Rozdział 39 Misja w Stohess cz 3. "Jej oczami ..."

256 32 53
                                    



"Pamiętaj, w naszym życiu

 usiłujemy robić tylko dwie rzeczy:

 zniweczyć upływ czasu

 i przywrócić zmarłych do życia."

– Mark Helprin


Ostatni raz, kiedy czułam wypalającą pustkę w sercu, był momentem gdzie stałam w ciszy, oblana zimnymi strugami deszczu, pochylając się nad martwym ciałem Sary. Tak, pamiętam te chwilę, jakby wydarzyła się ona raptem wczoraj. Ten palący ból w środku, powodujący zadławienie samym powietrzem. Wszystko dookoła, jakby w jednej sekundzie przestało mieć znaczenie. Wszystkie kolory trawy, ziemi, czy nieba wyblakły. Wszystkie dźwięki natury ustały. Wewnątrz mnie zrobiło się przeraźliwie ciemno i zimno. Głucho i pusto. 

Podobnie było teraz ...

Siedząc już drugą, piątą, czy piętnastą godzinę przy łóżku, w jakimś nieznanym mi pokoju, pochylona nad brunetem patrzyłam, jak jego przykryta kocem klatka piersiowa unosi się i opada w takt niespokojnego, wręcz rwanego, płytkiego oddechu. Nie pamiętam już, która to była noc nieprzespana z rzędu. Półmiski nie tknięte z zupą, stały na stole, zaraz obok gorącej herbaty, którą niedawno przyniosła do pokoju Ana. Za oknem robiło się już szarawo, a Levi nadal nie odzyskał przytomności. 

Któregoś dnia wystawiłam pismo do generała, które podałam posłańcowi. Nie ujęłam w nim rzecz jasna prawdy. Wątek z mafią pominęłam. Właściwie to napisałam jedynie o drobnych "niedogodnościach", mając nadzieję, że kapitan się w końcu wybudzi ze śpiączki. Żandarmeria w Mitras nadal na nas czekała. Sprawy z wyprawą nie zostały zamknięte, a wszystko przez to, że przeszłość przypomniała sobie o mnie w najmniej odpowiednim momencie.

Westchnąwszy położyłam głowę na łóżku, wpatrując się w śpiącą twarz mężczyzny. Jak nigdy wyglądał tak, jakby był zupełnie innym człowiekiem, niż dotychczas. Jego ostre rysy i beznamiętny wyraz, złagodniały, a na twarzy malował się spokój. Jego piękne, ciemnoniebieskie oczy, skryte pod powiekami, okalane były czarnymi, długimi rzęsami. Skórę miał niemal porcelanowo białą, a usta lekko uchylone. 

Mając w pamięci jego codzienną minę, obecnie nie mogłam oczu oderwać od tego widoku. Przez chwilę przeszła mi myśl, by dotknąć jego policzka, ale szybko zrezygnowałam z tego, zganiając się za głupie myślenie.

Unosząc brwi spojrzałam w stronę okna, gdzie słońce zdążyło już zniknąć za horyzontem, a na jego miejsce napłynęły ciężkie ołowiane chmury.

Kapitan miał szczęście w nieszczęściu.

Ann, choć w młodym wieku, była doskonale wykwalifikowanym lekarzem. Mniej więcej na tym samym poziomie, co Wiktoria. Dlatego udało jej się zażegnać kryzys, szybciej niż mogłam zakładać. Młoda medyczka mówiła, że kapitan cudem uniknął śmierci. Postrzał ominął punkty krytyczne, jednak z nadmiaru utraty krwi, anemia była nieunikniona. Po wyciągnięciu kuli, rana tuż pod żebrami, została zdezynfekowana silnym alkoholem i zaszyta. Twierdziła, że krytyczny moment jest już za nim, jednak nie mogła obiecać, że wybudzi się ze śpiączki ... 

- Żyje, póki co. Jego stan jest stabilny. Położyliśmy go w pokoju obok. 

Sina odetchnęła głęboko z ulgą, przystawiając do piersi dłoń. Czuła, jakby nieokreślonej wagi kamień spadł jej z serca. Tak ciężki, że dotychczas nie mogła wziąć głębokiego oddechu. Spoglądając w oczy Ann, chciała z miejsca podziękować za ratunek, ta jednak ubiegła ją, jednocześnie wchodząc w zdanie.

Ostatnia misjaWhere stories live. Discover now