53. Wszystko Zostało Na Swoim Miejscu

269 13 4
                                    

*Piotrek*
Wracam do domu. Walizki stoją przy drzwiach. Antoś ubiera buty a Tosia siedzi na środku podłogi i płacze.
- cześć. Co tu się dzieje? - wziąłem ich na ręce. - gdzie mama?
- w łazience. Mama powiedziała, że idziemy. - wytarłem im łzy.
- cichutko skarby.
Posadziłem ich na kanapie.
- poczekajcie tutaj a ja idę do mamy
- Mama jest smutna
- zaraz jej przejdzie
Dałem im po buziaku i poszedłem do Martyny.
- Martynko? Możesz mi wytłumaczyć czemu walizka stoi przed drzwiami?
- wyprowadzam się. Rozumiesz. To koniec.
- kiepski żart Martynko.
Objąłem ją.
- Piotrek ja nie żartuję. Zrobiłam coś i nie potrafię spojrzeć w oczy.
- tak? To co powiesz dziecią?
Gdzie jest mama?
- dzieci idą ze mną.
- ooo nie.
Zapomnij.
Poszedłem do dzieci i mocno ich Przytuliłem.
- nie chcemy iść bez ciebie
- ale nigdzie nie idziecie.
Spokojnie.
Wziąłem ich na ręce i walizkę Martyny. Zaniosłem ich do sypialni i puściłem im bajkę na laptopie.
- spokojnie. Oglądajcie sobie.
- Oki
Poszedłem do Martyny.
- gdzie dzieci? - pyta
- są bezpieczne.
Możesz mi powiedzieć co zrobiłaś takiego złego, że chcesz się wynieść.
- boję się.  - oparła się o ściana tak jakby zaraz miała upaść.
- spokojnie. - Przytuliłem ją mocno - nie chcesz. Nie mów. Ja i tak cię kocham i nie pozwolę ci odejść.
- zdradziłam cię z największym Dupkiem.
- zmusił cię?
- czemu ty musisz wszystko wiedzieć?
- bo byś tak nie panikowała jakbyś mnie nie kochała.
Powiedz komu mam wpierdolić.
- naszemu nowemu sąsiadowi.
coś mi wstrzyknął i... - zachwiała się a ja ją zaniosłem na kanapę
- dzwoń do twojego taty a ja dzwonie na policję. Ktoś się musi dziećmi zająć.
- ok
Dzwonie na policję. Po chwili przyjęchał tata Martyny. Powiedziałem mu wszystko.
- no to ja idę to załatwić - mówię - zaraz po ciebie Martynko wrócę.
- ok
Poszedłem do naszych nowych sąsiadów.
Otworzyła jego żona.
- dzień dobry
- dla pani dobry. Jest mąż?
- tak. Coś się stało?
- zgwałcił moją żonę.
- to jest niemożliwe.
- a jednak
Wszedłem do środka.
- ja nic nie zrobiłem
- o widzę że pan już dobrze wie o co chodzi. Fajnie było?
- ja nie wiem o co chodzi.
- nie udawaj głupiego tylko mów co jej podałeś. Ona ma wadę serca, rozumiesz. Jak coś jej się kurwa stanie to nie będziesz miał życia. Ja o to zadbam.
- nic. Nie wiem o co chodzi.
- o tą strzykawke, którą znalazłam w sypialni?
- mogę ją zobaczyć.
Wziąłem i czytam skład.
- tobą zajmie się policja.
Puściłem policję do środka a sam Pobiegłem do Martyny.
- Piotrek. Martynie jest słabo.
- karetka już jedzie. - mówię i podszedłem do Martyny. - jeszcze chwilę. Wytrzymaj. Patrz na mnie. Nie zamykaj oczów
- to koniec? - mówi słabym głosem
- nie mów tak. - sprawdzam jej oddech.
Przyjechała karetka.
- co się stało Piotrek? - szef
- sąsiadowi się nudziło. - mówię i daje mu strzykawke.
- ja pierdziele. Zabieramy ją.
- jadę z wami
- ok.
- zajmę się dziećmi. Nie martw się.
- dziękuję. Są w sypialni. Oglądają bajkę na laptopie
- ok
Poszliśmy do karetki.
- jaki jest stan poszkodowanej? - policjant
- ciężki. - szef
- boże - sąsiadka - coś ty glupku zrobił
- skąd mogłem wiedzieć, że to tak się skończy.
Wsiadłem za głowę Martyny.
- wszystko będzie dobrze - dałem jej buziaka i wytarłem jej łzy.
- dawałeś jej coś?
- nie, ale nie wiem czy czegoś nie wzięła.
- Martynka brałaś coś?
- nie - powiedziała z ledwością.
- to dobrze.
Podłączyli jej kroplówke i tlen. Monitor.
- tylko żeby nam się nie zatrzymała. - szef
- nie zrobi tego.
- zgwałcił ją.
- tak. Nawet już nie mogę jej samej w domu zostawić.
- taki mamy świat.
Po chwili byliśmy na miejscu.
Wzięli Martyne na badania.
- zaraz ktoś do ciebie wyjdzie
- ok.
Szef poszedł a ja nalałem sobie wody i usiadłem na krzesłach. Przyszła do mnie sąsiadka.
- przepraszam za niego.
- niech pani go pilnuje.
Bo jestem przekonany, że zrobi to jeszcze raz.
- raczej wątpię. Dostanie dożywocie
- nie życzę nikomu źle, ale dobrze mu tak.
Wyszedł lekarz Piotr.
- Jezus nie. Tylko nie ty - mówię i wstaje.
- nikt się nie zajmie lepiej twoją żoną niż ja
- Podskoczysz? - mówię.
Zaczęliśmy się śmiać.
- dobra co z nią?
- serducho jej nawaliło, ale żyje i to jest najważniejsze.
- no to dobrze.
Teraz ginekolog ją bada a potem możesz ją zabrać bo mam jej dość.
- wzajemnie.
Zaczęliśmy się śmiać.
- nie zapomnij jej przepisać leków.
- sam jej przepisz.
- z wielką chęcią, ale mnie nie posłucha.
- kardiolog jej wypisał. Wizytę ma umówioną
- to dobrze. Ale tak szybko ją wypisujesz?
- przeszło jej a ona nie da mi żyć.
- zobaczyła ciebie i jej przeszło Piotrze
- nie myśl sobie  Piotrze
Zaczęliśmy się śmiać.
Idzie do nas Martyna.
- już? Żyjesz? - pytam
- no nie do końca. Mogę się pożegnać z pracą w karetce.
- oj nie prawda.
Będziesz brać leki to będzie dobrze.
A na razie i tak siedzisz w domu z dziećmi.
- zawsze wiesz co odpowiedzieć
- idę ci przyszykować wypis.
- ok Panie Piotrze
Poszedł. Dałem Martynie wody.
Ściągnąłem moją Marynarkę i Ubrałem jej.
- jak wrócimy do domu?
- autem. Adam przywiózł.
- aha. Wykorzystujesz ludzi.
- kogoś muszę. Jeszcze musisz złożyć zeznania
- wiem.
Załatwimy to szybko i idziemy do domu. Zjesz wkońcu obiad.
- proszę mi więcej takiego przedstawień nie urządzać bo będę zły
- straszne.
Dostaliśmy wypis i pojechaliśmy na policję. Martynka złożyła zeznania i byliśmy wolni.
- jestem pod wrażeniem, że pani jest już zdrowa.
- jestem niezniszczalna.
Zaczęliśmy się śmiać.
Pojechaliśmy jeszcze do apteki i do domu.

Wszystko zostało na swoim miejscu. Czego chcieć więcej?





























Do Końca Razem ~MaPi~ Zakończone Where stories live. Discover now