Wielki powrót

914 60 10
                                    

Madeleine zamknęła sklep o wyznaczonej porze. Jutro jej znajoma miała przyjść po klucze. Dziewczyna spodziewała się, że Jason jak zwykle będzie na nią gdzieś czekał. Właściwie zdziwiła się, że nie wparował do sklepu jeszcze przed zamknięciem. Jednakże nie spodziewała się tego, że nie przyjdzie sam, ale z Jack'iem! Madeleine nie zauważyła go od razu, bo najpierw Jason do niej podszedł i przytulił ją na powitanie.

-Cieszę cię, że cię widzę!-zawołał lalkarz.

-Daj spokój, przecież i tak spędziliśmy razem pół dnia! Nie mów, że tak się zdążyłeś stęsknić!-zaśmiała się dziewczyna.

-Właśnie miałem zamiar coś takiego powiedzieć. Nie lubię czasu, którego nie spędzam z tobą-powiedział lalkarz.

-Byłbyś niezłym podrywaczem, Jason!-zaśmiała się Madeleine. Lalkarz uśmiechnął się. Po chwili jednak dziewczyna spoważniała.-A dowiedziałeś się czegoś o Jack'u?-spytała.

-A właśnie, skoro już o tym idiocie mowa, to...możesz go dziś osobiście ochrzanić za to, ile ci smutku, stresu i zmartwień przysporzył!-zawołał Jason. Następnie chwycił Madeleine za rękę i pociągnął ją za sobą w stronę jakiegoś zaułka, gdzie światło latarni już nie docierało. W miarę jak się tam zbliżali, dziewczyna zaczęła dostrzegać jakąś postać. A potem zdała sobie sprawę, że ta postać ma co najmniej dwa metry wzrostu i dziwnym trafem posturą przypomina jej pewnego klowna.

-Jack!-zawołała, po czym puściła się biegiem w stronę chłopaka. Jak tylko do niego dobiegła przytuliła go, ale z powodu różnicy wzrostu wyglądało to bardziej, jakby wtuliła się w jego brzuch.-Strasznie się cieszę, że cię widzę!-zawołała, odsuwając się od klowna.

-Naprawdę?-Jack nie krył zdziwienia.

-Tak!-zapewniła go Madeleine.

-Ale przecież ja...-zaczął klown, ale dziewczyna mu przerwała.

-Nie chcę o tym więcej rozmawiać. Przyznałeś się do winy, doceniam to. A do tego, jak już pewnie Jason ci powiedział, stwierdziłam, że zasługujesz na wybaczenie. Przynajmniej na moje. Może to niewiele, w końcu ja mało znaczę w porównaniu do reszty świata, ale ja ci wybaczam. Musisz mi tylko obiecać, że naprawdę więcej już nikogo nie zabijesz. Ale nie dopóki będziesz z nami mieszkać. Obiecaj mi, że już naprawdę nigdy nikogo nie zabijesz, chyba że w samoobronie-powiedziała dziewczyna. Na początku klown spojrzał na nią zaskoczony.

-Madeleine, ja nie uważam, że ty niewiele znaczysz. Dla mnie znaczysz już chyba dość dużo, a na pewno dla Jasona. I...obiecuję ci, że nigdy nikogo nie zabiję. Chyba że w samoobronie, choć wątpię, że ktoś chciałby zaatakować takiego potwora jak ja. Ale jeśli ktoś znowu będzie chciał coś zrobić tobie, nie ręczę za siebie-powiedział Jack. Szczerością tych słów i samym tym, że w ogóle je wypowiedział, zaskoczył sam siebie. Naprawdę aż tak zależało mu na tej dziewczynie? Tyle znaczyło dla niego jej przebaczenie? Był gotów przestać dla niej zabijać? Bo kazała mu obiecać to sobie? Najwidoczniej odpowiedź na wszystkie te pytania brzmi: tak-pomyślał Jack, podczas gdy Madeleine uśmiechnęła się do niego, chwyciła go za rękę i zmusiła do tego, żeby się do niej schylił. Następnie, po raz pierwszy od ponad dwustu lat, ktoś go naprawdę przytulił.

~*~

-Nadal nic?-spytał Slenderman. Proxy nie mieli dla niego dobrych wieści. Mężczyzna jednak nawet tego nie oczekiwał. Wiedział, że Zalgo zdawał sobie sprawę z tego, że Slenderman szybko dowie się o tym, że demon się przebudził. I przybędzie do miejsca, gdzie to się stało. Dlatego najprawdopodobniej Zalgo jak najszybciej je opuścił. Slenderman przeczuwał, że choć wyssał tyle dusz, nadal był dość mocno osłabiony. Potężny demon potrzebuje potężnej dawki ludzkich dusz, aby odzyskać całą swoją moc. Jednakże proxy nie natrafili na żadne wzmianki o dziwnych zgonach, gdzie ofiary nie odnosiły żadnych ran, a mimo to umierały. Po zabiciu tych stu osób Zalgo jakby zapadł się pod ziemię. Slenderman przeczuwał jednak, że to tylko cisza przed burzą.

Lalka czy zatruty cukierek?Where stories live. Discover now