|28|

525 24 4
                                    

W pomieszczeniu była prawie cała grupa. Daryl, Glenn, Eugene, Shane, Abraham, Tyreese i jakiś... ksiądz? Podbiegłem do nich i do każdego się przytuliłem, jak dobrze ich widzieć. Po roku dalej wyglądają tak samo, no jedynie co to urosły im brody.

- Czy to znaczy, że reszta grupy też tutaj jest? Lori? Carol? - zaczął mój ojciec.

- Jane? - wtrąciłem.

- Po pierwsze dobrze was widzieć, cieszę się, żyjecie. - zaczął Daryl. - Ale odkąd siedzimy w tym gównianym budynku nie wiemy co z dziewczynami. Zamknęli je osobno więc trudno było się przedostać do nich. Mam nadzieje, że żyją. No i że dziecko urodziło się zdrowe bo o tym też nam nie powiedzieli.

- Jakim dziecku? - zapytał Rick.

- Twoim, a kogo! - krzyknął Abraham wyraźnie zadowolony.

Zaraz... to znaczy, że mam rodzeństwo? Zawsze chciałem mieć brata... tak żebyśmy czytali razem komiksy i grali w gry. Tata na wiadomość o dziecku zaczął płakać ze szczęścia a ja cieszyłem się jak głupi.

- Nie chce wam przerywać tej cudownej chwili radości, ale musimy stąd spadać. - zaczął Glenn.

- Dlaczego? - zapytał Ron. - Dopiero co tutaj przyszliśmy.

- To jest złe miejsce, jedyne co tutaj robią to zmuszają nas do pracy a dostajemy za to marne resztki jedzenia i jak widzicie śpimy na ziemi. Dodatkowo podejrzewamy, że mogą specjalnie więzić kobiety... wiadomo po co. Dlatego musimy się wydostać i zebrać resztę grupy a następnie spadać stąd jak najszybciej. - dokończył Glenn.

Wystraszyłem się, że faktycznie mogło się coś im stać.

- Ile już tu jesteście? - zapytałem.

- Dwa miesiące. - powiedział Eugene.

Niedobrze, musimy stąd uciekać, a myślałem, że w końcu będziemy mieli miejsce gdzie spokojnie pożyjemy. No cóż, myliłem się. Teraz najważniejsze jest życie reszty grupy.

Po jakimś czasie omówili plan ucieczki.

- Każdy rozumie i wie jakie ma stanowisko? - zapytał tata.

Reszta przytaknęła i ruszyliśmy na miejsca. Plan był dość prosty, tata powiadamia strażników o tym, że chce porozmawiać z Oscavem, podczas rozmowy ze strażnikiem podbierze klucze przerzucając mi je przez kratki. Poczekamy na odpowiedni moment, otworzymy drzwi, zabierzemy rzeczy i idziemy po resztę grupy. Okej, spokojnie... uda się.

- Hej! Podejdź tu! - krzyknął tata, na co dość młody mężczyzna podszedł do niego. - Chce rozmawiać z Oscavem.

- Jest teraz zajęty. - powiedział mężczyzna.

- To pilne, możecie powiększyć grupę o ponad dwa razy z dodatkową ilością zapasów. Brzmi dobrze, co? - kontynuował Rick.

Mężczyzna zmieszał się lekko, ale zgodził się na propozycje i wypuścił ojca. Tata miał idealną okazję i otarł się o mężczyznę przy okazji zabierając klucz, nie sądziłem, że to może wypalić. Przechwyciłem klucz o mało co nie upuszczając go. Wycofałem się do reszty i czekaliśmy na dobry moment.

Po chwili zrobiło się cicho a my zaczęliśmy zbierać rzeczy powili udając się w stronę wyjścia. Otworzyłem delikatnie drzwi kluczem i powolnym krokiem szliśmy w stronę dużych drzwi.

My flower |Carl Grimes|Where stories live. Discover now