Rozdział 43 Pierwsze wyjście z mroku cz 2. "Hissana - inne oblicze Siny."

265 25 19
                                    


 Nie wie ile czasu biegła przed siebie. Do tej pory czuła jak serce szamocze się w jej piersi, a płuca przy każdym zaczerpniętym oddechu drażniły od środka. Samo przełykanie śliny bolało. Jednak nie tak mocno, jak świadomość tego czego przed chwilą się dowiedziała. Siedząc pod jakimś budynkiem w ślepej alejce, gdzie nikt nie zdołał jej dojrzeć, oparta plecami o chropowatą ścianę, z rozstawionymi nogami, opierając na kolanach przedramiona, patrzyła tępo w przeciwległy mur.

Ile jeszcze niespodzianek ją czekało zanim wróci do siedziby? Właściwie to ... w obecnym stanie, chyba już nie miała po co tam wracać. Levi już o wszystkim wiedział, a jeśli nie? to ten blond dziwak mógł go uświadomić kim jest.

- Szlag! - przeklęła i tym samym zwróciła uwagę kobiety, przechodzącej alejką. Uniknęła jej ciekawskiego spojrzenia.

Wszystko się waliło, czego by nie tknęła, nic nie szło po jej myśli. Ten wyjazd był jednak błędem. Nie powinna była godzić się na rozkaz Erwina. Nie powinna była tu przyjeżdżać. Nie dość, że prawie wpadła w łapy mafii, to jeszcze naraziła życie Levi'a.

Zacisnęła pięści na ciemnym materiale peleryny, którą ukradła na jednym ze stoisk. Chowając czarne włosy pod obszernym kapturem, wyciągnęła butelkę wina, którą odkorkowała, przechylając dnem do góry.

Alkohol może i nie był wyjściem z sytuacji, ale w obecnej chwili nie miała nic lepszego pod ręką. Była wściekła na siebie, że sytuacja przybrała taki obrót. Była wściekła, a jednocześnie przerażona. Teraz już nie było sensu bawić się w żołnierza. Nie było sensu robić cokolwiek w stronę wcześniejszego życia. Wszystkie dotychczasowe plany, zawarte znajomości, relacje ... wszystko to przestało mieć znaczenie. Prawda wyszła na jaw. Musiała dokończyć to, co zaczęła rok temu.

Wytropić i zabić Kennego Ackermanna.

Z tą świadomością doiła wino pod pobliskim budynkiem, z taką łatwością, jakby przełykała wodę. Emocje kumulowały się w niej w zastraszającym tempie. Procenty też dały o sobie znać, gdy tylko wstała z ziemi, świat zachwiał się wraz z nią. Rzucając i tym samym rozbijając szkło o ścianę powoli powędrowała do baru, który mieścił się ulicę dalej.

Już przy samym wejściu, jej zmysły zaczęły się wyostrzać, tak, że odór spożywanego w pomieszczeniu alkoholu, uderzył w jej nozdrza z podwojoną siłą. Zadymiony lokal mieścił w sobie tłumy ludzi, którzy przy tym gwarze nie słyszeli przekleństw cisnących się na usta młodej dziewczyny. Dźwięk stukających o siebie kufli wypełnionych chmielem i okrzyki głównie mężczyzn zniesmaczyły ją do tego stopnia, że postanowiła przerwać te radosne pogawędki, wprowadzając tutaj małe zamieszanie.

Drażnił ją fakt, że wszyscy świetnie się bawili poza nią.

Ona miała w tym momencie wisielczy nastrój. Dlatego postanowiła się nim podzielić z całą resztą towarzystwa. Zaczynając od faceta siedzącego przy barze. Opierając oba łokcie o blat, obrócona tyłem do barmana, a przodem do wyjścia, szturchnęła faceta w kapeluszu, który pił do przysłowiowego lustra.

- Nic nie chcę mówić, ale chyba tamten gość z przodu, ma do ciebie jakiś problem. - zagaiła, wskazując głową na grubasa siedzącego przy drzwiach. Mężczyzna w kapeluszu, spojrzał wpierw na nią, a później za siebie.

- Mówił, że jednym palcem by cię poskładał, jak to krzesło w barze.

- Oh, czyżby? - zaśmiał się klient, przechylając kieliszek wódki.

- Ta, dodał też coś, że twoja matka mu ssie, czy jakoś tak.

Wiedziała, że tymi słowami przeleje czarę goryczy i wzburzy go, do tego stopnia, że facet rzucił kieliszkiem o blat, odwracając się z furią w stronę wyjścia.

Ostatnia misjaWhere stories live. Discover now