44. Impreza, na której jest więcej dragów niż wszyscy ćpuni mają szarych komórek

108 8 2
                                    

Otworzyłem oczy i ujrzałem leżącego obok mnie Dawida. Odwróciłem się na bok w jego stronę i delikatnie pogładziłem jego policzek palcem. Tak słodko spał, nie chciałem go budzić, bo i tak wiele wczoraj przeszedł. Podziwiałem go, gdy ja to robiłem pierwszy raz to obiecałem sobie, że nigdy więcej na to nie pozwolę. Zdecydowanie lepiej czuje się, gdy ja dominuje. Przynajmniej w jednej kwestii jesteśmy zgodni..
Wstałem z łóżka i ruszyłem do kuchni by przygotować śniadanie dla naszej dwójki. Postanowiłem zrobić gofry z owocami i cukrem pudrem. Do nich zrobiłem kawę i całość przeniosłem na drewnianą tackę. W taki sposób rozpoczynają się komedie romantyczne.
-Hej kochanie - powiedziałem do Dawida, podstawiając mu pod nos jedzonko.
-Hej - zmienił pozycje z leżącej na siedzącą i odebrał ode mnie tackę, kładąc ją sobie na kolana. Usiadłem obok niego i zabrałem swój talerzyk wraz z kawą.
-Jak się czujesz? - zapytałem upijając łyk kawy. Głupie pytanie.
-Nie jest źle, ale nie mogę siedzieć - zaśmiał się i ugryzł ciepłego gofra, zagryzając go truskawką. Śmiech przez łzy co?
-Chcesz tabletkę przeciwbólową? - zapytałem zmartwiony.
-Tak, ratujesz mi życie - odrzekł. Bohater dnia, który najpierw rozpierdala Cię od środka, a potem robi śniadanko, proponuje leki i jest miły. Takich ludzi świat potrzebuje.
-Wiem kochanie - pocałowałem go w czoło i ruszyłem w poszukiwaniu leków.
Po jakimś czasie zaczęły działać, więc jego odwiozłem do domu i przy okazji odebrałem swoją mamę. Poprosiła bym zawiózł ją do pracy i wrócił do domu sam. Posłuchałem jej słów i tak zrobiłem. Miałem już plan, by posprzątać chatę po wczorajszej nocy. To znaczy pozbierać świeczki, umyć kieliszki, wyrzucić pudełko po pizzy i tak dalej.
Gdy wraz z Dawidem opuszczaliśmy mój dom zostawiłem otwarte okno by napuścić trochę świeżego powietrza. Mój pan biolog strasznie się czepia, że nie mam w domy kwiatków czy jakichkolwiek innych roślin. Mój pan biolog. Igor proszę Cie. Nie mów nic więcej.  Jednak mimo tego, kiedy wróciłem w domu dalej było ciepło i wciąż unosił się zapach wina i wczorajszej pizzy. Wydało mi się to dziwne, więc postanowiłem sprawdzić czy okno na pewno jest otwarte i o dziwo - nie było. Może jakiś złodziej był dobroduszny i nie chciał abyś wracał do zimnego domu?
-Nie wiedziałem, że taki z ciebie romantyk. Chłopak zadowolony? - wypowiedział do mnie Miro, który rozsiadł się wygodnie na sofie, umieszczając swoje nogi na stoliku.
-Co ty tutaj robisz? Włamałeś mi się do domu? - zamarłem na jego widok. To powoli już zamiast wkurwiającego robi się niebezpieczne i popieprzone. Boje się go. I dobrze.
-Zostawiłeś okno otwarte na oścież. Są gorsi ludzie na tym świecie niż ja, uwierz mi - powiedział i napił się pozostałego po wczoraj wina w butelce. Ma racje.
-Ta, ale to nie zmienia faktu, że nie miałeś prawa tu wejść - stanowczo powiedziałem.
-Oj dobra zatkaj się, przychodzę z propozycją. Dzisiaj nie mam dla ciebie towaru - odstawił butelkę na stolik i podszedł do mnie. - W piątek jest impreza, chciałbym żebyś się na niej pojawił. Masz już magiczne osiemnaście lat dlatego Ci pozwolę - uśmiechnął się.
-Ta co roczna, na której jest więcej dragów niż wszyscy ćpuni mają szarych komórek? - zapytałem. Okej. Zazwyczaj nic Ci w życiu nie wychodzi, ale akurat to porównanie było trafne i w około dwudziestu procentach zabawne. Gratulacje.
-No dokładnie ta. Zastanawiałem się czy zamawiać dziwki, ale po LSD to i tak wszyscy będą je widzieć. Propos miejscówki, kojarzysz tą starą ruderę za miastem? Dużo miejsca, oddalone od ludzi, chyba będzie ok? - zwrócił się do mnie.
-Ta, prawdopodobnie tak - rzuciłem obojętnie. Naprawdę nie obchodziła mnie ta impreza. - Jak zgaduje moja obecność tam jest obowiązkowa? - westchnąłem ciężko.
-Kiedyś sam chciałeś na to iść, nie pamiętasz? - zadrwił ze mnie.
-Jak miałem pieprzone piętnaście lat, miałem gówno w głowie i nie widziałem przyszłości to chciałem - sprostowałem jego wypowiedź. Dużo się od tamtego czasu nie zmieniło..
-Nie ważne co miałeś wtedy w głowie, w sumie mnie to nie obchodzi. Po prostu przyjdź na dwudziestą pierwszą w piątek - poklepał mnie po ramionach i wyszedł z mojego domu, tym razem już drzwiami.
Wyszło na to, że nie mam wyboru i muszę iść. Na tej imprezie się umiera. Jestem za abyś poszedł. Nie chce w ten sposób skończyć swojego losu. I tak nikogo nie obchodzisz. To już nie te czasy, że modle się do szatana, aby zabrał mnie do piekła, bo tam będzie mi lepiej.
Całe życie jest przede mną.
Tak, całe życie, w którym odrzucasz kogoś kogo naprawdę kochasz, wmawiając sobie, że to Dawid jest ''tym jedynym''. 
Bo jest. Nikt inny nie istnieje.
Wmawiaj to sobie dalej. Zobaczymy co zrobisz, jak twoja miłość kupi bilet w jedną stronę - do trumny. Co wtedy zrobisz? Co Igor?
Nikt poza Dawidem nie istnieje.
Pożałujesz swoich słów i decyzji...

---------------------------------------------------------------------------------------
Ohayo!
Dzisiaj dłuugi tytuł rozdziału, który i tak skróciłam o jedno słowo, bo Wattpad nie chciał zapisać xD. Ogólnie to bardzo lubię rozdziały, na których będzie rozgrywać się ta impreza.
jeszcze około 15-16 rozdziałów i kończymy :,<
Do środy!
~DCW

тego narĸoтyĸυ nιe ѕprzedaмOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz