🌳Rozdział 11

241 28 65
                                    

-Myślisz, że lubi pieczonego indyka? - pyta mnie mama z kuchni. Odkąd dowiedziała się, że Connor się zgodził na obiad, szczegółowo planuje menu i mnie o no zadręcza. Tak jakbym wiedział, co lubi jeść Connor.

Dzisiaj jest sobota, a co za tym idzie ten nieszczęsny obiad. Podczas ostatnich dwóch dni rozmawiałem z Connorem i prosiłem go, by zachowywał się normalnie, ale nie wiem na ile udało mi się go przekonać.

-Nie wiem - odpowiadam, przyglądając się sukience mojej mamy. Mówiłem jej, że Connor na pewno przyjdzie normalnie ubrany, ale ona uparła się, by ją ubrać. Przynajmniej nie zmusiła mnie do ubrania koszuli.

-Ale nie jest wegeterianinem, prawda? - pyta zmartwiona, a ja wzdycham.

-Nie, nie jest.

-Oh, całe szczęście.

Jest dopiero jedenasta, a ona już ma gotowy prawie cały obiad. Nie powiedziałem jej jeszcze, jaki naprawdę jest Connor i wiem, że powinienem to zrobić zanim on przyjdzie. Nie potrafię się na to zdobyć. No bo co jeśli wtedy nagle zdecyduje, że nie chce kogoś takiego w domu i każe mi odwołać obiad? A ja przecież nie mam numeru Connora.

Muszę jej powiedzieć, zanim nadejdzie czas kolacji i będę musiał oglądać na jej twarzy rozczarowanie.

-Mamo - odzywam się - Muszę cię uprzedzić, że Connor... jest pewnie trochę inny od tego, co sobie wyobrażasz.

Mama macha lekceważąco ręką.

-Jest twoim przyjacielem, to najważniejsze - mówi, a ja się krzywię.

-No ta, jasne, tak, oczywiście. Tylko, że... no, em, może wyglądać trochę... e, oryginalnie?

Przez chwilę moja mama nie spuszcza ze mnie wzroku i chyba próbuje czytać mi w myślach, by zrozumieć o czym mówię. Raczej jej się nie udaje, bo ze zrezygnowaniem omiata wzrokiem moje ubrania: zwykłe dżinsy i zwykłą białą koszulkę.

-Nie powinieneś ubrać czegoś odświętniejszego? - pyta, a ja przewracam oczami.

-Mówiłem przecież, że Connor pewnie ubierze się normalnie - odpowiadam - A jeśli ubiorę koszulę to będzie wyglądał dziwnie. A tak to ty wyglądasz dziwnie, a nie któreś z nas.

Mama posyła mi spojrzenie, które jest wyraźnym ostrzeżeniem, bym zamilkł. Więc milczę.

-W takim razie posprzątaj pokój - mówi, tym razem wyraźnie chcąc się po prostu mnie pozbyć i móc w spokoju kontynuować robienie obiadu (który przeistoczy się w katastrofę, jestem pewny) - Na pewno nie będziecie cały czas siedzieć na dole.

-Tak, jasne - mruczę pod nosem i kieruję się do swojego pokoju.

Rzeczywiście jest w nim bałagan, ale nie jest to nic, czego nie można by szybko załatwić. Podnoszę część ubrań z podłogi i wkładam je do kosza na pranie, a resztę wrzucam do szafy. Raczej nie będziemy siedzieć na podłodze, więc nie będę jej odkurzał.

Posprzątanie biurka nie zajmuje mi dużo czasu (wrzucam wszystko do szuflady), ale pościelenie łóżka to już trudniejsza sprawa. Mimo wszystko udaje mi się temu sprostać i mój pokój wygląda przyzwoicie. Zerkam tylko jeszcze na przepełnioną półkę z książkami, ale myślę, że do tego Connor się nie przyczepi.

Nie sądzę, żeby przyczepił się do czegokolwiek. Nie wydaje się typem pedanta.

Biorę telefon do ręki i czytam jedną jedyną wiadomość, jaką dostałem od kilku dni. Jest od Jareda (oczywiście, w końcu nie mam innych znajomych. To znaczy oprócz Connora i może (może) Zoe, ale do nich nie mam numeru):

× Złamana Ręka × TREE BROSWhere stories live. Discover now