Rozdział 28 Wyprawa za mury cz. 4 „Błądząc we mgle."

Start from the beginning
                                    

- Nie zadawaj głupich pytań, Border. – syknęła wściekle.

– Nie możemy dopuścić do przełamania formacji. – bronił zaciekle swojego zadania.

- Formacja już została rozpieprzona, jakbyś nie zauważył. – swoje jasne spojrzenie przeniosła w końcu na chłopaka mknącego obok, a on zauważył, że jej tęczówki były inne niż w tamtej chwili w lesie. Bardziej niż błękitne, mieniły się stalowym blaskiem niczym ostrze miecza.

Pochmurne i zimne, zupełnie jak otaczająca ją aura.

- To nie zmienia faktu, że nie powinniśmy się rozdzielać!

Border nadal próbował stać przy swoim, choć czuł, że jej opór z każdym kolejnym przenikliwym spojrzeniem spychał jego zawziętość na boczny tor, by w końcu całkowicie z niego zrezygnować.

Co go do cholery podkusiło, by pognać za tą dziewuchą, kiedy mógł ruszyć w przeciwną stronę.

- Twierdzisz, że w pojedynkę nie dam sobie rady z tym tytanim ścierwem? – odparła, zerkając kątem oka na chłopaka. Przez szum wiatru, tętent kopyt i czarne rozwiane dookoła głowy włosy widziała jedynie zarys postaci blondyna mknącego u jej boku.

- Ja nie twierdze, Raven. Ja to wiem. – powiedział dobitnie, i tym samym zakończył dyskusję.

Okazało się, że rozmowa została ucięta we właściwym momencie, gdyż nad horyzontem zakołysały zaróżowione kształty. Sina wiedziała już, że nie może teraz pozwolić sobie na rozłąkę, dlatego dobyła mieczy i ruszyła przodem wymijając chłopaka.

- Wystrzel flarę! Ja załatwię te ścierwa! – krzyknęła, nim zniknęła we mgle.

Border dobył broni palnej zawieszonej na kaburze. Ze zgrozą spostrzegł jednak, że wszystkie race zostały wykorzystane. Nie mogli wysłać sygnału w niebo. Nie mieli jak i czym.

Raven gnając przed siebie, zbliżała się do pierwszego tytana, który tupiąc energicznie nogami wyciągał po nią swoje grube łapska. Skręcając co rusz, to w prawo, to w lewo unikała schwytania do momentu, kiedy przebiegła między nogami stwora. Wtedy też wystrzeliła linki w pobliskie wątłe drzewo zeskakując z siodła. Siła podmuchu gazu popchnęła ją do przodu z taką szybkością, że obraz przed oczami zacierał jej się, tworząc rozsmarowany po płótnie pejzaż. Gorączkowo zacisnęła uchwyty obu mieczy, by wzbić się w górę, i wykonać obrót wokół własnej osi. Niestety, nie przewidziała faktu, że kotwiczka utkwiona w spróchniałym drzewie zerwie się, powodując niestabilność w locie, i zmieniając jej trajektorię. Sina poczuła szarpnięcie. Tytan chwycił za jedną z linek, tym samym sprowadzając ją brutalnie na ziemię. W momencie uderzenia plecami o twardy grunt, poczuła zgrzyt kości i piorunujący ból w nodze. ( tej samej, którą uszkodziła dzień wcześniej ) Zagryzając zęby, przeklęła siarczyście spoglądając w górę. Wielkie, wykrzywione w karykaturalnym uśmiechu szczęki zbliżały się do niej w nieuchronnym tempie. Resztkami sił, leżąc na mokrej trawie, dziewczyna wyciągnęła spod paska ostatnią racę, którą bez zastanowienia wystrzeliła wprost przed obliże tytana. Stwór zawył przeraźliwie, przysłaniając wielkimi łapami oczy, zaś Raven z pomocą Bordera wsiadła z powrotem na konia obierając bezpieczny dystans.

- Jak noga ? – zapytał, widząc jej bladą wykrzywioną w cierpieniu twarz.

Sina prychnęła, zaciskając drobne dłonie na lejcach.

- Bywało gorzej. – rzuciła, rozglądając się po okolicy. Prócz zdechłego drzewa nie było tu niczego o co można by było zaczepić kotwiczki. Otwarty teren absolutnie nie współgrał z trójwymiarowym manewrem.

- Jakiś pomysł ? – Border czuł stres wzbierający się w jego wnętrzu. Jak parująca woda, gromadził się, by wystrzelić w pewnej chwili niekontrolowanie.

Ostatnia misjaWhere stories live. Discover now