Rozdział 35 "Guilty"

Start from the beginning
                                    

Tego samego dnia kwatera korpusu wydawała się nadzwyczaj pusta i bezdźwięczna. Jakby wszyscy wkoło wyparowali zostawiając po sobie jedynie pamięć i ślady stóp na posadzce. Nawet wiatr nie przedzierał się przez szczeliny. Kiedy Sina szła korytarzem miała wrażenie, że echo jej własnych kroków rozsadzi jej mózg. Było zbyt cicho, rozpaczliwie ponuro. Dlatego szukała miejsca, gdzie mogłaby poczuć, że żyje. Bo obecnie było tu jak w grobie. Gdyby nie mury zamku, myślałaby, że wciąż tkwi na cmentarzu. Kiedy skręciła do zachodniego skrzydła, chwilę przystanęła. Zaraz za rogiem, tuż za zakrętem na lewo była sala szpitalna, gdzie znalazła chłopaka martwego. 

Raptem kilka dni temu, jeszcze z nim rozmawiała, a teraz go już nie było z nimi. Jak przez mgłę wróciła wspomnieniami do tamtego momentu, kiedy pociągnęła za zasłony ...

Chłopak był odwrócony do niej twarzą. Miał lekko rozchylone sine usta, otwarte oczy i bladą skórę, która zlewała się z prześcieradłem owiniętym ciasno wokół jego szyi.

Jego nagie stopy wisiały półtora metra nad ziemią. 

Do dziewczyny przez chwilę nic nie docierało. Ten obraz był tak surrealistyczny, że przez chwilę stała w milczeniu i patrzyła jak sztywne ciało wiszące półtora metra nad ziemią, kołyszę się delikatnie, rzucając niezgrabny, pokraczny cień na posadzkę. Dopiero w momencie kiedy ponownie ujrzała jego twarz, coś w niej pękło. Padła na kolana, by drżącymi rękami złapać się za głowę i zacząć przeraźliwie krzyczeć, wrzeszczeć i szarpać za włosy. Nie słyszała swoich słów, nie czuła bicia własnego serca. Łzy zalewały jej twarz, a ból rozdzierał dusze. Do szpitalnego pomieszczenia wbiły dwie osoby, Wiktoria i kapitan. Rudowłosa, która wracała właśnie z leśnej popijawy, widząc Simona pod sufitem i klęczącą w przerażeniu Sinę na podłodze, pochyliła się nad nią, ujęła dłońmi jej twarz i przytuliła do swojej piersi tak, by nie musiała już patrzeć na ten straszliwy widok. Szarpany, boleściwy płacz brunetki zagłuszany był uspokajającymi słowami. Kapitan zaś w tym czasie, z nożem w ręku, rzucił się na łóżko,  by jednym ramieniem przytrzymać ciało chłopaka, a drugą rozedrzeć prześcieradło go kneblujące. Kiedy materiał w końcu puścił, mężczyzna powoli położył martwe ciało chłopaka na materacu, sprawdzając puls. 

Niestety było już za późno. Twarz Simona była cała blada, sine miejsce na skórze, obejmowane szczelnie chwilę temu nie pulsowało. Oddechu nie było, a oczy patrzyły tępo w sufit. Levi, po chwili schował nóż, by wciągnąć przed siebie dłoń. Zimnymi palcami dotknął powiek chłopaka, by zamknąć mu oczy.

- Nie żyje. 

Tylko tyle zdołała usłyszeć wtulona w pierś brunetka, zaraz po tym ciemność przysłoniła jej świat, a ona straciła przytomność.

Nie ruszyła się z miejsca, stała tępo patrząc przed siebie. Chłód jaki okalał jej ciało sprawił, że zadrżała. Nikłe cienie płomieni pochodni prześlizgiwały się pomiędzy kamieniami, wyrwami w ścianie, oraz podłodze na której wciąż stała. Miała wrażenie, że wiatr do niej przemawia głuchym szeptem. Gdzieś z tyłu głowy wiedziała, że wyobraźnia znów zaczyna ją prześladować. Szumiało w jej uszach nadgorliwie, wdzierając się krzykiem do jej serca, a każdy ze świstu powietrza, niósł ze sobą zarysy odgłosów i pojedynczych słów. 

Zabiłaś go ...

Dźwięczało w jej głowie. 

On mógł żyć, a ty bezczelnie patrzyłaś jak powoli umiera ...

- Nie prawda. - szepnęła, czując jak oczy zachodzą jej łzami. - To nie moja wina.

Zabiłaś go ...

Ostatnia misjaWhere stories live. Discover now