Rozdział 50 Wróg w odbiciu lustra cz 1 "Zanim zapadł wyrok"

320 27 22
                                    

"Gdyby ktoś mi powiedział,że całe moje życie zmieni się między jednym uderzeniem serca a drugim,parsknęłabym śmiechem.Od szczęścia i tragedii,od niewinności do upadku?Żarty.Ale tyle wystarczyło.Jedno uderzenie serca.Mgnienie oka,oddech,sekunda-i wszystko co znałam i kochałam zniknęło."

~ Gena Showalter "Alicja w krainie zombie"

    Te same skamieliny, ta sama faktura pęknięć tuż przy oknach na parterze. Ściany murów obrośnięte mchem, zaschłymi, spróchniałymi pnączami i zapachem deszczu. W środku było głucho i pusto. Wszystkie drewniane meble pokrywał brud, kurz i zlepek cienkich pajęczyn, lśniących w promieniach słońca. Kiedy Sina postawiła nogę na drewnianej podłodze, tym samym przekraczając próg domu, ta zaskrzypiała dźwięcznie, jak za dawnych lat, kiedy tędy przebiegały radośnie śpiewające dziewczynki. Oczy miała wpatrzone w każdy poszczególny detal, każdy zarys ścian, pozostawionych naczyń, czy szkła rozbitego na podłodze. Wszystko boleśnie dawało znać o wydarzeniu, jakie miało tutaj miejsce jeszcze niedawno. Przechadzając się chicho, niemal bezszelestnie po kuchni w której panował ten sam rozgardiasz co zawsze, brunetka wyciągnęła niepewnie rękę przed siebie, by dotknąć zakurzonego blatu, na którym stały porcję nietkniętej, już dawno wystygłej zupy. Opuszki palców w momencie zetknięta się ze stołem drgnęły niespokojnie a w oczach czarnowłosej pojawiły się ledwie dostrzegalne łzy iskrzące się pod powiekami. 

Pamiętała moment w którym miało dojść do spotkania jej sióstr i Rai'a, który wracając z wyprawy obiecał odwiedzić rodzinę. Zjeść kolację, jaką przygotowała wraz z Marią i Rose. 

Gdyby tylko tak ochoczo nie otworzyła tych przeklętych drzwi. Gdyby była bardziej ostrożna, być może uratowała by swoich najbliższych.

Choćby za cenę własnego życia.  

-
Czego właściwie szukamy? - głos blond włosej wybił brunetkę z zamyślenia. Ocknąwszy się spojrzała w jej stronę, chwilę się zastanawiając nad odpowiedzią. 
- Czegokolwiek co może doprowadzić mnie do człowieka, który zniszczył mi życie. - rzekła cicho i spokojnie, jakby wszelki gniew, smutek i żal z niej tak po prostu wyparował.

Być może był to efekt chwilowego zmęczenia umysłowego. Psychika człowieka ma swoje granice, a Raven była niemalże na jej krawędzi. 
- Jak przeczeszemy pomieszczenia, wiesz co masz zrobić potem? - usłyszała za sobą głos starszej towarzyszki. 
- Tak, wiem. - odparła, wymijając blondynkę, by wspiąć się na górę po schodach. 

Pokój dziewczynek nadal tkwił w tym samym miejscu. W tym samym miejscu tkwiły ich zabawki, kilka zniszczonych ale przydatnych książek i inne mniej, bądź bardziej ważne rzeczy. Kiedy weszła głębiej do środka, poczuła zapach nostalgii, uderzający prosto do jej serca. Dwie rzucone luzem, znoszone i zacerowane sukienki, o spranym kolorze czerwieni i błękicie, leżały na zaścielonych łóżkach w których dotychczas spały jej siostry. Sina podeszła do progu posłania, by ponownie z zawahaniem wyciągnąć rękę w stronę ubrań. Poczuć szorstki materiał pod opuszkami palców, chłodny i sztywny, zupełnie jak ciała jej sióstr leżące u jej stóp.

Kilka mokrych plam pojawiło się na pościeli... 

Raven drgnęła, a swoje blade dłonie przystawiła do ust, dławiąc szloch, jaki wydzierał się z jej zdartego gardła. Obraz falował pod powiekami, zniekształcał widok przed sobą, przecierał się i zamazywał niczym malunek na płótnie. Drżące dłonie przygarnęły obie sukienki do siebie, wtulając w pierś, łkając przy tym bezdźwięcznie. Łzy cichym strumieniem, nieustannie spływały po jej policzkach, skapując na podłogę.

Tęskniła za nimi. Tak bardzo za nimi tęskniła, że momentami traciła oddech, czując, że wraz z życiem jej sióstr stanęło jej własne serce. Skamieniało, zamarzło i pękło, rozlatując się na tysiące drobnych kawałków, które rozwiał wiatr rozpaczy. 

Nie wiedziała ile czasu spędziła, siedząc w ciemnym pokoju, skulona w kącie, wtulona twarzą w materiał sukienek. Czując ich zapach przez chwilę czuła się spokojna i bezpieczna, jednak była to jedynie ułuda. Godziny mijały, a ona kiwając się w tył i przód nuciła coś pod nosem, jakby przytulane do jej piersi suknie miały resztki człowieczeństwa. Jakby usypiała małe dziecko, przed położeniem go do łóżka. Na ten widok stojąca w progu Sarah zmrużyła zielone oczy, zaciskając smukłe palce na ścianie o którą się opierała. 
- Sina ... - rzekła bezdźwięcznie, podchodząc do ciemnowłosej. Wpierw spojrzała na rzeczy, które trzymała w rękach, by następnie utkwić swój zbolały wzrok w zalaną łzami twarz przyjaciółki. Wyciągając przed siebie oba ramiona, przygarnęła do siebie dziewczynę, zamykając ją w swoim objęciu. Wtedy też łkanie, na powrót stało się głośniejszym szlochem. Na powrót łzy spływały po policzkach.

Na powrót rany się otworzyły, wywlekając na wierzch cały ból. 

- Ciiii, już dobrze, już w porządku. Jestem przy tobie. - szeptała Sarah, wzmacniając uścisk, jedną ręką, by drugą zatopić w kruczoczarnych włosach, delikatnie je przeczesując. - Już jesteś bezpieczna słoneczko. Jesteś wśród nowej rodziny, która kocha cię równie mocno, co twoje zmarłe siostry. - drobne ramiona wciąż drgały w akompaniamencie cichych szlochów. - Proszę, nie płacz Sin. Masz teraz nas. Masz dla kogo żyć, więc proszę cię nie płacz.

Minęło trochę czasu zanim brunetka się uspokoiła. Całą tą sytuację z boku obserwowała, oparta o framugę Sophia, która na swojej twarzy nie miała wypisanych uczuć. Była pusta niczym lalka. 

Niedługo po tym trzy towarzyszki stały na zewnątrz patrząc, jak dom niknie w ich oczach. Rozsypuje się, czernieje, zwęgla. Trawią go języki ognia, niszcząc wszystko doszczętnie. Zamazując bezpowrotnie szczęśliwe chwile w nim spędzone. 

Z każdą chwilą ogień ten był bliższy, czuć było podmuch ciepła, widok pod tym wpływem załamywał się, płomienie tańczyły na przemiennie z wiatrem niosąc w dal odgłosy trzeszczącego drewna. Zarysy słów, jak przez mgłę docierały do uszu Raven, która stała wpatrzona w płomienie, dużo mniejsze i wesoło podrygujące w kominku. Ocknęła się dopiero w momencie, kiedy poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. 

- Oi, słyszysz ty mnie w ogóle? - rzekła rudowłosa, wpatrując się z przejęciem w oblicze dziewczyny. 
- Huh? co?
Sina spojrzała już bardziej przytomnie na towarzyszkę, która stała przed nią z rękami podpartymi pod boki, niczym zatroskana matka. 
- Pytam się ciebie od kilkunastu minut, jak minęła podróż, co się stało, że tak długo was nie było, oraz - wskazała palcem na policzek i szyję dziewczyny. - Skąd masz te obrażenia!

Ciemnowłosa dopiero wtedy uświadomiła sobie, że nawiedziły ją kolejne wspomnienia z przeszłości, które nagle do niej wróciły, nie wiedząc dlaczego. Mrugając kilkakrotnie, przyłożyła do czoła dłoń. Wyglądała dość mizernie. Miała podkrążone oczy, których cienie mocno kontrastowały z bladą cerą. Usta spękane i wyschnięte, a spojrzenie nieobecne. Wiktoria zmartwiona pochyliła się nad przyjaciółką. 
- Wszystko w porządku? wyglądasz kiepsko, potrzebujesz odpoczynku po podróży. - stwierdziła rudowłosa, na co Raven jedynie przytaknęła. 

Idąc w stronę swojego pokoju, nie bardzo pamiętała chwili w której przekroczyła próg zamku, a tym bardziej nie mogła sobie przypomnieć momentu, kiedy spotkała na swojej drodze medyczkę. Pamięć jej była zatarta i mglista, jak widok za oknem. Stojąc przed drzwiami do swojej izby, przekręciła klamkę i uchyliła drzwi. 

Para ciemnych, brązowych oczu, skrytych częściowo pod skręconą burzą loków, spojrzała na brunetkę z przejęciem, by po chwili uśmiechnąć się ciepło i życzliwie. 
- Witaj w domu, Sina.  
- Nicole. - przywitała ją spokojnym tonem, zamykając za sobą drzwi. - Wszyscy już wiedzą o naszym powrocie? 
- Wiktoria na pewno. - zaśmiała się szatynka, spoglądając na przyjaciółkę. - Żyć ludziom nie dawała, wciąż tylko pytając kiedy wrócisz, czemu tak długo i miała nadzieję, że w jednym kawałku. 
- To był wyjazd czysto dyplomatyczny. Nie przekraczaliśmy murów, walcząc z tytanami. - odparła niebieskooka, przysiadając obok Sharzinger. Niespodziewanie poczuła ciepłą dłoń na policzku, przez co niespokojnie drgnęła, spoglądając w ciemne oczy. 
- A te rany skąd masz? Levi zmienił stosunek do swoich podwładnych i zaczął ich lać po mordzie? 

Poniekąd... pomyślała czarnowłosa, przypominając sobie starcie z kapitanem w barze swoich danych towarzyszy. 

- Poślizgnęłam się i upadłam na...
- Na co? na but kapitana? - zadrwiła Nicole, uśmiechając się pod nosem. - Co jak co, ale mnie nie musisz okłamywać Sina. - westchnęła, zabierając dłoń z jej policzka. - Nie będę cię naciskać, jednak pamiętaj, że masz we mnie wsparcie. Sarah odeszła, ale to nie znaczy, że zostałaś na świecie sama. - rzekła, zgarniając krótki kosmyk czarnych włosów za ucho brunetki. - My kochamy cie równie mocno, co ona. - szepnęła.

Oczy Raven o znużonym spojrzeniu, otworzyły się szeroko na dźwięk wypowiedzianych słów, które brzmiały tak odlegle, a jednocześnie tak znajomo. Chwilę się wahając, w końcu wzięła się na odwagę by coś z siebie wyrzucić, jednak wnet przeszkodził im dźwięk otwieranych na oścież drzwi, które z głośnym trzaskiem uderzyły o ścianę. W progu stanął nieznany im dotąd zwiadowca, który na jednym wdechu wypowiedział rozkaz skierowany do brunetki.
- Sina Raven, masz udać się w tej chwili do gabinetu kaprala Eliota. 
- Oho zaczyna się. - rzekła szatynka, krzywiąc się przy tym dość wymownie.
- Co się zaczyna?
- Z nas wszystkich, to właśnie kapral zachowywał się tak, jakby mur Rose został przełamany a do środka wdarły się tytany. 
- Nie bardzo rozumiem. - rzekła dość skołowana, wstając i podchodząc do posłańca. 
- Zrozumiesz, jak się z nim zobaczysz. - odparła enigmatycznie Nicole, by zaraz zniknąć za zamkniętymi drzwiami. 

Idąc długim, krętym korytarzem Sina zastanawiała się nad słowami swojej przyjaciółki. Dźwięk kroków stawianych przez chłopaka kroczącego przed nią, nie dawał jej się skupić, dlatego odpuściła zadając pytanie na zaczepnego. 

- Czy wszyscy w siedzibie wiedzą już o moim powrocie, że takie zamieszanie jest? - zapytała, jednak odpowiedzi nie uzyskała. Podprowadzona została pod same drzwi, które po minucie otworzyła wchodząc do środka. Już na wstępnie uderzył w nią zapach unoszącego się w powietrzu tytoniu i widok bałaganu walającego się po gabinecie. 
- Dłużej się kurwa nie dało?! - przywitał ją chłopak na swój sposób zwyczajnie, siedząc zawalony po brzegi biurka papierami. Jedynie jego czubek głowy wystawał poza krawędź stosu dokumentów.
- Mnie ciebie też miło widzieć. - odparła z drwiną w głosie, na co brunet skrzywił się, wskazując ręką miejsce na przeciwko siebie.
- Siadaj na dupie i się stąd nie ruszaj. Mam ci do przekazania ważne informacje, ale zanim to nastąpi, chcę wiedzieć, dlaczego podróż do Mitras zajęła wam jebane półtora miesiąca, kiedy jedzie się tam zalewie trzy dni w jedną stronę! 

Ostatnia misjaМесто, где живут истории. Откройте их для себя