Rozdział 15 „ Biała księga"

Start from the beginning
                                    

- Właściwie to ... - zaczęła niepewnie chwytając za filiżankę. - ... też miałam tylko zaparzyć herbatę, więc ...

Chciała opuścić pomieszczenie i udać się z powrotem do swojej komnaty, jednak kapitan ubiegł ją, tym samym zatrzymując w półkroku.

- Jak się czujesz? – zadał pytanie, które w mniemaniu Siny i ludzi nie znających kapitana, brzmiało raczej jak groźba śmierci, niż przejaw najzwyklejszej ludzkiej troski. Sam jego ton wskazywał na to, że jego słowa wypowiedziane są bardziej z obowiązku. Nie było w nich ani krzty osobistych odczuć. Sina podejrzewała, że Levi takowych nie posiadał. Był zbyt wyprany z wszelkich emocji, pozostawiając na swojej twarzy wiecznie ten sam wyraz znużenia. Zawsze gdy zamieniał z kimś zdanie jego rozmowy brzmiały tak, jakby nie miał ochoty zaszczycać kogoś swoim spojrzeniem a co dopiero otwierać usta. Jego barwa głosu zawsze była niska, chłodna i zachrypnięta, zwykle odpowiadał tak, jakby był wszystkim zmęczony. Podobnie zresztą wyglądał. Jego ciemne cienie pod oczami odznaczały się na tle bladej cery, brwi zmarszczone, oczy na wpół przymknięte a usta zaciśnięte w wąską kreskę tworzyły obraz dorosłego, zirytowanego mężczyzny, który przeszedł przez niewyobrażalne piekło. Na nią również patrzył w ten sam sposób. Sina po chwili zorientowała się, że nie odpowiedziała na wcześniejsze pytanie. Dlatego też chwytając się odruchowo za ramię, zagryzła zęby czując pulsowanie mięśni, jednak zignorowała to i resztkami sił jakie w sobie zebrała uśmiechnęła się blado do Kapitana.

- Dobrze się czuje, dziękuję, że Kapitan pyta. – skłamała stojąc nad filiżanką herbaty, nie mając odwagi ruszyć się z miejsca.

Co innego miałaby mu odpowiedzieć ? i dlaczego miałaby mówić prawdę ? nie był kimś komu mogłaby zaufać. Oficer sztywno trzymający się zasad mógł tylko wnieść do jej życia zamęt, którego starała się unikać jak ognia. Jednak, gdy spojrzała na Levia zauważyła, że jej odpowiedź najwyraźniej do niego nie trafiła, gdyż brunet stojąc oparty plecami o szafkę, mając skrzyżowane ręce na piersi uniósł jedną brew do góry.

- To, że nie potrafisz kłamać, to już ustaliliśmy ostatnim razem. – odparł mrużąc gniewnie kobaltowe oczy, które w mdłym świetle pochodni wydawały się być ciemniejsze niż za dnia. – Mnie nie oszukasz tak łatwo jak innych.

Sina z powrotem wbiła wzrok w stół, bijąc się z myślami. Jeżeli odpowie wymijająco, kapitan zacznie coś podejrzewać. Kłamstwa przy tym człowieku wydawały się być bezcelowe. Z jakiegoś powodu tylko jego nie potrafiła oszukać, co za tym idzie, ten fakt zaczął ją martwić. Westchnąwszy z zrezygnowaniem opadła z powrotem na krzesło, mając na języku pierwszą lepszą myśl.

- Bywało gorzej. – odparła, po chwili karcąc się w myślach za swoją głupotę. Jej odpowiedź brzmiała tak, jakby miała drugie podłoże. Spoglądając niepewnie w stronę mężczyzny, nie myliła się. Levi patrzył na nią ze zdziwieniem.

- Gorzej? – zapytał podejrzliwie. Sina brnęła dalej w kłamstwa pomimo ostrzeżeń kapitana.

- U Shadisa, rzecz jasna. – wyjaśniła naprędce, uśmiechając się głupkowato. – Sam kapitan wie, jaki jest instruktor. Potrafi kadetami orać plac treningowy. – zaśmiała się mając nadzieję, że chociaż ten blef łyknie. Ku zaskoczeniu dziewczyny, Levi nic nie opowiedział, stał nadal oparty o szafkę wbijając spojrzenie w kamienną podłogę. Sina również zamilkła dopijając w ciszy chłodną herbatę. Wstając podeszła do zlewu, przemyła filiżankę i położyła mokrą dnem do góry na rozłożonej ścierce. Kiedy miała odejść w stronę wyjścia, Levi w końcu się odezwał. A jego słowa uderzyły w nią z taką siłą, że nogi pod nią ugięły się.

- Twój wypadek, nie był przypadkiem. – Levi spojrzał w bok na dziewczynę, która stała teraz dwa metry od niego patrząc tępo w szafkę. – Ktoś chciał cię zabić.

Ostatnia misjaWhere stories live. Discover now