S̶i̶e̶d̶e̶m̶n̶a̶ś̶c̶i̶e̶

4.5K 195 8
                                    

Claude

Wszyscy na nas patrzą.

Nie wiem, może to moje wrażenie, ale czuję, jakby wiedzieli, że mnie i Shawna coś łączy. Że przyszliśmy tu razem. Może i mają rację, ale nie muszą o tym wiedzieć. I tak kilka fanek i dziennikarzy już zdążyło się między nami pokręcić.

I naprawdę nie byłoby źle, gdyby tylko patrzyli. W końcu to nic dziwnego. Odkąd weszliśmy do centrum handlowego, ludzie wręcz podążają za nami wzrokiem, a przechodząc bliżej słychać wyraźnie ich szepty.

Rozumiem, że chyba nie istnieje ktoś, kto nie miałby pojęcia o Shawnie Mendesie, ale momentami robi się to irytujące i straszne.

Czy to takie złe, że wybrał się na zakupy z ciężarną dziewczyną?

Sama myśl, że jestem tu z nim i oboje próbujemy naprawić coś, dla czego nie było już szans, jest dla mnie lekko przerażająca.

Jesteśmy w sklepie, gdzie na nasze szczęście nie ma dużo ludzi. Zaczynają boleć mnie nogi i plecy, ale będę musiała zmagać się z tym już do końca, dlatego staram się nie narzekać i podążać za Shawnem, który pchając wózek, prowadzi nas między alejkami.

- Bez jakichś słodyczy nie wracamy nawet do domu - informuję go, zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Czekałem tylko aż to powiesz - Shawn śmieje się cicho i razem idziemy na poszukiwanie czegoś słodkiego.

Mam wrażenie, że momentami za bardzo biorę to wszystko na poważnie i nie czerpię z tego zabawy.

Dlatego wyprzedzam go tak szybko na ile mogę, żeby dostać się do ciastek. Shawn mówi coś za moimi plecami, ale ignoruję go i zaczynam szukać czegoś dobrego.

- Gdybym wiedział, że będziesz tak szczęśliwa na widok słodyczy kupowałbym je codziennie.

Entuzjastycznie kiwam glową i według kaprysu ciężarnej kobiety, zaczynam wybierać między słodyczami te, na które mam większą ochotę.

- Jesteś pewna, że zjesz tyle babeczek? - rozbawiony Shawn unosi brew, opierając się o wózek.

- Wiem, już teraz jestem gruba, ale to nie dla mnie - oburzam się. - To dla dziecka. Jestem pewna, że je uwielbia.

- Jasne, a później urośnie i będę miał w domu małego ciasteczkowego potwora. Właściwie to dwa.

Patrzę na niego lekko zdziowna, ale nic nie mogę poradzić na mój szeroki uśmiech.

Shawn zawsze potrafił czarować i wiedział co powiedzieć. Uważał to za zaletę, którą uwielbiałam całe pół roku, jakie spędziliśmy razem.

- Przynajmniej będę widział kogo o to obwiniać - mruga do mnie z uśmiechem, przez który zawsze miękły mi kolana.

- Powinieneś się cieszyć, że to ode mnie przejmie te lepsze geny - lekko wzruszam ramionami.

- Hej, to nasze dziecko. Nasze wspólne - brunet wywraca oczami. - A co do tych genów, jeszcze pogadamy.

Unoszę konciki ust na myśl o dziecku. Shawn je zaakceptował, pogodził się z tym, że jesteśmy sobie pisani. Albo jestem zbyt egoistyczna, żeby zrobić to samo, albo czas w końcu zmierzyć się z rzeczywistością.

- A więc to nie tak, że kobiety w ciąży powinne zdrowo jeść? - mówi brunet, widząc ile rzeczy wrzucam do koszyka.

- Pewnie. Ale mi też się coś od życia należy. Nie po to tyle wymiotowałam, żeby teraz, kiedy jest lepiej odmawiać sobie jedzenia - uśmiecham się chytrze.

- Właśnie, miałem dawno spytać. Nie masz już tych porannych mdłości? Chyba tak to się nazywało, w każdym razie.

- Nie wiem w ogóle jaki idiota wymyślił określenie poranne mdłości. Nie wiedziałam że ranek trwa cały dzień dopóki nie zaszłam w ciążę.

Shawn kręci głową i prowadzi nas do kasy, gdzie oczywiście czeka całkiem spora kolejka i większa szansa na to, że ktoś nas rozpozna.

- Myślisz, że moglibyśmy... - zaczynam niepewnie, kiedy wychodzimy ze sklepu z siatkami po małej kłótni przy kasie o to kto złapaci. Ostatecznie i tak przegrałam, bo okazało się, że nie wzięłam ze sobą pieniędzy.

- Hm? - mruczy Shawn, rozglądając się dookoła. - Co mówiłaś?

- Zastanwiałam się... cóż, może i nie znamy płci dziecka, ale... - kiwam głową w stronę sklepu dla dzieci, na który zwróciłam uwagę na początku naszych zakupów.

Widzę, że się tego niespodziewał. Ja też. Nie sądziłam, że wyjdę z tego dołka, w którym tkwiłam odkąd dowiedziałam się o ciąży i zmienię swoje nastawienie. Wciąż nie jestem do końca przekonana, ale nie mam już wyboru. Słyszałam kiedyś, że ciąża jest jak czarna bi­la - tra­fiona w nieodpo­wied­nim mo­men­cie nie cieszy. Chciałbym powiedzieć, że to nieprawda.

Czas pokaże co tak naprawdę jest nam pisane.

Shawn jest podekscytowany jak dziecko od pierwszej chwili, gdy tylko wchodzimy do środka. Wygląda zabawnie, kiedy ogląda zabawki, ubranka i wózki z wytrzeszczonymi oczami i otwartymi ustami. Inne mamy, spodziewające się swoich pociech, omijają go szerokimi łukami.

Ja też postanawiam się przemóc i po piętnastu minutach siedzenia na plastikowym krześle, podnoszę się i dołączam do niego.

Kiedy znajduję się już blisko, zauważam, że trzyma w ręku małą koszulkę z napisem najlepszy tata pod słońcem.

- Fajna, ale chyba nie twój rozmiar - nabijam się z jego miny, kiedy przykłada koszulkę do siebie. Jest taka mała, że mieści mu się w dłoni.

Ze śmiechem przechodzę między półkami z artykułami dla noworodków, uważnie oglądając każdą rzecz.

Nie jestem tak zafascynowana i zaaferowana jak Mendes, a raczej skołowana i niepewna.

- Zabawne, Claude - wywraca oczami i szybko do mnie dołącza. - Gdybyśmy znali płeć byłyby łatwiej coś wybrać.

Odwracam się do niego. Obraca w palcach niebieską maskotkę, kiedy ja mam w ręku taką samą tyle, że różową.

- Nie sądzisz, że mielibyśmy fajną niespodziankę?

- Fajną? - patrzy na mnie uważnie, kiedy zaryzam wargę. - Nasze dziecko będzie fajne, to jasne, ale naprawdę chcę wiedzieć. Chyba jesteś mi to winna.

Wzdycham, wbijając wzrok z podłogę. Nie czuję się na tyle gotowa, żeby być pewna, czy będzie to chłopiec czy dziewczynka.

Jestem na etapie radzenia sobie z myślą, że już nie będę odpowiedzialna tylko za siebie. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się zbyt szybko. Wciąż nie ufam mu tak, jak powinnam w tej sytuacji, a niedawno razem zamieszkaliśmy.

- Porozmawiamy o tym w domu, dobrze? - mówię cicho, w pewnym stopniu tracąc chęci na zakupy.

Shawn kiwa głową i przysuwa się do mnie. Zaskoczona podnoszę głowę i widzę, że unosi rękę, jakby chciał mnie objąć. Ostatecznie tego nie robi. Spuszcza tylko wzrok i drapie się po karku, a ja jestem zbyt zdziwiona, żeby zareagować.

- Pójdę po tą koszulkę. Skradła moje serce - chrząka i teatralnie łapie się za serce. - W sumie, nie ważne, jaką płeć będzie mało dziecko. I tak mu ją założę.

Prycham cicho i obserwuję, jak oddala się do innej alejki. Co z nami jest nie tak?

Kiedy wracamy do domu, Shawn dostaje telefon od swojego menadżera i musi zostawić mnie samą, co mnie trochę cieszy, bo będę mogła trochę od niego odpocząć, zająć się sobą i swoimi myślami.

W co ja się wpakowałam?

waiting for emotions; shawn mendesWhere stories live. Discover now