Rozdział 22

317 25 1
                                    

-No, a sprawa z tym turystą?
Greg spojrzał na dziewczynę, ale zobaczył tylko jej rozbawioną minę.
-Dalej nie zrozumiałeś?-spytała.
-A ty zrozumiałaś? Założę się, że Sherlock ci powiedział.
-Tylko trochę mi podpowiedział...
Lestrade uśmiechnął się zwycięsko.
-Czyli co tam się stało?-spytał Anderson zniecierpliwiony.
-Philip, Philip-mruknęła- Na co mógł patrzeć turysta, stojąc na łące, wielkiej łące?
Zarówno Anderson jak i Lestrade wzruszyli ramionami.
-Usłyszał wybuch przy samochodzie.Odwrócił się  i wtedy uderzyło go to co rzucił. A co wraca, gdy się to rzuci?
-Napewno nie pieniądze-bąknął Anderson, ale Hestia zignorowała jego błyskotliwą odpowiedź.
-Boomerang-odpowiedziała, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
Greg pokiwał głową, a Philip dostał olśnienia i krzyknął triumfalnie:
-Uderzył go w głowę!
-Brawo!
Czasami Hestia sądziła, że Anderson jest po prostu niedorozwinięty.
Myślał dwa razy wolniej niż normalni ludzie. A przy tym pięć razy wolniej niż Sherlock.
-Wreszcie rozumiecie.
-Dobra, wszystko wyjaśnione. Teraz przejrzyj te papiery-powiedział Lestrade, a brunetka załamał ręce.
-Zwalasz całą robotę na mnie!
-To nie moja wina, że dobrze wykonujesz swoje obowiązki-stwierdził, łapiąc czekoladowego pączka, leżącego do tej pory na biurku.
-Nie dąsaj się, niedługo święta-rzucił, gdy złapała teczkę.
-To może wreszcie Anderson zacznie mówić ludzkim głosem.
Wyszła z gabinetu zostawiając uśmiech na twarzy Grega( nie ma to jak uśmiech z policzkami wypchanymi pączkiem) i osłupienie na twarzy Andersona.

-Jestem!-krzyknęła Hestia, wchodząc po schodach.
Sherlock uśmiechnął się na jej widok.
Brunetka zauważyła Molly, Grega, panią Hudson i oczywiście Johna.
Postawiła kilka prezentów na ziemi i sciągnęła płaszcz w kolorze szmaragdu. Rzuciła go na łóżko.
-Ładny sweter, doktorze-uśmiechnęła się patrząc na Watsona.
-Dzięki. Sherlock twierdzi, że...
-Oszczędź Hestii tych wywodów-wtrącił Lestrade.
Dziewczyna pokiwała głową z rozbawieniem.
-Jak zwykle ostatnia-mruknął Sherlock.
-Em, tak może się poznacie-John podszedł do Hestii prowadząc dziewczynę.
-Hestia-przedstawiła się Holmes, podając rękę tej drugiej.
-Ciesz się, że ja nie przyprowadzam nowej kobiety co pieć minut. Jesteś pierwsza-szepnął Sherlock na ucho Hestii.
-Co?! Nie wierzę!-stwierdziła na głos.
Wszyscy spojrzeli na nią pytająco, ale ona cały czas patrzyła na detektywa.
-Naprawdę?
Uśmiechnął się znowu, a ten jeden gest sprawił, że Hestia wprost rozpływała się w środku.
Podszedł do okna, a brunetka stanęła obok.
-Co ci?-spytała.
-Nie będę cię oszukiwać. Mam telefon Irene Adler.
-Ale...przecież nie oddałaby go tak łatwo.
Zmarszczyła brwi. Wpatrywanie się w ulicę za oknem rzeczywiście pomagało.
-Nie żyje...
Sherlock skinął głową.

Wszyscy rozeszli się do domów. John poszedł odprowadzić swoją nową dziewczynę, a pani Hudson już dawno spała w swoim łóżku.
Hestia i prywatny detektyw zostali sami.
To była już kolejna lampka wina w dłoni policjantki.
Sherlock w pewnym momencie złapał skrzypce i zaczął grać.
To była kolęda. Lekko pijana Hestia nie wiedziała nawet jaka.
-Ładnie grasz-oznajmiła, gdy przerwał.
Podparła głowę ręką i upiła kolejny łyk z kieliszka.
Sherlock usiadł przy niej i odłożył instrument na bok. Ona odstawiła kieliszek na stół i przysunęła się bliżej niego.
Oparła mu głowę na ramieniu i wtuliła się w jego tors.
-Podoba ci się mój prezent?-spytała po chwili ciszy, przerywanej tylko ich oddechami.
Długo myślała nad tym co mu dać. Był trudny do rozgryzienia-on jakby nie potrzebował rzeczy do szczęścia.
W końcu uznała, że najlepszym prezentem będzie szlafrok. Nigdy nie widziała go w innym stroju niż garnitur, płaszcz czy szlafrok.
-Nie jestem mistrzem w wyrażaniu uczuć-odpowiedział w końcu.
Przymknęła oczy i poczuła bicie jego serca.
-W ogóle nie jestem jak normalny człowiek.
Uśmiechnęła się.

Czemu on tak bardzo się nie docenia?

-Jesteś-odparła- Tylko jeszcze o tym nie wiesz...

I AM SHERLOCKED✔Hestia HolmesWhere stories live. Discover now