Rozdział XLIV

2K 99 11
                                    

Leżała już od ponad czterech tygodni. Pomimo eliksirów i leżenia, skurcze stawały się coraz częstsze i coraz silniejsze. Słabo sypiała i była już na prawdę zmęczona. Nie pomagały kąpiele ani herbatki ziołowe, medytacje ani ciepłe mleko. Z jednej strony chciała, aby ich córeczka urodziła się zdrowa, z drugiej była już tak zmęczona i sfrustrowana, że chciała urodzić już, natychmiast.
Kiedy po kolejnej prawie nieprzespanej nocy w końcu udało się jej znaleźć w miarę wygodną pozycję i zasnąć, odpływała w niebyt z niemal błogim uczuciem spokoju i nadziei na odpoczynek. Nie trwało to jednak długo. Po pół godziny snu, choć jej się wydawało, że trwało to kilka sekund, obudził ją bardzo silny skurcz. Aż krzyknęła z bólu i usiadła gwałtownie na łóżku. Poczuła także dziwną wilgoć między nogami.
- Gwiazdka! - zawołała i skrzatka niemal natychmiast pojawiła się obok jej łóżka z cichym pyknięciem. - Znajdź, proszę, mojego męża i powiedz mu, że coś jest nie tak bo nie mogę zatrzymać sikania. - mówienie utrudnił jej kolejny silny skurcz.
Skrzatka zniknęła, a po dziesięciu minutach, które Hermionie zdawały się być wiecznością, do pokoju wpadł spanikowany Severus, a za nim zawiadomiona przez niego, pani Pomfrey.
- Co się dzieje, kochanie? - mężczyzna dopadł do łóżka żony.
- Nie wiem. - odparła, zaciskając zęby. - Skurcze są częstsze i silniejsze i nie mogę powstrzymać sikania.
-Odsuń się, Severusie. - pielęgniarka próbowała odsunąć mężczyznę, który tarasował jej dojście do pacjentki. - Muszę ją zbadać.
Snape nie wiedział), co zrobić. Chciał, by Poppy zadała Hermionę, ale nie chciał wypuścić żony z objęć. W ostateczności odsunął się, dopuszczając pielęgniarkę do Hermiony.
- Tak jak przypuszczałam. - zaczęła czarownica. - Odchodzą Ci wody i zaczynasz rodzić.
- Co!- wykrzyknęli oboje równocześnie.
- Ale to za wcześnie. - Hermiona ewidentnie zaczynała panikować. - Jeszcze nie mogę.
- Najwyraźniej mała zdecydowała się do nas dołączyć szybciej. - uśmiechnęła się pokrzepiająco do obojga. - Moje pytanie do Ciebie, Severusie. Chcesz być przy porodzie, czy wolisz zaczekać na zewnątrz?
- Zostaję. - odpowiedział stanowczo.
- Nie mogę Ci tego zabronić, ale uprzedzam, masz słuchać i robić to, co Ci każę. - skinął głową przejęty.
Jednak dwie godziny później wyleciał z sypialni z wielkim hukiem, wyrzucony zaklęcie zdenerwowanej Poppy. Cały czas wrzeszczał na pielęgniarkę, że Hermionę to boli i żeby coś zrobiła bo potraktuje ją niewybaczalnym. Nie chciał wyjść dobrowolnie, więc został wyrzucony siłą. W międzyczasie w lochach zdążyli się pojawić Malfoyowie i Minerva McGonagall. Wszyscy próbowali uspokoić przerażone go Severusa, ale ich wysiłki niewiele dawały.
- Hermiona!- po raz kolejny rzucił się na zamknięte drzwi, zza których dobiegł ich krzyk rodzącej.
- Nikt jej tam nie robi krzywdy, Severusie. - dyrektorka próbowała go uspokoić.
- Jak nie, skoro krzyczy? - ponownie walnął pięścią w drzwi.
- Poród jest długim i bolesnym procesem, wujaszku. - Draco pociągnął go w stronę fotela.
- A co Ty możesz o tym wiedzieć, gówniarzu? - prychnął jak rozjuszony kocur. - Rodziłeś już?
- Nie i raczej się nie zanosi, abym miał to kiedykolwiek zrobić. Ale odbierałem poród mojej kuzynki.
- Na prawdę? - pytanie padło z trzech ust jednocześnie.
- Tak. - odparł spokojnie blondyn. - Chociaż wtedy daleko mi było do obecnego spokoju, to wiem, że twoje zachowanie nie ułatwia Hermionie sprawy.
- Opowiedz. - Harry patrzył na męża z ciekawością.
- To było kilka miesięcy po wojnie. Moi rodzice dopiero otrzymali pocałunek dementora. - Draco wzruszył ramionami. - Zresztą podobnie jak rodzice Anastazji i jej mąż. Kiedy pojawił się jej patronus krzyczący: Rodzę! Draco pomóż!, nie myślałem o niczym. Wskoczyłem w kominek, by jej pomóc. Chciałem ją zabrać do Munga, do mugolskiego szpitala, gdziekolwiek. Ale wbiła mi paznokcie w rękę i wywarczała, że nigdzie nie idzie i zamierza urodzić tu, we własnej łazience. Byłem tak spanikowany, że nie pomyślałem, by wezwać choćby skrzata. Robiłem, co mi kazała. To było najdłuższe sześć godzin w moim życiu. To, co widziałem utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie chcę mieć dzieci i nie chcę, by ktokolwiek przeżywał taki ból wydając na świat moje dziecko. - Harry nic nie mówił. Tylko położył Draco dłoń na ramieniu i spojrzał mu głęboko w oczy wzrokiem, który wyrażał miłość i oddanie, a także dumę.
- Ale trzeba pamiętać. - wtrąciła się Minerva. - Że jest to naturalna kolej rzeczy.
- Próbujesz mnie uspokoić, pocieszyć, czy co? - warknął Snape, ciągle nasłuchując pod drzwiami sypialni.
Ich dyskusję przerwał krótki krzyk noworodka. Po chwili drzwi do sypialni się otworzyły i stanęła w nich zakrwawiona i zmęczona pani Pomfrey.
- Zabieramy je do Munga. Szybko. - wysapała.- Potem wytłumaczę.
- Dołączę do Was. - dyrektorka odwróciła się w stronę drzwi. - Poproszę Lunę, by zajęli się Tomem.

Kiedy zjawiła się w Klinice, zastała Severusa siedzącego przy łóżku nieprzytomnej żony, wpatrzonego w magiczny koszyk, w którym leżała maleńka istota o czerwonej buzi otoczonej czarnymi loczkami. Kobiecie natychmiast łzy stanęły w oczach. Maleńka i niewinna, a przy tym tak silna.
- Severusie.- położyła dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Hermiona miała krwotok i straciła dużo krwi. - zaczął mówić zmęczonym głosem, nie odkrywając wzroku od córeczki. - Natychmiast zrobili transfuzję. Teraz potrzebuje czasu, by organizm odpoczął i się zregenerował. Według Poppy niewiele brakowało, by wykrwawiła się na śmierć. - westchnął ciężko, a kobieta miała wrażenie, że w przeciągu chwili postarzał się o kilka lat. - A Emma ma problemy z oddychaniem. Jej płuca nie są przygotowane do samodzielnej pracy. Dostaje zastrzyki na przyspieszenie rozwoju płuc i eliksir wzmacniający, by rosła i przybierała na wadze.
- Ile waży teraz? - zapytała, patrząc na maleństwo.
- 2.145 gram. Ale ponoć w pierwszej dobie każdy noworodek jeszcze traci na wadze. - przeniósł wzrok na żonę. - Ja ich nie mogę stracić, Minervo. - spojrzał na nią oczami pełnymi łez. Wiedziała, że jest jedyną osobą, przy której potrafił płakać. Czuła się z tego powodu wyjątkowa bo nikogo innego nie obdarzył takim zaufaniem. - Nie teraz, kiedy w końcu mam prawdziwą rodzinę. Kiedy uwierzyłem, że ja też mogę być szczęśliwy.
- Bo możesz i będziesz. Z nimi. - ścisnęła mocniej jego ramię. Od trzydziestu lat chciała akurat jemu zaoszczędzić łez, chyba że byłyby to łzy szczęścia. Kochała tych dwoje, jak swoje dzieci. Severus był jej przyjacielem. Zwątpiła w niego tylko raz w życiu, po śmierci Dumbledore'a i choć trwało to bardzo krótko, do dziś się tego wstydzi. W Hermionie widziała poniekąd siebie sprzed lat. Odkąd zobaczyła, że dzięki tej młodej czarownicy jej przyjaciel się uśmiecha, jest szczęśliwy i w końcu znalazł sens życia, pokochała tę dziewczynę jeszcze bardziej. Już dawno przysięgła sobie, że Ci dwoje będą szczęśliwi, choćby miała im to szczęście narysować. - Powiadomiłam Jean-Marcela. Mamy się spotkać jutro w południe, bym mogła go tu zabrać.
- Dziękuję Minervo. - spojrzał na nią z wdzięcznością. - Mnie nawet nie przyszło do głowy, by go zawiadomić. A to mój obowiązek.
- Ty masz teraz ważniejsze sprawy na głowie, mój drogi. - uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Resztą zajmiemy się my, wasi przyjaciele. A teraz może odpocznij, zjedz coś. - on tylko potrząsnął głową przecząco. Nie był w stanie jeść. Nie chciał się stamtąd ruszać na krok. Jak by coś się stało pod jego nieobecność, nigdy by sobie nie darował.
Dwoje przyjaciół z zamyślenia wyrwał cichutkie popiskiwanie dobiegające z koszyka. Po chwili do pokoju weszła młoda czarownica w fartuszku pielęgniarki z butelką ze smoczkiem w dłoni.
- Ktoś tu jest głodny. - uśmiechnęła się, wyjmując maleństwo z koszyka. - Mama śpi. To co tato, karmimy? - mężczyzna popatrzył na nią z przerażeniem.
- Ale ja nigdy... - zająknął się.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. Pomogę Panu. - kazała mu usiąść wygodnie w fotelu. Podała mu dziecko, instruując jak ma ułożyć ramiona i gdzie podtrzymywać główkę, a gdzie plecki. Potem podała mu butelkę, a on wsunął smoczek między rozwarte usteczka dziecka. Nie mógł oderwać wzroku od tego maleńkiego cudu, jego cudu. Wpatrywał się w dziewczynkę, gdy piła mleko z butelki, a potem natychmiast zasnęła. Pielęgniarka zabrała mu małą na chwilę, by jej się odbiło po jedzeniu, a potem oddała mu ją z powrotem.
- Jesteś moim skarbem, maleńka. - szeptał patrząc jak śmiesznie wydyma usteczka przez sen. - Masz najpiękniejszą mamę na świecie i starszego braciszka, który nie może się Ciebie doczekać. Kocham was wszystkich i zawsze będę przy was. - delikatnie pocałował czoło dziecka. - Masz też babcię Minervę i pradziadka Jean-Marcela i całe mnóstwo cioć i wujków, którzy zawsze będą o Ciebie dbać. Zwłaszcza dwóch wujków, dla których będziesz oczkiem w głowie. To tacy rąbnięci idioci, ale na pewno ich pokochasz, tak jak oni Ciebie. Bo Ciebie nie można nie kochać. Ja Ciebie kocham bardzo. - dziewczynka uśmiechnęła się przez sen, a serce Severusa zalało ciepło i jeszcze większą miłość do tej kruszynki, która nie świadoma, jakie zamieszanie wywołała w sercu starego nietoperza, spała sobie słodko w ramionach taty.

Bratnie duszeWhere stories live. Discover now