Candy vs Jack

144 11 5
                                    

Candy, z pełną mocą i wiarą we własne słowa, głośno i wyraźnie, wymówił ostatnie słowa. Następnie podniósł wzrok znad księgi i po raz pierwszy od dawna spojrzał na zwijającą się z bólu u jego stóp nastolatkę. W jego spojrzeniu nie było jednak ani krzty poczucia winy, że to on spowodował jej stan. Ani odrobiny strachu, zmartwienia, żadnego smutku, tylko nadzieja, radość i zaciekawienie. Mieszanka dość dziwna, zważywszy na okoliczności.

Candy był jak dzieciak, który pierwszy raz znalazł się na pokazach chemicznych i właśnie widzi jak kolorowe substancje reaguję ze sobą, dając przy tym różne efekty. Właśnie tak można by najlepiej opisać jego stan i zachowanie.

Poza tym bardzo mocno się niecierpliwił. Tym razem dopilnował już naprawdę wszystkiego, postarał się tak bardzo, jak tylko mógł, MUSIAŁO się udać. Wciąż jednak nie miał pewności, toteż niecierpliwie oczekiwał wyniku, aż wreszcie odzyska swoją siostrę. Nic innego poza tym go nie interesowało, a sam rytuał dobiegł już końca, zrobił wszystko, co był w stanie zrobić, teraz pozostało mu tylko czekać na wyniki jego usilnych starań. Ostatnie słowo zostało wypowiedziane, "postawił kropkę nad "i"".

Teraz liczyło się dla niego tylko to, myślał wyłącznie o tej chwili i o tym, że zaraz może ponownie ujrzeć swoją przywróconą do życia siostrę, toteż nie zwracał zbytnio uwagi na otoczenie. Właściwie być może nawet nie zauważył pojawienia się Jasona i Jacka, przynajmniej dopóki pierwszy z nich nie znalazł się przy nim, wyprowadzając całkiem solidny i celny cios w jego twarz. Candy krzyknął, trochę z zaskoczenia, a trochę z bólu, ponieważ pazury zabawkarza rozorały mu twarz. Odskoczył do tyłu najdalej jak mógł, podczas gdy Jason rzucił mu jedynie wściekłe spojrzenie i odwrócił się w stronę Sophie, wciąż krzyczącej i płaczącej z bólu. Jack w ułamku sekundy teleportował się obok Jasona.

- Sophie! - zawołał zabawkarz, podbiegając w jej stronę.

- Ona jednak znosi to wszystko znacznie gorzej niż Madeleine - stwierdził w tym czasie Jack. Jego również to wszystko poruszyło, nie spodziewał się zupełnie, że trafi tutaj na niemal idealną kopię swojej martwej przyjaciółki... Jednakże chcąc dać upust swojej złości, zaskoczeniu i zainteresowaniu, zrobił to w jego ulubiony, najlepiej mu znany sposób, czyli komentując ironicznie bieżące wydarzenia. Nauczył się tak robić przez setki lat spędzonych na zabijaniu w większości niewinnych ludzi i głównie dzieci. Takie komentarze zawsze pozwalały bardziej dobić ofiarę, co dla niego samego oznaczało zazwyczaj jeszcze więcej wspaniałej zabawy.

Jason nie zareagował w żaden sposób na jego słowa. Jego myśli krążyły tylko wokół tego, że musi za wszelką cenę uratować swoją najlepszą przyjaciółkę. Rzucił się w jej stronę, ale, ku własnemu zaskoczeniu, nie zdołał jej pochwycić. Coś, jakby niewidzialna ściana, wyrosło przed nim i powstrzymało go przed dotarciem do zmaltretowanej dziewczyny. Jason spojrzał przed siebie, ale niczego nie zauważył. Spróbował jeszcze raz dostać się do Sophie, ale efekt był ten sam. Ponownie od czegoś się odbił, choć niczego przed sobą nie widział.

- Dziwne - skomentował cicho Jack, uważnie przyglądając się całemu zajściu. Jason ponownie spróbował, ale efekt był taki sam. Ze zdezorientowaniem, zdenerwowaniem i zdziwieniem spojrzał przed siebie.

- Nic ci to nie da. I tak do niej nie dotrzesz - powiedział Candy, wstając z podłogi, i masując sobie obolałą szczękę. Rany na jego twarzy, zadane przez pazury Jasona, zaczynały się już powoli goić. Zabawkarz z wściekłością spojrzał na błazna.

- Uwolnij ją! - zażądał od niego. Candy popatrzył na niego z obojętnością.

- Nawet gdybym chciał, nie mógłbym. A nie chcę - odparł błazen. Jason w ułamku sekundy znalazł się przy nim, zaciskając dłonie w pięści.

Lalka czy zatruty cukierek?Where stories live. Discover now