Rozdział 32 "Sina"

Start from the beginning
                                    

Teraz już wiedziałam, że była to sperma ...

Mając związane ręce, leżała pod ścianą w obdartej, brudnej i wilgotnej sukience. W półmroku starała się dostrzec sylwetki dwóch niskich osób stojących w oddali. Pośród czterech ciasnych ścian zdało się usłyszeć jedynie ciche pochlipywanie i miarowe kapanie wody.

Teraz już wiedziałam, że była to krew ...

Karmazynowym gęstym strumieniem spływała z otwartych gardeł obu dziewczynek. Dźwięk ich zarzynania był cichy, miękki, ledwo dosłyszalny, jednak dla Siny brzmiał tak, jakby ktoś ocierał  zimną stal noża o wnętrze jej ucha. Był tak wyraźny i przeraźliwie wnikliwy. Kiedy splamione ostrze zniknęło w ciemnościach, oba wątłe ciała upadły na ziemię, niczym kukły, rozlewając powoli wokół siebie więcej krwi. Twarz brunetki pobladła, do oczu zaczęły napływać łzy, które spływały po brudnych dziecięcych policzkach. Zasłoniła dłońmi usta, by nie krzyczeć. Choć czuła ból, każdego skrawka jej ciała, w niczym nie był on porównywalny do cierpienia, jakie teraz doświadczała. 

Maria i Rose nie żyły. Leżały martwe, zimne i sztywne, patrząc pustymi oczami gdzieś w przestrzeń. Ich blask, uśmiech i miłość, została jej odebrana w jednym momencie. 

Na zawsze.

Kiedy usłyszała zbliżające się kroki, a z cienia wyłoniła się postać wysokiego mężczyzny w kapeluszu, Sina drgnęła powoli spoglądając w górę. Błysk kobaltowych oczu w świetle palących się pochodni przywodził jej na myśl ostrze zimnego noża, którym brunet poderżnął gardła jej siostrom. Szeroki, cyniczny uśmiech, napawał ją odrazą. Jak przez mgłę widziała te same uśmiechy, nachylające się nad jej wykrzywioną w bólu twarzą. Świeże, głębokie rany na ciele świadczyły o cierpieniu, jakiego zaznała przed trafieniem przed oblicze tego człowieka. Jednak czując jak jej strach, nabiera mocy i zniewala rozum, nie była wstanie choćby pisnąć. Zamiast tego wpatrywała się szeroko otwartymi, pełnymi łez oczami w mężczyznę, zapamiętując jego wygląd, jego głos, spojrzenie i uczucie, które towarzyszyć będzie jej przez resztę życia. 

Tamtego dnia poczułam czym jest smutek, gniew i nienawiść. Każdą z tych uczuć smakowałam dokładnie, czując w sercu każdy ich detal. Oczy, które każdej nocy wylały niezliczoną ilość łez, w wkrótce wyschły, pozostawiając po sobie jedynie bolesne wspomnienia. Przez resztę życia, łkała jedynie moja dusza, błąkająca się po labiryncie strachu. Niemal każdej nocy nawiedzał mnie wciąż ten sam przerażający koszmar. Niczym ostrze noża, rył mi blizny na psychice, tnąc mój upór i zawziętość.

Przez kolejnych kilka lat błądziłam ulicami Stohess, ukrywając się przed stołeczną policją. Finalnie trafiłam do podziemi, gdzie żandarmi zaciągali się tam jedynie od święta. Pierwsze dni i noce nie należały do łatwych. Żeby przeżyć w tym śmierdzącym grobowcu, musiałam kłamać, rabować i walczyć o własne życie. Po dziś dzień pamiętam zapach skóry na butach, którymi obrywałam po twarzy, gdy złapano mnie podczas kradzieży. Dzielnie przełykałam łzy wraz z krwią, nie dając się przy tym złamać. Spałam pod kartonowymi pudłami, przykryta starym, śmierdzącym dziurawym kocem. Często między martwymi ludźmi, których nie omieszkałam przeszukać. Mieszkając w podziemiach, swoją dumę i honor musiałam zakopać głęboko w sercu, by móc przetrwać. Często głodna, spragniona i wyczerpana ratowałam się resztkami ze śmietnika, którego nikt nie miał czasu opróżnić. Zgniłe owoce, warzywa, spleśniały chleb, czy skisłe mleko. Zapychałam żołądek czymkolwiek, tłumiąc przy tym odruchy wymiotne. 

 Tak wyglądała moja codzienność. Każdego dnia, przeganiana z kąta w kąt, niczym bezpański pies, błąkałam się po wąskich, brudnych ulicach podziemia, próbując przetrwać. Tak było każdego dnia, aż do momentu, kiedy przed moim zlęknionym obliczem stanął chłopak, o oczach tak pustych jak dno studni.

Ostatnia misjaWhere stories live. Discover now