17

144 12 5
                                    

Zastanawialiście się kiedyś nad takim zjawiskiem, że w oczach każdej osoby, wyglądamy zupełnie inaczej? Dajmy na to, gdyby, poprosić dziesięć znajomych nam ludzi (niezwiązanych ze sobą w żaden szczególny sposób) każda opisałaby nas innymi słowami.

I mimo, iż otwarcie zarzekamy, że ciągle jesteśmy sobą, często zdarza się, że nawet i nieświadomie ubieramy na naszą twarz specjalną maskę, pozwalającą nam się dostosować do otoczenia.

Przykładowo, przy osobach o nieco wyższym szczeblu, próbujemy dążyć do perfekcji, a nawet tą perfekcję przed nimi udawać, tylko i wyłącznie dla jakiegoś nieszczególnego uznania. Przy przeciętnych ludziach, znanych nam tylko i wyłącznie z widzenia, maska nadal zostaje, chociaż mogłoby się wydawać, że całkowicie znika. Mimo wszystko, nie - jest z nami nawet i w takich sytuacjach. Dla ludzi obcych, nawet tych, których opinię mamy głęboko w tyłkach, próbujemy zrobić dobre wrażenie i pokazać im się z takiej strony, z jakiej sami już zdążyli lub chcieliby nas widzieć.

W takim razie, co z osobami, które są z nami blisko? Co z osobami, po których stracie nie bylibyśmy w stanie się pozbierać?

Dobry syn przed matką, łobuz przed ojcem, świetny kumpel dla znajomych, postrach sąsiadek. Opis godny głównego bohatera jakiejś tandetnej amerykańskiej kreskówki, a może i nie?

Pssst, podpowiedź! Jego imię zaczyna się na "J", kończy na "k", a w środku ma "ungkoo". W tym momencie wykupił połowę słodyczy z przydrożnego sklepu, specjalnie dla swojego przyszłego chło... najlepszego przyjaciela, rzecz jasna.

Tak, dobrze słyszycie. Właściwie to widzicie, ale kogo by to tam obchodziło. Jeon Jungkook - we własnej osobie - biegnie - a nawet i możnaby pokusić się o stwierdzenie zapierdala - w stronę  domu blondyna z siatką wypchaną po brzegi żelkami, czekoladkami, lizakami, chipsami i jeszcze wieloma innymi smakołykami, kupionymi oczywiście specjalnie dla Taehyunga.

- Cholera jasna - krzyknął, kiedy reklamówka wypadła mu z dłoni, a jej zawartość rozsypała się na szarym chodniku.

- Może... może mogłabym jakoś pomóc? - w pierwszej chwili miał wrażenie, że to jakieś omamy utworzone przez głos w jego mózgu, taki ciekawy efekt kaca. Jednak, po chwili zdał sobie sprawę, że usłyszał prawdziwy, całkiem przyjemny dla ucha damski głos, który wyraźnie oczekiwał, że ten odwróci się w stronę jego źródła i mu odpowie. Tak też postąpił, a wtedy jego oczom ukazała się całkiem ładna brunetka o ciemnych, dużych oczach i niezbyt pokaźnym wzroście. Tylko grzywkę miała jakąś taką dziwną, jakby ciętą kombajnem. A przynajmniej tak prezentowała się ona dla osiemnastolatka, krytycznym wzrokiem lustrującego stojący przed nim okaz.

Zanim zdążył odpowiedzieć, ta posłała mu jeden z tych typowych hollywoodzkich uśmiechów i sama zaczęła podnosić słodycze z ziemi.

- A co to? Idziesz na jakąś imprezę do przedszkola? - wybuchnęła głośnym śmiechem biorąc do ręki różowe lizaczki z napisami książę i księżniczka.

- Nie, mam zamiar opiekować się dzieckiem sąsiadki - posłał jej sztuczny uśmiech, wyrywając z ręki smakołyk. Co to to nie, nikt nie będzie dotykał jedzenia jego i jego przyjaciela.

- Ojej, to takie urocze, że lubisz opiekować się dziećmi - jak widać, dziewczyna miała porządne braki w umiejętności wyłapywania sarkazmu.

- Tak, szczególnie tą dzidzią, która właśnie - teatralnym ruchem spojrzał na swój zegarek - O rany, czeka na mnie od przeszło dziesięciu minut. Cóż za skandal! - No dobra, umiejętności aktorskich to on nie miał, ale na całe szczęście, nastolatka przed nim była niesamowicie miła albo po prostu głupia. Tak czy owak, miał chłopak niezłego farta. - Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli już sobie pójdę... - spojrzał na nią wyczekująco.

- Seulgi - wyszczerzyła się, idealnie eksponując szparę pomiędzy jedynkami.

- Jungkook - odwzajemnił uśmiech, starając się jak najszybciej zakończyć tę żenującą konwersację, która z tego co udało mu się zauważyć, bardzo podobała się brunetce - A teraz, muszę już lecieć, bo jak widzisz, obowiązki wzywają!

Odpowiedział mu najbardziej sztuczny i dziwny chichot jaki kiedykolwiek słyszał. Brzmiał zupełnie tak, jakby osoba, która owy dźwięk wydawała, ćwiczyła go codziennie, dzień w dzień, stojąc przed lustrem i zastanawiając się, pod jakim kątem się pochylić, żeby dziąsła nie były zbytnio wyeksponowane.

Spojrzał jeszcze po raz ostatni, na jej zwiewną, pudrową sukienkę i czym prędzej odwrócił się w przeciwnym kierunku.

Po chwili, która zdawała mu się trwać wieki, dotarł wreszcie do wielkiej posiadłości Kimów, tylko po to, by po zapukaniu w drzwi, dowiedzieć się, że chłopak, o tym jakże szlachetnym nazwisku, w tej chwili pindrzy się przed aparatem fotograficznym w Seulu.

Tak się nie robi, Kim Taehyungu!

|||||||||||||||||||

Rozdział niesprawdzany, pisany z dupy i na totalnym spontanie. Czyli w sumie nic się nie zmieniło, wszystko tak jak zawsze xdd

Miiiiiiiiiłego dnia ^^

Perfect In Your EyesWo Geschichten leben. Entdecke jetzt