D̶w̶a̶d̶z̶i̶e̶ś̶c̶i̶a̶ d̶z̶i̶e̶w̶i̶ę̶ć̶

3.1K 183 20
                                    

Claude

Ten uśmiech.

Uśmiech, który przybierał zawsze, kiedy w dzieciństwie próbował zwalić swoją winę na mnie, kiedy próbował udobruchać mamę, która wierzyła mu we wszystko, nieważne co powiedział. Do tej pory pamiętam, kiedy pierwszy raz chciałam wyjechać gdzieś daleko, zostawiając rodzinę w Toronto. Powiedziałam o tym wtedy Nickowi, co oczywiście było ogromnym błędem. Tego samego wieczoru mama siedziała na kanapie z tęgą miną, a on się uśmiechał. Nie łatwo się domyślić, że nie udało mi się wtedy pojechać.

A Nick?

Co mogę o nim powiedzieć. Zdecydowanie nic dobrego. Od zawsze ulubione dziecko naszej matki, pupilek i ulubieniec. To ja byłam tym mniej lubianym potomkiem, nie ważne jak dziwnie to brzmi. Na dodatek uwielbiał niszczyć marzenia, pławić się swoją wyższością i luksusem. On i nasza matka byli siebie warci.

Nawet teraz wyglądali podobnie. Jego ciemne włosy idealnie ułożone, miały ten sam odcień co jej. Błysk w oku, uśmiech i rysy twarzy, był jak męska kopia naszej mamy. Tylko kolor jego zimnych, niebieskich oczu odziedziczył po naszym tacie. Markowa koszula, ciemne spodnie, drogie buty, srebrny zegarek i lśniąca obrączka na jego palcu. Dalej nie wierzę, że spokojna i miła Riley kochała go na tyle, żeby związać z nim resztę życia.

- Nic nie powiesz? Nie przywitasz się nawet? Mama byłaby okropnie zniesmaczona twoim złym zachowaniem.

Prycham, zaciskając pięści, żeby przypadkiem nie zrobić czegoś, czego mogłabym później żałować. A sporo takich właśnie rzeczy pojawiło się w mojej głowie.

- Co tu robisz, Nick? - rzucam, zaciskając zęby, kiedy on tylko pokręcił głową i się uśmiechnął.

- Nie odzywałaś się od czasu mojego ślubu. Nie wiedziałem nawet, że zostałaś w Toronto. Z resztą, jak widać, nie tylko o tej rzeczy nie zostałem poinformowany, prawda, siostro?

- Więc teraz będziesz opiekuńczym, starszym bratem, tak? - unoszę do góry brew. - Co z tymi wszystkimi razami, kiedy kompletnie cię nie obchodziłam? Skończ udawać, Nick - gryzę nerwowo policzek od środka. - A teraz przesuń się, chcę wejść do mieszkania.

- Dobry pomysł - mruknął sucho. - Właśnie miałem zaproponować, żebyśmy weszli do środka. Nie powinniśmy rozmawiać na klatce.

Zanim zdążyłam zamknąć mu drzwi przed nosem, ku mojej wściekłości i dezorientacji, Nick prześlizgnął się do środka. Wykrzywiam wargi, nawet nie próbując przybrać uśmiechu i zakładam ręce na klatce piersiowej, stojąc w przejściu do dalszej części mieszkania.

- Co ty tu robisz? - pytam tonem wypranym z emocji.

- Myślę, że tę kwestię możemy już sobie darować - Nick wywrócił oczami. - Będziemy tak stali w korytarzu, czy zaprosisz mnie do salonu? Pamiętasz jeszcze, jaką kawę lubię pić?

- To bez sensu, skoro zaraz wychodzisz - prycham. - Nick, nie bawi mnie to. Na dole jest ochrona, wystarczy jeden telefon, a będą na miejscu w ciągu minuty.

Widzę, jak przez jego twarz przechodzi grymas niezadowolenia. Wie, że jest to jeden z tych nielicznych momentów, kiedy to ja rozkładam karty, a on musi grać na moich wranukach. Z pewnością mu się to nie podoba, co tylko mnie rozkręca i cieszy.

- Coś ważnego cię tu sprowadza, przy okazji przypominając, że nasz siostrę? No dalej, Nick. Nie mam całego dnia - uśmiecham się gorzko.

- Musisz mi wybaczyć. Trochę mnie zatkało, że moja własna siostra darzy mnie taką niechęcią - wzruszył lekko ramionami, a ja miałam ochotę się roześmiać.

- Najwidoczniej wcześniej nie okazywałam tego zbyt dosadnie. Mój błąd - wydęłam delikatnie wargi. - Masz pięć minut.

Nick wyraźnie się rozluźnił. Przez jego twarz przeszedł cień ulgi. Swoją drogą, sama byłam trochę zaciekawiona, dlaczego znowu postanowił zatruwać mi życie, które i bez jego udziału było ciężkie.

- Cóż, w połowie jestem tu z ciekawości. Mama zadzwoniła do mnie jakiś czas temu, niemal na skraju zawału, mówiąc, że kompletnie ci odbiło. Wspomniała, że ty i Mendes spodziewacie się dziecka. Najszersze gratulacje, tak w ogóle.

Jego szeroki uśmiech jest fałszywy i przepełniony jadem.

Nie wiem, czego się spodziewałam po własnym bracie. Że się zmieni? Że przejrzy na oczy? Że ślub uczyni go lepszym człowiekiem? Na pewno żaden z tych cudów się nie spełnił, a Nicolas wciąż jest taki sam. I raczej sądzę, że taki już zostanie.

- Poza tym, Claude, jest jedna rzecz, o którą chciałbym cię poprosić.

Tym razem nie powstrzymuję śmiechu.

To, co powiedział, bawi i szokuje mnie na tyle, że przez dłuższy czas nie mam zielonego pojęcia, co powiedzieć, więc po prostu się śmieję.

On chce mnie o coś poprosić?

Chce mojej pomocy po tylu latach, które spędziłam będąc przez niego poniżaną, wyśmiewaną i ignorowaną? Mam stuprocentowe prawo zaśmiać mu się w tym momencie w twarz.

- Koniec żartów i koniec tego żałosnego spotkania, Nick.

- Claude, nie żartuję - mówi ostrzej, nie wyglądając przy tym, jakby miał zaraz wychodzić. Wręcz przeciwnie, miał jeszcze dużo do powiedzenia. - Moja firma zbliża się ku bankructwu. Naprawdę chcesz mnie tak zostawić? Jestem twoim bratem, jesteśmy rodziną, pamiętasz?

Nie potrafię być spokojna. Wybucham.

- Po tym wszystkim co było kiedyś, masz czelność prosić mnie o pieniądze? Tak po prostu tu przychodzisz, kiedy podwinęła ci się noga i nagle jesteś kochanym bratem? Tak w ogóle, sądzisz, że na nich śpię? Że mam ich tyle, żeby tak po prostu trochę ci dać i pomóc wyjść z bankructwa, w które sam się wkopałeś? Mylisz się. Okropnie się myślisz. Dlaczego po prostu nie poprosisz kochanej mamy, która zawsze dawała ci wszystko, czego tylko chciałeś? Jak w ogóle mogłeś sądzić, że ci pomogę?

Nick wzdycha głośno i zaciska szczękę. Jego plan ewidentnie wymyka się spod kontroli. Jeśli myślał, że się ugnę, był w błędzie.

- Matka miała rację, kiedy mówiła, że stałaś się egoistyczna po tym, jak udało ci się złapać na dziecko naiwnego chłopaka z grubym portfelem - zakpił, a w jego oczach zajaśniał żar. - Nawet nie zauważyłby, gdyby z jego konta zniknęło kilka, kilkanaście tysięcy, Claude.

Nie, on tego nie zrobił. Nie był tak żałosny, nie powiedział tego prawda?

A jednak.

- Wyjdź.

- Nie wiesz, co mówisz. Będziesz tego żałować - mówi nerwowo.

- Naprawdę, nie obchodzi mnie to. Wyjdź - syczę.

Nick posyła mi groźne spojrzenie, między nami zapada cisza, w której krąży wiele złych emocji. Co on tu jeszcze robi? Nie wyraziłam się jasno?

- Pewnie - prycha, mrużąc oczy i kierując się do wyjścia. - Wyjdę. Nie wiem tylko, czy jesteś świadoma tego, że wstawiłem się za tobą u matki. Chciałem to naprawić, oszczędzić wszystkiego. Chciałaś wiedzieć dlaczego nie pomogła mi finansowo. Proszę bardzo, dlatego. Ale teraz sama zgotowałaś sobie to piekło.

Trzask drzwi rozbrzmiał chwilę później. W tej samej sekundzie zorientowałam się, że po moich rozgrzanych policzkach płyną łzy. Co ja takiego robię ze swoim życiem, że cały czas idzie ono pod górkę?

waiting for emotions; shawn mendesOù les histoires vivent. Découvrez maintenant