🌳Rozdział 8

228 27 19
                                    

a/n
Zanim zaczniecie czytać chcę tylko powiedzieć, że teraz przy początku roku szkolnego raczej nie będę dużo pisać. Nie chodzi tylko o zadania domowe, ale też o to, że dosyć ciężko przeżywam zmianę szkołę.
Mam nadzieję że nie macie mi tego za złe. Obiecuję jednak starać się pisać. (Biorąc pod uwagę, że Evan też ma problemy może nawet będzie łatwiej mi tak pisać. Kto wie?)





Zaraz po wstaniu biorę tabletkę, która powinna mnie uspokoić. Przez cały wekkend zużyłem prawie całą paczkę, przez co pierwszą połowę weekendu martwiłem się o nadużycie leku, a przez drugą o sprawę z Connorem.

To, co się stało w piątek w parku ciągle nie dociera do mnie. Ciągle mam wrażenie, że to nie zdarzyło się naprawdę. Connor Murphy nie mógłby w spokoju siedzieć obok mnie na ławce i czytać książkę. A ja nie mógłbym czerpać z tego przyjemności.

Drżącymi rękami się ubieram i pakuję plecak do szkoły. Mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję swoje wszystkie wnętrzności albo wypocę się na śmierć. Oprócz podręczników pakuję też dezodorant i paczkę tabletek. Zostały mi i tak tylko trzy, ale wolę je mieć przy sobie w razie ataku paniki. Doktor Sherman mówił, że mam brać je tylko w wyjątkowych sytuacjach, ale to była wyjątkowa sytuacja. Mimo to będę się denerwował, prosząc go o nową receptę. Oczywiście zawsze się u niego denerwowałem, ale to będzie tylko więcej stresu.

Zastanawiam się przez chwilę czy nie powiedzieć mamie, że jestem chory i nie mogę pójść do szkoły. Nie mam pojęcia jak zareaguje Connor po piątku. Może mnie zabić. Niemal na pewno będzie zły i niemal na pewno będzie chciał mi zrobić krzywdę.

Najgorsze jest to ,,niemal'' i niepewność. Gdybym był pewien, że chce mnie pobić, mógłbym się po prostu przygotować psychicznie na to i to przeżyć. Ale nie wiem co on zrobi. Wtedy w parku było nawet przyjemnie, a Connor nie wydawał się strasznym potworem.

Ale to było wtedy, a dzisiaj jest dzisiaj i nie wiem, co się stanie jak przyjdę do szkoły. Istnieje też możliwość, że Connor nie przyjdzie, chyba najlepsza opcja.

Rezygnuję z symulowania choroby i schodzę na parter, po drodze zauważając na poręczy schodów karteczkę z napisem: Jutro jest wolne błędów. Znałem ten cytat, jest z Ani z Zielonego Wzgórza.

Gdy jestem już na dole, mama podchodzi do mnie ze śniadaniówką w dłoniach i uśmiechem na twarzy. Ona zawsze jest szczęśliwa i uśmiechnięta, nie wiem jak to robi, ale wiele bym dał za ten sekret.

-Kanapki z łososiem – mówi i chowa mi drugie śniadanie do plecaka, po czym staje przede mną i kiwa głową na mój gips – Może przedstawisz mi w końcu tego Connora?

Czuję, że cały sztywnieję. O nie. Nie, nie, nie, nie.

Nie dość, że Connora praktycznie nie znam (i niemal na pewno zostanę dzisiaj przez niego pobity) to przecież nawet gdybym go znał i nawet gdyby był moim przyjacielem to nie spodobałby się mojej mamie. Nie wiem, jak sobie wyobraża Connora, ale na pewno zawiodłaby się, widząc go w rzeczywistości: w czarnych ciuchach, poczochranych włosach, z podkrążonymi oczami i grymasem na twarzy.

Co mam jej odpowiedzieć? Nie mogę przecież się zgodzić, to nie wchodzi w grę w żadnym wypadku. Ale jeśli odmówię, moja mama może zacząć coś podejrzewać. Czuję na plecach dreszcze na myśl, że mogłaby się dowiedzieć całej prawdy. Tego z tym listem. I oczywiście z tym, że ja i Connor nie jesteśmy przyjaciółmi. Więc co mam powiedzieć?

Staram się nie dać po sobie poznać, że się denerwuję, ale ona chyba coś widzi. Decyduję się w końcu na najbardziej odpowiednią dla młodzieży odpowiedź, którą widziałem w kilku książkach:

× Złamana Ręka × TREE BROSWhere stories live. Discover now