T̶r̶z̶y̶n̶a̶ś̶c̶i̶e̶

4.9K 189 6
                                    

Claude

Zawsze słowo dziecko kojarzyło mi się z dużą odpowiedzialnością i poświęceniem. Przez te wszystkie lata słowa twoje dziecko brzmiały po prostu bardzo odlegle. A za kilka miesięcy miało się właśnie pojawić takie moje dziecko.

Przez ostatni czas sporo o tym wszystkim myślałam.

Doszłam do wniosku, że nie chce być taką mamą dla mojego dziecka, jaką jest moja matka. Nie chcę go ranić, pokazywać, że nic dla mnie nie znaczy, wymagać perfekcji, nakazywać i mówić mu co ma robić. Sama czuję się jeszcze jak dziecko i wiem, że to nie pomaga. Potrzeba zrozumienia i skupienia. Czasem wystarczy sama obecność.

Teraz to wydaje mi się takie skomplikowane, ale mam nadzieję, że za jakiś czas wszystko będzie wychodziło ode mnie instynktownie.

Niezaprzeczalne jest jednak stwierdzenie, że do dobrego wychowania potrzebna jest dwójka rodziców.

Mnie odkąd pamiętam wychowywała tylko matka, ale takie określenie nie pasuje w praktyce. Przez moje dzieciństwo i okres dorastania przewinęło się mnóstwo opiekunek, które miały zastąpić mi podbijającą światowy rynek matkę. Nie było jej kiedy powiedziałam pierwsze słowo, kiedy stawiałam pierwsze kroki. Na przedstawieniach w przedszkolu jej krzesło zawsze było puste. Nie było jej nawet kiedy potrzebowałam jej rady i wsparcia podczas kupowania pierwszego stanika.

Zawsze jej to wybaczałam i jak każde dziecko ślepo wierzyłam, że mama jest idealna i wie co jest dla mnie najlepsze. A to bardzo zabawne, bo nie zdawałam sobie sprawy, że ta kobieta kompletnie nic o mnie nie wie.

Już nie chodzi o to, że była kompletnie złą matką, która nie interesowała się swoimi dziećmi. Nie, mój starszy brat zawsze dostawał od niej wszystko. Nawet tą uwagę i czas, którego tak bardzo jako dziecko potrzebowałam.

Dalej jej to zostało i chyba już tak miało być. Czasem myślę, że już się z tym pochodziłam, później ona znów robi coś, czego nie potrafię przełknąć. Kładzie pieniądze na stół, nie interesuje się mną.

Przez pewien okres w moim życiu za swoją mamę uważałam Karen Mendes. Nigdy nie poznałam bardziej życzliwej i milszej kobiety niż ona. Całą ich rodzinę cechują same dobre określenia.

Nawet Shawna. Nawet jego, ponieważ stojąc obok niego śmiało mogę powiedzieć, że to ja tym razem zawiniłam.

Nie chciałam, żeby dowiedział się o tym w ten sposób. Cóż, nie chciałam, żeby w ogóle się dowiedział, ale teraz chyba nie ma już odwrotu. Jednak wiem, że jeśli nie ja, Chloé zrobi to za mnie. Widzę, jak przekazuje mi to swoim twardym spojrzeniem, kawałek po kawałku łamiąc mój twardy mur.

- Claude? Możesz mi łaskawie wyjaśnić o co chodzi? - pyta cicho Shawn.

Och, przestań, proszę.

Jestem pewna, że sam się wszystkiego domyślił jeszcze wcześniej. Gdyby było inaczej nie zaczynałby tej dziwnej rozmowy, która miała miejsce jakiś czas temu.

Brunet patrzy na mnie wyczekująco, po chwili nawet z lekką pretensją, ale moje usta pozostają wciąż zamknięte.

- O której wraca ten twój chłopak? - parska pośmiewawczo Shawn i zaczyna krążyć po pokoju, ciągnąc za końcówki włosów.

- Shawn...

- Nie, Claude - przerywa mi i gwałtownie się odwraca. - Odpowiedz mi chyba, że ukrywasz przede mną coś innego. Śmiało.

Serce bije mi jak szalone, a przed oczami robi się ciemno. Opieram się ręką i oparcie fotela, żeby nagle nie runąć na podłogę.

Nie, to nie może się dziać naprawdę.

waiting for emotions; shawn mendesWhere stories live. Discover now