Rozdział 11 „ Marzenia"

Start bij het begin
                                    

- Musiałam ... - dziewczyna zawiesiła swoją odpowiedź, bo prawda była taka, że sama nie wiedziała czego chciała. Chyba spokoju i ciszy przede wszystkim. Od ostatnich miesięcy jej życie przewróciło się na tyle, że nie mogła swobodnie złapać gruntu i stanąć na nogi. Miała wtopić się w otoczenie Żandarmerii, wytropić Kennego i zatłuc go a zamiast tego wylądowała w korpusie zwiadowczym z dala od Muru Sina, dzielnicy Stohess, czy podziemnego miasta. Cały dotychczasowy plan rozkładał się niczym martwe, gnijące ciało tytana. 

Pomiędzy dziewczynami zapadła cisza. Sina zastanawiała się ile jeszcze czasu poświęci, na bezcelowe siedzenie w logionie zwiadowców. Ile jeszcze czasu będzie zgrywać przykładnego żołnierza, patrząc ze wściekłością, jak jej zwierzyna ucieka sprzed nosa. Jedyne na czym jej zależy to na tym, by zyskać siłę, nabyć wiedzę i doświadczenie, które spożytkuje przy ostatecznym starciu. Musi się pospieszyć, nim generał dostanie pozwolenie na wyprawę za mury. Czas naglił, jeżeli ekspedycja zostanie wcielona w życie wcześniej niż jej plan pozbycia się Kennego Ackermanna, to możliwe, że już nigdy ten moment nie nastanie. Ekspedycja, huh,  prawdą było to, że Sina jeszcze nigdy nie widziała tytana na własne oczy. Nigdy nie była poza murami. Nie wiedziała czego może się spodziewać i czy w ogóle przeżyje te pierwszą wyprawę. 

Zabijanie ludzi a zabijanie tytanów. Co jest gorsze? 

- Byłaś kiedyś za murami ? - wypaliła patrząc na Saturna, który zarżał niespokojnie, jakby rozumiał treść pytania i ogół jaki się z nim wiąże. Nicola chwile milczała wpatrzona gdzieś w dal. Marszcząc brwi, pokręciła przecząco głową.

- Nie, jeszcze nie dostąpiłam tego zaszczytu. – zironizowała. Widać było, że temat murów, jest dla niej dość wrażliwy, gdyż dziewczyna spięła wszystkie mięśnie a ton jej głosu ochłodził się o kilka stopni.

- Boisz się? – Sina zadała kolejne pytanie. Strach nie był niczym niezwykłym. Każdy czegoś się bał. Ona również. – Walki z tytanami, śmierci z ich rąk ... - dopowiedziała spoglądając na twarz Nicoli. Młoda zwiadowczyni uśmiechnęła się smutno patrząc w szaroniebieskie oczy Raven.

- Oczywiście, że się boję, kto by się nie bał ? – żachnęła się dziewczyna. – Przypuszczam, że nawet Kapitan Levi, Dowódca Erwin, czy Pułkownik Hanji czują strach, przed tymi potworami.

- Hanji ? – powtórzyła brunetka. – Masz na myśli, tą dziwna okularnice, co ma tytanofobię ?

Nicola parsknęła śmiechem, jednak widząc niezrozumiałe spojrzenie towarzyszki, po chwili się opanowała, ścierając palcami łzy z powiek.

- Wybacz. Ale mówisz, zupełnie jak kapitan Levi.

Raven na tą informację, zmarszczyła brwi w oznace zniesmaczenia, prychając pod nosem.

- Też coś. Nie masz mnie już do kogo porównywać.

Sharzinger wzruszyła ramionami wracając do głównego tematu rozmowy.

- Boje się. Starcia z tytanami. Śmierci z ich rąk. Jednak, wyprawa za mury, jest nieodzowną częścią korpusu zwiadowczego. I jedyne co mogę na to poradzić, to pogodzić się z tym faktem i przejść do porządku dziennego. Tak ... przynajmniej sądzę.

Sina skinęła głową, gdyż doskonale rozumiała co Nicola miała na myśli. Patrząc na śpiącego Saturna zastanawiała się nad tym, jak wygląda świat za murami. Co znajduje się na ziemiach, które siłą zostały odebrany ludzkości. Ile niezbadanych terenów, lasów, gór czy rzek. Dokąd wiodły, skąd pochodziły. Jak szeroki jest świat, którego nie są w obecnej chwili zobaczyć. czy kiedykolwiek nastanie ten dzień? 

- Ciekawa jestem, jak jest po drugiej stronie. – szepnęła bardziej do siebie samej, niż do towarzyszki obok. Ta jednak wyłapując pytanie, sama się zastanawiała.

- Hmm ... myślę, że dużo piękniej, niż w tej zagrodzie. - uśmiechnęła się smutno na samo wspomnienie ogradzających trzech murach, których wysokość rzucała cień na tutejsze wioski. Wszystko miało swoje granice. Niebo rozlewające swój błękit na cztery strony świata, słońce,których promienie ginęły za murami. Nawet powietrze, wydawało się inne, niż te po drugiej stronie. Wszystko było inne. Granica o którą zwiadowcy walczyli tyle lat, nadal pozostała nienaruszona. Naruszona za to była opinia o nich, naruszony był ich splamiony honor, zdeptana duma, rozszarpana nadzieja. Mury stały się ich klatką a niezbadane tereny, zagadką. - Słyszałaś może o oceanie? Albo skupiskach piasków, czy też lodowych krainach? - zapytała Nicola. Raven pokiwała przecząco głową. Szatynka pochylając się nieco do tyłu, oparła się dłońmi patrząc w okno, zawieszone nad łbem jednego ze stojących koni.

- Ponoć one naprawdę istnieją. Daleko, daleko stąd i ja chciała bym je kiedyś zobaczyć. – spojrzenie brązowych oczu przeniosła na swoją towarzyszkę – Takie jest moje marzenie. – dodała a jej tęczówki zaiskrzyły w świetle lamp oliwnych. Raven spuściła głowę a jej czarne jak atrament włosy przysłoniły jej połowę twarzy.

- Marzenie, heh. – westchnęła. Nicola przytaknęła zwracając się z kolejnym niewygodnym pytaniem.

- A ty Sina. Masz jakieś marzenie?

Brunetka przez chwilę wpatrywała się w swoje buty, uciekając pamięcią do nocy, w której mężczyzna o szaroniebieskich oczach z uśmiechem na ustach zarżnął jej jedyną rodzinę. Na samo wspomnienie w dziewczynie zawrzała krew. Nie kontrolując swoich emocji, jej głos stał się na powrót chłodny i nieprzyjemny.

- Nie nazwała bym tego marzeniem. Bardziej celem, do którego dążę od dawna.

- Celem? – zainteresowała się Sharzinger. – Jaki jest ten cel?

Sina zmarszczyła brwi i zagryzła zęby. Jej ciało się spięło a przed oczami stanął jej obraz martwych sióstr pływających w rzece krwi.

- Ktoś ... dotkliwie mnie skrzywdził. – zaczęła. – Odbierając mi to, co dla mnie najcenniejsze. - jej dłonie drżały, więc zacisnęła je w pięści. - Teraz to ja zamierzam skrzywdzić jego, odbierając mu to, co dla niego najważniejsze. Nicola przełknęła ślinę, zadając ostatnie pytanie tej nocy.

- Co zamierzasz zrobić?

Nastała cisza, Sina spod kruczoczarnej grzywki spojrzała na Nicole swoimi szaroniebieskimi oczami, które teraz pociemniały, przypominając bardziej zimną stal, niż pochmurne niebo. "Co zamierzasz zrobić." te słowa dźwięczały w jej głowie zwielokrotnioną siłą, niczym dzwon kościelny zwołujących wiernych na niedzielne msze. Tak donośnie, wnikliwie przedzierał się przez każdą komórkę ciała wzbudzając w niej niekontrolowane konwulsje rozpaczy, lęku i nienawiści. Dziesięć samotnych lat, spędziła na ulicy, na której prócz brudu, smrodu i ubóstwa mogła natknąć się jedynie na śmierć. Życie nauczyło ją aż nazbyt wiele by wiedzieć jaki kierunek obrać w tym niezdarnie posklejanym kalejdoskopie chwil. Wiedziała, że nie przyszło jej jeszcze umrzeć, że śmierć była dla niej na tyle łaskawa, że swoje imadła była gotowa zacisnąć na jej losie, dopiero gdy dopełni zemsty i uwolni się od przysięgi jaką złożyła swoim siostrom. Nie spocznie póki Ackermann nie wyda ostatniego tchnienia. "Co zamierzasz zrobić" brzmiało jak niedopełniona obietnica, której okowy boleśnie oplatały serce Siny, wbijając swe szpony tak boleśnie i dogłębnie, jak to tylko było możliwe. Co zamierzam ?  pomyślała Raven, przerywając swój bezdźwięczny potok słów.

- Zamierzam go znaleźć i zabić. - rzekła w końcu.

To jest moje marzenie 


                                                                         ***

Ostatnia misjaWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu