś, żeby tak było. ― stwierdziłam, a on się zaśmiał. ― Pójdę zamówić coś do picia. Chcesz?

― Cole poproszę.

Podeszłam do baru, żadnego kelnera tam nie było, więc chwilę poczekałam. W międzyczasie wyciągnęłam telefon, bo dostałam wiadomość od Pana Nowaka. Było mu przykro, że tak wyszło, jednak zapewnił mnie, że on z dyrekcją i jeszcze z kimś z "góry" zrobią wszystko, żebym tutaj wróciła. Gdy odpisywałem, ktoś mnie szturchnął, a skutkiem tego, było upuszczenie telefonu.

A niech to. ― wymruczałam po polsku.

― Sorry mała. ― powiedział jakiś chłopak, który schylił się po mój telefon. ― Ani ryski. ― podał mi go, po czym uderzył w mały dzwonek, a po chwili przyszedł ktoś z personelu. ― Przyjechałem po zamówienie na nazwisko Hall.

― Proszę chwilę zaczekać.

Gdy ten kelner poszedł po zamówienie, czułam, że wzrok tego chłopaka spoczywa na mnie. Cały czas wgapiałam się w telefon i nie miałam zamiaru przestać tego robić. Modliłam się, aby ten kelner wrócił jak najszybciej.

― Nie stresuj się tak. Nie zjem Cię. ― zaśmiał się. ― Nigdy Cię tutaj nie widziałem, jak często tu jesteś? ― zmusiłam się do podniesienia głowy.

― Pierwszy raz. ― odetchnęłam z ulgą, że powiedziałam w odpowiednim języku.

― Pańskie zamówienie. ― chłopak wziął swoje żarcie. ― A panience co podać?

― Sok pomarańczowy i cole.

― Nara mała. ― przewróciłam oczami, po czym zapłaciłam mężczyźnie.

Kiedy wróciłam do stolika, Dean nabijał się z całej tej sytuacji. Widział, że byłam totalnie zestresowana tym chłopakiem i był zdania, że o mały włos nie padłam jak długa.

― Frajer jesteś. ― mruknęłam.

******

Po obiedzie wróciliśmy do hotelu. Chciałam nieco pozmieniać, bo on musiał mieć swój kącik. Na szczęście był jeszcze jeden pokój, niemal identyczny, w którym ja spałam, dlatego nie było problemu ze spaniem. Nie chciałam, żeby spał na sofie, jakoś nie uśmiechał mi się widok pół nagiego Deana rano i wieczorem, mimo że był fajnie zbudowany.

Niestety łazienkę musieliśmy dzielić, więc bałam się tego syfu zawsze po jego goleniu. Nie uśmiechało mi się sprzątać jego włosów, ze skądkolwiek.

― Pojedziesz ze mną po rzeczy? Szybciej się zabiorę. ― zgodziłam się. ― Dzięki. ― przytulił mnie. ― Fajnie, że chociaż na Ciebie mogę liczyć.

― Odpłacam się za niańczenie mnie. ― oboje się zaśmialiśmy.

Dwadzieścia minut później byliśmy pod ogromnym domem. Nie wierzyłam, że chłopak tam mieszkał. Dom był cudny niczym z filmu. Jednak w środku było jeszcze ładniej.

Musiałam uważać, żeby niczego nie uszkodzić ani nie porysować. Prawie wszystko było ze szkła, aż głowa zaczynała mnie boleć, kiedy myślałam, ile oni kasy musieli na to wydać.

Weszliśmy po schodach na pierwsze piętro i szliśmy korytarzem aż do samego końca. Pokój chłopaka wyglądał jak zwyczajne sanktuarium nastolatka, który kochał się w koszykówce i samochodach. O dziwo Dean miał zapakowane kartony, w tamtej chwili byłam bardzo zdezorientowana.

― Gdybyś się nie zgodziła, zadzwoniłbym do któregoś z chłopaków.

― Dlaczego poprosiłeś najpierw mnie?

― To może dziwne, ale Tobie bardziej ufam niż im.

^^^^^^^^

Nie sprawdzałam


CHANCEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz