Rozdział 7

490 28 0
                                    

Drzwi Baker Street otworzył John.
-Hej-odezwała się Hestia.
-Hestia...em, co ty tu robisz?-spytał zdziwiony.
-No...nic nie wiesz? Holmes chciał, żebym przyszła-odpowiedziała.
Watson uchylił drzwi i razem weszli na piętro. Sherlock jak zwykle siedział w fotelu, nie zwracając uwagi na nic.
Policjantka stanęła obok niego, zakładając ręce. Chrząknęła.
Nic.
-Przepraszam, ale nie mam zamiaru tak tu czekać.
-Myślę-odparł rozdrażniony.
-I po to mnie tu fatygowałeś?!
Nie odpowiedział. Hestia wściekła stanęła przed nim i utkwiła w nim wzrok.
-Herbaty?-spytał John.
-Wolę papierosa-burknęła w stronę mężczyzny.
-Nie palę.
-To wezmę swoje.
Wyciągnęła papierosa i zapalniczkę.
Sherlock poczuł zapach papierosa i dopiero teraz zareagował.
-Też chcę.
Przypominał teraz Hestii małe dziecko, które chce dostać wymarzony prezent lub słodycze za wszelką cenę.
-Nie palisz-na pół stwierdził, na pół spytał John.
-Gdzie Lestrade?-detektyw jak zwykle zmienił temat pomijając papierosy.
-Zajmuje się mordercami. A tak w ogóle byliśmy właśnie na misji, ale ty MUSIAŁEŚ napisać! Wiesz ile było i będzie przez to kłopotów?
-Jeden z pracowników banku został zamordowany. Będziesz mi potrzebna.
-Nie ja zajmuję się tą sprawą.
-To nieistotne.
Hestia złapała popielniczkę i skorzystała z niej, a Holmes wstał z fotela.
Stanął przy oknie. John wzruszył ramionami i odezwał się do dziewczyny:
-Siadaj. To jeszcze może potrwać.
Usiadła, zniecierpliwiona.
Dopiero po kilku minutach Sherlock znowu się odezwał.
-Jesteś z nami?
-Już mówiłam, że nie zajmuję się tą sprawą.
-Ale czy je...
-NIE-przerwała mu brutalnie i stanęła z nim twarzą w twarz, a raczej twarzą w pierś, bo nie sięgała mu nawet do brody-JESTEŚ TAKIM GENIUSZEM,A NIE ROZUMIESZ PROSTEGO SŁOWA!
John patrzyl na to wszystko z zainteresowaniem.
Sherlock uśmiechnął się i zrobił krok do tyłu.
-I tak nam pomożesz.
-Nie zmusisz mnie-prychnęła.
-Nie będę musiał.

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
-Czyli kolejny "samobójca"?-spytała robiąc cudzysłów z palców.
-Brian Lukis-odpowiedział John.
-Van Coon i Lukis-powiedziała sama do siebie.
Sherlock wszedł już do pokoju, ubrany w płaszcz i gotowy do drogi.
-Jedziemy-oznajmił, a John i Hestia ruszyli za nim.
Odkąd Hestia dowiedziała się o kolejnym zabójstwie, ta sprawa całkowicie ją wciągnęła.W pracy też się tym zajmowała, pracując z Dimmockiem.
-Właściwie gdzie jedziemy?-spytał John,gdy siedzieli już w taksówce.
-Do mieszkania Lukisa-odparł Holmes znudzonym tonem.
-Jak planujesz tam wejść?-tym razem to Hestia zadała pytanie.
Wzruszył ramionami i wysiadł z taksówki.
Obskurny budynek zdecydowanie nie zachęcał.
Trójka ludzi przeszła obok, a Sherlock mamrocząc coś pod nosem wyciągnął drabinę.Wbiegł po niej i drabina uniosła się w górę.
-Sherlocku!-krzyknął John i przewracając oczami popatrzył na Hestię.
Podbiegli do drzwi.
-Może tym razem mnie wpuścisz.Możesz przestać?-spytał John i po chwili usłyszeli odpowiedź Holmesa:
-Nie jestem tu pierwszy.
-Jak to?!-krzyknęła Hestia-Sherlock!
Watson zaczął kręcić się przed drzwiami.
-Ale on jest wkurzający-szepnął do dziewczyny.
Zaśmiała się tylko w odpowiedzi.
Usiadła na ziemi.
-Zaraz powinien wrócić.
Jak na zawołanie drzwi otworzyły się, a Sherlock wyszedł na dwór.
-Zepsute mleko,cuchnące pranie, ktoś opuścił to mieszkanie w pośpiechu-stwierdził, ciężko oddychając.
-Kto?
-Soo Lin.

I AM SHERLOCKED✔Hestia HolmesWhere stories live. Discover now