🌳Rozdział 9

203 27 13
                                    

a/n
Rozdział dla was, bo nudzi mi się w szkole, czekając samotnie na rozszerzoną historię.


-Twoja mama mówi, że skończyły ci się tabletki - oznajmia doktor Sherman w środkowy wieczór.

Niestety wczoraj wychodząc z domu, tak bardzo się denerwowałem szkołą, że nie wziąłem ze sobą tabletek. W wielu książkach były takie sytuacje, że po dniu pogodzenia się z kimś, główny bohater ma ogromne nadzieje na kolejny dzień, a później dzieje się coś złego.

Dlatego po tym, jak Connor pozwolił mi się podpisać na jego gipsie, starałem się nie czuć zbyt wielkiej nadziei na przyjaźń. Bałem się, że we wtorek stwierdzi, że jednak nie chce mnie znać. Był to jakiś inny, dziwny rodzaj zdenerwowania, bo wziąłem tylko jedną tabletkę i resztę zostawiłem w domu.

Okazało się, że moje zmartwienia były bezsensowne, bo gdy tylko wszedłem do szkoły, zobaczyłem Connora, który skinął mi głową na powitanie. Ja odpowiedziałem tym samym gestem i później jeszcze rozmawialiśmy trochę.

Po powrocie do domu, zastałem mamę w kuchni z prawie pustym pudełkiem tabletek w ręce i wiadomością na ustach, że trzeba pojechać po więcej do doktora Shermana.

Dzisiaj rano wziąłem dwie ostatnie, bo moja nadzieja na przyjaźń z Connorem była większa i tym samym bardziej się bałem, że jednak się mylę. Ponownie okazało się, że nie musiałem się martwić.

Podczas naszej jednej z nielicznych rozmów dołączył Jared, któremu jakoś udało się nie rozzłościć Connora, chociaż było widać, że szatyn go nie lubi. ,,Nie lubi'' to trochę za łagodne wyrażenie, ale ważne, że się nie pozabijali.

W autobusie Jared mi dokuczał znowu na temat gejów, ale nie uważałem tego już za coś niezwykłego. Prawdopodobnie dopiero się to zaczyna, skoro zamierzam się zaprzyjaźnić z Connorem na stałe. Zamierzam, ale nie wiem, czy to wyjdzie. Bardzo bym chciał, chociaż ciągle wydaje mi się to surrealistyczne.

Gdy wróciłem dzisiaj do domu, mama dała mi do zjedzenia pizzę i pojechaliśmy do doktora Shermana.

I tak oto znalazłem się tu, w jego gabinecie, zestresowany jak zawsze w tym miejscu.

Kiwam głową. Doktor Sherman opiera się na biurku i klika kilka razy długopisem.

-Czy stało się coś, co bardziej cię zestresowało? - pyta. To właściwie głupie pytanie, bo oboje wiemy, że tak. Gdyby nic się nie stało (nic, to znaczy Connor) to nie skończyłyby mi się tabletki. Tak naprawdę chodziło o to, czy powiem prawdę.

Przez chwilę chcę po prostu milczeć, ale potem myślę o Connorze i o tym, że przez ostatni weekend coś go przekonało do walki i do zaprzyjaźnienia się ze mną. Ta myśl każe mi się zastanowić, czy może ja też nie powinienem zacząć się starać.

Ta wątpliwa przyjaźń (jestem pewien, że nie mogę tego tak nazwać, ale tak to nazwę, bo nie znam lepszego słowa. Chodzi mi tu coś pomiędzy znajomością o przyjaźnią. Coś jakby proces poznawania) naprawdę sprawia mi przyjemność. Nie ukrywam, że chciałbym być w końcu zdrowy. Chciałbym nie musieć brać leków i przestać się stresować.

Dlatego decyduję, że może spróbuję się trochę otworzyć przed doktorem Shermanem. Wątpię, żeby dał radę mnie wyleczyć z tego stresu, strachu i niepewności, ale z drugiej strony jest doktorem - tym się zajmuje, leczeniem ludzi.

Przez głowę przelatuje mi myśl, że właściwie nie mam nic do stracenia.

-Coś w tym stylu - odpowiadam, a mężczyzna spogląda na mnie zaskoczony. Chyba nie spodziewa się, że odpowiem.

× Złamana Ręka × TREE BROSOnde as histórias ganham vida. Descobre agora