~1~

637 30 3
                                    

     Biegłam ile sił w nogach, nie wiem jak długo ani jaką drogę już przebyłam. Ból z rany postrzałowej zelżał zastąpiony adrenaliną buzującą w moich żyłach. Krajobraz lasu nieustannie przesuwał się wraz z moim biegiem. Nie widziałam końca mimo iż wierzyłam w jego istnienie. Drzewo za drzewem, gałąź za gałęzią i tak wciąż i wciąż niczym niekończący się koszmar.

    Lecz to nie sen, nie koszmar a jawa. Straszna i realistyczna jawa. Euforię z udanej ucieczki zastąpił strach. Strach przed kolejną porażką, przed bólem, przed ludźmi podążającymi moimi śladami. Przed śmiercią. Moje mięśnie bolały a w głowie echem rozbrzmiewało jedno słowo, dające mi jeszcze jakąś motywację.

UCIEKAJ!!!

    Tym razem jest inaczej,inny schemat, kolejna szansa ale tym razem ostatnia. Nie dostanę kolejnej, nie będą kazali mi się poprawić nie będą wbijać mi do głowy kolejnych zasad. Teraz mnie zabiją. Zabiją jak psa i nic nieznaczące ścierwo. Wiem to, dlatego biegnę, dlatego obiecałam,dlatego teraz tu jestem. Właśnie obiecałam. Jedna obietnica a tyle zmienia. Obietnica szczęścia, kolejnej próby i utrzymania nadziei. Obietnica pamięci. Pamięci o NIM. To on mi wszystko tłumaczył, to on mi zawsze pomagał. Tylko on umiał przejrzeć maskę twardej dziewczyny jaką przybierałam na co dzień. Maskę nie ukazującą strachu ani uczuć, wręcz wypraną z emocji.

UCIEKAJ!!

    Świst. W drzewie, które właśnie mijam utkwiła kula, która w namierzeniu miała się znaleźć w mojej głowie, przyśpieszyłam. Za moich pleców dobiega głośne szczekanie psa. Psa, który jest przyjacielem człowieka, a w tym przypadku człowieka wypranego z uczuć. Czy ja jestem człowiekiem? W jakimś procencie zapewne, lecz nikogo to nie obchodzi a już w szczególności zwierzęcia, które mnie ściga. Na mojej drodze pojawia się duży, obalony pień , którego nie dam rady przeskoczyć. Szybka decyzja i już odbijam na prawo.

    Szczekanie oddala się tak samo jak przekleństwa rzucane w moją stronę. Po moim karku przechodzi dreszcz, wciąż czuję ich zimny oddech na skórze uświadamiający mi że nie mogę zwolnić. Spoglądam przed siebie, drzewa są coraz rzadziej posadzone zaś do lasu wpada coraz więcej światła. Obrzeża. Jestem świadoma, że to koniec mojej wędrówki, lecz kiedy już dobiegam cała nadzieja wyparowuje uświadamiając mi jak bardzo moje myślenie było naiwne. 

    Jestem na dużej polanie obrośniętej wkoło przez las w którym przed chwilą biegłam. Słyszę szmer przede mną, widzę jak krzaki się poruszają. Napinam wszystkie mięśnie czekając na moich oprawców.Jednakże jakie jest moje zdziwienie kiedy na polanę wchodzi piątka innych osób. Tak samo zdziwionych moim widokiem, jak ja ich. Są inni, jakby z innej rzeczywistości. Patrzą na mnie ze zdziwieniem i ciekawością nie to co moi oprawcy.

Uciekaj!

    Do moich uszu docierają tak bardzo znienawidzone dźwięki szybkich kroków i szczekanie psów. Ostatni raz patrzę na grupę postaci przede mną i rzucam się do dalszego biegu. Mijam ich po lewej i już znikam w gęstwinie ciemnego lasu. Znów biegnę a koszmar zaczyna się od nowa zaczynając swoje błędne koło. Za moich pleców dobiegają dźwięki walki. Moi prześladowcy krzyczą z bólu, lecz mnie to nie rusza. Zmuszam moje nogi do dalszego biegu mimo iż teraz jestem chwilowo bezpieczna. Boję się, boje się że zaraz się obudzę i cała ta sytuacja okaże się tylko snem, nieśmiesznym żartem.

     Nie mam już co liczyć na szczęście, już dawno przestało mi sprzyjać, tak jak w tym momencie. Moja noga zahacza o gruby, wystający korzeń a prędkość z jaką biegłam wyrzuca mnie teraz dobre parę metrów w przód. Chronię się rękami, lecz i to nie okazuje się dobrym pomysłem kiedy próbując wstać przez mój nadgarstek przechodzi fala bólu. Przed moimi oczami pojawiają się mroczki, brak mi sił na kontynuowanie biegu więc powoli staram się usiąść i doczołgać do najbliższego drzewa. Kiedy już opieram bezpiecznie plecy o konar czuję zmęczenie jakie uderza we mnie ze zdwojoną siła. Przymykam na chwilę oczy i staram się unormować swój rozszalały oddech.

Uciekaj.

    Tracę poczucie czasu, czuję się ospała lecz kiedy do moich uszu dochodzi dźwięk kroków szybko otwieram oczy. Z pomiędzy drzew wychodzi jakaś postać. Ja zaś tkwię w bezruchu, nie uciekam i nie krzyczę. Postać ta należy do wysokiego mężczyzny w czarnym stroju z kołczanem na plecach i łukiem w dłoni. Podchodzi do mnie stawiając ostrożne ruchy. Jak do zwierzyny, która przy gwałtowniejszym ruchu ucieknie.

    Dalej go obserwuję a on cały czas się zbliża aż jest na wyciągnięcie mojej ręki. Kuca i tylko patrzy nic nie mówiąc i nie robiąc. Będąc tak blisko mogę się mu dokładnie przyjrzeć. Mężczyzna ma lekko opaloną twarz, krótkie jasno brązowe włosy oraz oczy. Oczy które są tak błękitne, że aż przyciągają uwagę. Patrząc w nie widzę zaciekawienie i chyba troskę? Tylko raz widziałam taki wzrok tylko u NIEGO, to był ostatni raz.

Uciekaj...

    Słowo, które krążyło w mojej głowie odkąd przekroczyłam próg lasu zanika stopniowo aby już się więcej nie pojawić. Zostawiło po sobie tylko głuchą ciszę. Mój nadgarstek został czymś delikatnie opleciony i podniesiony do góry. Ręka łucznika delikatnie go dotykała i oglądała ze wszystkich strony tylko po to aby następnie owinąć go lekko bandażem. Bandaż przedmiot tak potrzebny na świecie wydaje mi się teraz tak nierealistyczny, że mam ochotę się roześmiać. Nie robię tego i oboje pozostajemy w ciszy mimo iż ona nie trwa długo.

-Jak to się stało?

a/n

Ilość słów - 846
Tak więc oto pojawia się 1 rozdział!

Liczę na wasze komentarze, które powiedzą mi co sądzicie o tym opowiadaniu i czy macie jakieś uwagi co do poprawki. Jeśli tak liczę na wasze słowa, które będą dużo ważniejsze niż zwykła pochwała czy krytyka. 

Do zobaczenia w rozdziale 2!

Bo jestem tylko Cieniem (Avengers FF)Where stories live. Discover now