Rozdział 41 "Cena za życie."

262 25 46
                                    


"Wybór pomiędzy nienawiścią i wybaczeniem

 może stać się historią twojego życia."


~Gregory David Roberts "Shantaram"


Śpiew ptaków za oknem i uliczny gwar, wdał się we znaki już z pierwszymi promieniami słońca, wschodzącego na błękitnym niebie. Delikatny, chłodny wiatr wdzierając się przez szczeliny uchylonego okna, łagodnie zakołysały zasłoną, tworząc na białej ścianie, po przeciwległej stronie, swoistą grę cieni, przeplataną słonecznym światłem. W pokoju było głucho i spokojnie. Na drewnianym stole leżała miska z nietkniętą zupą, oraz dwie filiżanki z wystygniętą już herbatą. Czując ciepło czyjejś dłoni na swojej skórze, mężczyzna uchylił powoli powieki. Otwierając spierzchnięte usta, wziął pierwsze hausty powietrza, które przy tym były dość bolesne. W gardle suchość domagała się pragnienia, w płucach paliło żywym ogniem, a nieznośne promienie światła, uderzyły znienacka, z taką intensywnością, że instynktownie chciał ręką przysłonić twarz.

Drgnąwszy lewym ramieniem, poczuł opór. Spojrzał w tamtym kierunku. Jego półprzymknięte ciemnoniebieskie oczy rozszerzyły się na widok drobnej, czarnowłosej dziewczyny, opierającej głowę o materac. Kosmyki czarnej grzywki opadły jej na czoło, przysłaniając lewe oko. Oddychała spokojnie, pogrążona w głębokim śnie.

 Ich dłonie były splecione.

 Ściskała jego dłoń, tak jakby chciała dodać mu otuchy.

 Jakby bała się, że zniknie ...

 Przez dłuższą chwilę Levi, przyglądał się Sinie w milczeniu. Starając sobie przypomnieć chwilę z ostatnich zdarzeń, zanim trafił do tego pokoju. 

 Zaglądając do swojego umysłu, wspomnienia, niczym slajdy, klatka po klatce, ukazały mu treść sytuacji. Wspierając się niespiesznie prawą ręką, poczuł ukłucie w kręgosłupie. Lekko mrugnął, opierając ciężką głowę o zagłówek łóżka. Jego ciało, reagowało na bodźce zewnętrzne, jednak było na tyle zdrętwiałe, że ciężko było mu wykonać jakiekolwiek ruchy. Wziął głębszy wdech, znów czując ukłucie w tamtym miejscu. Zdążył pojąć, że była to rana postrzałowa, którą zawdzięczał temu pieprzonemu mafiozie. 

Prychnął z poirytowania, kierując zmęczone spojrzenie na spokojną twarz brunetki. W pierwszej chwili chciał zabrać rękę, mając w pamięci miażdżący fakt, że ma do czynienia z członkinią mafii. Jednak w momencie, kiedy Sina mruknęła przez sen jego imię ... kapitan zastygł bez ruchu, ze zdumieniem wypisanym na twarzy. Unosząc powoli prawą dłoń, delikatnie palcem odgarnął kilka kosmyków z jej policzków, dostrzegając ślady niezmytej krwi i zeschniętych łez.

Dopiero po dłuższej chwili milczenia, zdał sobie sprawę z tego, że Sina prawdopodobnie od chwili jego operacji, nie opuszczała go na krok. Siedziała, dzień i noc w nadziei, że się w końcu obudzi. Tylko dlaczego tak jej na tym zależało? Dlaczego roniła łzy dla niego. W jakim celu? Przecież byli wrogami. Stali po przeciwnych stronach idei. Nie była żołnierzem jak on, który poświęcał swoje życie w imię ludzkości. O nie.

Ona była mordercą. 

Krętaczem ...

I zdrajcą!

Levi z tym właśnie przeświadczeniem, i poczuciem zawodu, gdzieś na dnie jego skutego lodem serca, po chwili wyswobodził się z uścisku, poprawiając wygodniej na łóżku, opierając plecy o poduszkę. Gdy spojrzał w stronę okna, skąd dobiegał gwar ulicznego miasteczka, ktoś stanął w progu uchylonych drzwi, rzucając cień na kołyszące się zasłony.

Ostatnia misjaWhere stories live. Discover now