Rozdział 33 "Stan czuwania."

319 31 30
                                    


Bordowa zasłona, łopocząca o szybę okna nieśpiesznie wybudziła Sine ze snu. Krótkiego snu. Trwającego zaledwie kilka chwil. Kiedy uchyliła jedną powiekę, spostrzegła, że za oknem nadal panuje ciemność, przeplatana pojedynczymi gwiazdami na niebie. Ścierpniętymi, smukłymi palcami, zmierzwiła krótkie czarne włosy, by poczuć na policzkach zeschnięte ślady łez. Przejechała opuszkami po skórze ...

Znów płakała przez sen.

Od chwili kiedy była w stanie zamknąć oczy na dwie, trzy godziny, dręczyły ją koszmary. Często były to wspomnienia z wyprawy za murami. Jak w zapętleniu, widziała wciąż tą samą scenę rozrywania Sary przez tytana. Chciała odwrócić wzrok, zatkać uszy, jednak ręce wiszące po bokach tułowia ani drgnęły. To było coś strasznego, przeżywać wciąż ten sam koszmar, nie mogąc z niego uciec. Jak zaklęta, sparaliżowana, stała czując jak jej nogi wrastają w ziemię, a powieki nie opadają, jakby ktoś włożył do ich wnętrza wykałaczki i na siłę, pomimo bólu kazał patrzeć. Kiedy krew, niczym szkarłatna kurtyna zalewała jej twarz, Sina wybudzała się z bijącym w gardle sercem, często zalana potem.

Tak było i tej nocy.

Uspokajając oddech, wyprostowała się na krześle, czując tępy ból w okolicach karku. Miała na sobie mundur, którego nie raczyła zmienić na nic innego. W ostatnich dniach nie dbała o nic. Ani o wygląd, ani o zachowanie, o jedzeniu nie wspominając... Od chwili majaków prześladujących ją w stołówce, nie zajrzała do niej w obawie, że przeraźliwe wizje martwej przyjaciółki wrócą.

Ludzie zjadający siebie nawzajem, również ...

Wzdrygnęła się na samo wspomnienie o tym, słysząc dźwięk otwieranego zamka. Gabinet był zamknięty od środka, klucz miała do niego jedna osoba. Kiedy drzwi skrzypiąc przeciągle uchyliły się, do pomieszczenia wpadł mdławy snop światła pochodni. Ciche, miarowe kroki rozniosły się po gabinecie, a do uszu dziewczyny dobiegł szelest kartkowanych dokumentów.

Sina westchnęła przeciągle.

- Nie musisz się tak skradać, nie śpię od dobrej godziny.

Szum przekładanych papierów ustał. Skrzypnięcie drzwi ponownie rozniosło się po pomieszczeniu, a zaraz po nim trzask zamykanych drzwi. W gabinecie znowu zapanowała ciemność.

- Mogłem się tego domyślać. - jego głos był cichy i głęboki. Zawsze sprawiał wrażenie jakby coś go irytowało, bądź męczyło, przez co ciężko było nawiązać z nim normalną rozmowę.

W nikłym świetle gwiazd wiszących na niebie, jego postać na ciemnym tle była zaledwie zarysem bladych kształtów i konturów. Jednak Sinie to nie przeszkadzało. Siedząc w ciemnościach już przez dłuższy czas przyzwyczaiła wzrok, na tyle by wyłapać każdy najdrobniejszy ruch, migający przed jej oczami.

- Ile jeszcze będziesz tak spać na tym krześle? wiesz, że to wpływa na twoje kręgi szyjne? kręgosłup, ogólnie rzecz biorąc wpływa to na twoje ciało i na jebane misje.

- Nic mi nie będzie. - prychnęła w odwecie, przecierając odrętwiałą rękę.

Eliot skrzywił się na widok licznych bandaży oplatających jej poranioną skórę. Ile kroć ją spotykał, zawsze obwiązana była nimi niczym mumia. Nie dbała kompletnie o swoje zdrowie, mając w poważaniu to co się z nią stanie w przyszłości. Takie przynajmniej miał wrażenie.

- Wiesz co? - kruczowłosy stanął przed biurkiem za którym siedziała dziewczyna. - W dupie mam to, czy ci coś będzie, czy nie. Wypierdalaj z tego krzesła. Później będziesz mi pieprzyć na misji, że cię gnaty bolą.

Ostatnia misjaWhere stories live. Discover now