~5~

433 18 0
                                    

-Tak... - Spojrzałam mu prosto w oczy, przywołując na twarz cień uśmiechu. -...bo jakby nie było to już piąty raz. - Szok. Tym jednym słowem jestem w stanie określić co czują bohaterowie przede mną. Mają prawo to czuć, samej gdybym tego nie przeżyła wydawałoby mi się to nierealne. To piąty raz i piąta luka jaką wykorzystaliśmy.

-A-ale jak? - Słysząc pytanie spojrzałam na Tony'ego którego szczęka w tym momencie dosięgała ziemi.

-Chwila nieuwagi i już mnie nie ma, co nie zmienia faktu, że tym razem musiałam się postarać aby się udało. Musiało się udać.

-Skąd ta pewność. -Natasha spoglądała na mnie z niedowierzaniem, a ja zrozumiałam że źle odebrała moją wypowiedź.

-Źle mnie zrozumieliście,teraz musiało się udać wręcz nie było innej opcji. Uciekałam już cztery razy i każdy kończył się niepowodzeniem. Byłam potem karana i uczona posłuszeństwa. Teraz gdyby znowu się nie udało,gdyby mnie złapali...

-Zabiliby cię. - Kończy za mnie Clint. Spoglądam na niego posyłając mu lekki uśmiech i przytakując. Zrozumiał.

-Tak. I właśnie dlatego powinnam wam teraz podziękować. Dzięki wam nie dane mi było zostać znowu złapaną. Dziękuję. - Posyłam w ich stronę szeroki uśmiech. Widać że nie spodziewali się z mojej strony podziękowań. A ja? Ja w tym momencie poczułam się bezpiecznie, mimo iż nie mam do nich pełni zaufania i rozmawiałam dłużej tylko z Clintem i Bruce'em. Zrozumiałam, że oni wszyscy tworzą coś na kształt rodziny. Dziwnej i pokręconej jak na mój gust lecz jednak. Byli rodziną jaką ja kiedyś na pewno miałam.

-Nie masz za co nam dziękować, my tylko trochę ci pomogliśmy. To ty odwaliłaś kawał dobrej roboty. - Steve posłał w moją stronę uśmiech, jako pierwszy otrząsając się z chwilowego szoku. Kręcę głową.

-To nieprawda. Gdyby nie wy dorwaliby mnie już dawno i znowu tkwiłabym w tym piekle o ile jeszcze bym żyła.

-Nie ma za co. - Odpowiada Bruce delikatnie się uśmiechając razem ze Steve'em i Tonym.Odwzajemniam uśmiech. Zamykam oczy i opieram się z powrotem o fotel. Bezpieczna. Adrenalina stopniowo zaczyna zanikać, a wszystkie rany zaczynają promieniować lekkim bólem.

Czuję jak pomału tracę kontakt z rzeczywistością.

-Ej! Clary! - Otwieram oczy i kieruję moje spojrzenie na krzyczącego łucznika.

-Zobacz jakie widoki. To może być ostatnia szansa aby coś takiego zobaczyć. - Ma rację,będąc w Hydrze często obserwowaliśmy ptaki przez małe kratki przy suficie. Zawsze marzyliśmy by być jak one. Wolne i nieograniczone. A teraz jest dobre parę metrów nad ziemią i mogę zobaczyć to co one każdego dnia. Wstałam z fotela odpinając pasy i powoi zaczęłam kierować się w stronę uśmiechniętego łucznika i rudowłosej kobiety.

„Adrenalina stopniowo zaczyna zanikać..."

     Moje własne słowa rozchodzą się echem po mojej głowie, promieniując głupotą na kilometr. Ból. Paraliżujący ból wydobywający się z rany na moim brzuchu. Rany postrzałowej owiniętej jedynie skrawkiem koszulki,mającej w tej chwili imitować bandaż. Czuję pod ręką jak nasiąka coraz bardziej i barwi się na coraz to mocniejszą czerwień. 

      Przed oczami znów pojawiają się mroczki, które wiem że już nie znikną. Moje nogi znowu w tym dniu odmawiają mi posłuszeństwa a moje uszy rejestrują coraz to bardziej przytłumione dźwięki. Czuję jak moje ciało przechyla się do przodu, a świadomość ulatuje witając się z przyjaciółkami jakie poznałam w Hydrze – z ciemnością i pustką. 

    Ostatnie co czuję to para ciepłych ramion i przytłumiony głos wołający moje imię, zanim całkowicie nie wpadam w objęcia przyjaciółek.

*******

   Zmuszam moje oczy do otwarcia się. Do ciemności wita coraz więcej światła przywracając mnie do świata żywych. Znowu mi się upiekło. Znowu uciekłam śmierci. Jakimś sposobem dalej jestem na tym świecie i zastanawiam się ile razy mi się to jeszcze uda. Podniosłam się lekko do siadu, lecz zaraz opadam z powrotem na łóżko czując ból wydobywający się z mojej rany, która przysporzyła mi już tak wielu kłopotów.

    Podwinęłam lekko białą koszulkę, w którą zostałam przebrana. Mój brzuch przyozdabiała gruba warstwa bandaży, mimo to jest prawie pewna że moja rana pięknie nie wygląda lecz jest zszyta. Opuściłam koszulkę i zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu w jakim się znalazłam. Ściany były całe białe tak samo jak wszystkie meble w tym pokoju. Gdzie nie gdzie przebijał się kolor czarny lub tez szary ale nic oprócz tego. 

     Całe pomieszczenie przypominało salę szpitalną, nawet pachniało tutaj środkami czystości. Obok mojego łóżka stał stojak z pustą już kroplówką oraz mała szafeczka na której poukładane były ubrania, przyszykowanie zapewne dla mnie jak się już obudzę. Patrząc na kroplówkę zorientowałam się, że wciąż jestem do niej podpięta.

    Dlatego delikatnie odkleiłam plaster który trzymał wenflon przy mojej skórze i wyjęłam igłę, lekko zaciskając palce na rance jaką zostawił aby przestała krwawić. Słysząc dźwięk otwieranych drzwi szybko odwróciłam się w tamtą stronę. Do pokoju wszedł Clint z wyrazem ulgi i lekkiego zdenerwowania na twarzy.

-Nigdy więcej nas tak nie strasz.


a/n

Ilość słów - 794

Witam w kolejnym rozdziale <3 Stwierdziłam, że Clary jednak wspaniałomyślnie obudzi się jeszcze w tym rozdziale. Tak więc ten... Do zobaczenia w następnym rozdziale już w poniedziałek! 

Bo jestem tylko Cieniem (Avengers FF)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz