Rozdział 15.

2.2K 137 48
                                    

- Opowiedz wszystko jeszcze raz, od początku - prosi Brett. - Może coś pominęłaś.

Przewracam oczami i kręcę głową.

- Nic nie pominęłam, Brett. - Do moich uszu dociera głos Astarotha, a po chwili również Leveny. - Gdzie jest Darkhar?

Patrzę pytająco na Isaaca i Bretta. Ci spoglądają na siebie, po czym przenoszą wzrok na Lucasa.

- Nic wam nie powiem.

To było oczywiste...
Wzdycham ostentacyjnie, czego od razu żałuję. Mimo że minęło już kilkanaście godzin odkąd się obudziłam moje rany nadal się nie zagoiły. I szczerze to cholernie bolą.
Nagle drzwi otwierają się z hukiem i do pomieszczenia wchodzi Levana.

- Idziemy - mówi do mnie.

Zaciskam usta, żeby podczas wstawania nie zdradzić oznak bólu.
Levana nie czeka na mnie tylko od razu rusza w tylko sobie znanym kierunku, a ja idę za nią.
Wychodząc z pomieszczenia rzucam chłopakom krótkie spojrzenie pełne obawy. Brett i Isaac patrzą na mnie ze współczuciem, a Lucas... jak to Lucas. Z wyższością.
Odwracam się w stronę Levany i wchodzę za nią do sali treningowej.
Ona chce mnie zabić...

***

Otwieram leniwie oczy i rozglądam się po pomieszczeniu. Okazuje się, że jest w moim pokoju, a na łóżku obok mnie siedzi Brett.
Chłopak widząc, że się obudziłam uśmiecha się smutno, a ja od razu pytam:

- Wyglądam tak źle jak się czuję? - Brązowowłosy wzrusza lekko ramionami. - Czyli gorzej.

- Stare rany wciąż się nie zagoiły. No i doszło kilka na plecach, łydkach i jedna na obojczyku.

Powoli podnoszę się do siadu, po czym wstaję i podchodzę do lustra.

- Boże - wzdycham. - Wyglądam jak drapak dla kota.

- Nie tylko ty.

Odwracam się w stronę drzwi, gdzie właśnie pojawił się Isaac.
Faktycznie nie wygląda lepiej ode mnie.
Jego biała koszulka została już tylko wspomnieniem. Teraz jest praktycznie cała czerwona no i dziurawa.

- Powiedz, że Lucas wygląda gorzej - prosi Brett.

Na twarzy Lahey'a pojawia się lekki uśmiech, a ja od razu stwierdzam, że ten facet jest niemożliwy.
Przenoszę wzrok na zegarek stojący na półce i stwierdzam, że jeśli nie chcę wpaść na wkurzonego Lucasa, Levanę ani Astarotha to moją jedyną nadzieją jest szkoła.
Mimo bólu w łydkach zaczynam chodzić po pokoju, wyjmuję ubrania z szafek i apteczkę.

- Gdzieś się wybierasz? - pyta zdziwiony Isaac.

- Rozważyłam wszystkie plusy i minusy, i ostatecznie stwierdzam, że idę do szkoły.

- W takim stanie? - krzyczą jednocześnie.

- Jeśli tu zostanę mój stan może się tylko pogorszyć. To, co? Który pomoże mi założyć świeże opatrunki?

***

Od pięciu minut siedzę z głową opartą na dłoni. Moje oczy coraz częściej się zamykają w dodatku na coraz dłużej.
Czując lekkie szturchnięcie trochę się rozbudzam. Przenoszę wzrok na Stilesa, ale ten udaje, że słucha monologu nauczyciela.
Kręcę lekko głową i staram się czymś zająć, żeby nie zasnąć.

- Talbot.

Rozglądam się po klasie w poszukiwaniu Brett'a. Dopiero po chwili dociera do mnie, że go w niej nie ma.

- Rosalie Talbot!

- Słucham? - Tak, w końcu ogarnęłam, że chodziło o mnie.

- Problem w tym, że tego nie robisz.

Po dość długim monologu nauczyciela facet w końcu wstawił mi uwagę.
Przez to wszystko znowu boli mnie brzuch, a dokładniej rana na nim.
Lekko odchylam bluzę i syczę cicho widząc, że znowu krwawię, a krew zaczyna już przesiąkać przez bluzkę.
Nagle po raz drugi czuję lekkie szturchnięcie. Spoglądam na Stilesa, ale ten tym razem też na mnie patrzy.

- Chodź.

Przez chwilę nie ogarniam (znkwu), ale kiedy trybiki zaczynają pracować wszystko łączy się całość.
Ostrożnie wstaje z ławki uważając na rany na łydkach i idę lekko podtrzymywana przez Stilinskiego.
Kiedy wychodzimy z klasy pytam nieco uszczypliwie:

- Czy ty mi pomagasz?

- Nie myśl, że ci ufam czy coś.

- Nie ufasz mi, ale się o mnie martwisz - stwierdzam. - Jesteś pojebany.

Chłopak nie komentuje moich słów.
Oczekiwałam jakiegoś sarkastycznego komentarza. Zawiodłam się...
Kiedy zauważam, gdzie Stiles mnie prowadzi staję jak wryta.

- Co ci?

- Pielęgniarka? Serio, Stiles? Co jej powiesz? "Dzień dobry. Moja znajoma robiła za drapak dla kota i trzeba zmienić jej opatrunek"?

Chłopak zakłada ręce na piersi i mówi:

- Sarkazm to moja działka. - Nagle przed moją twarzą pojawia się pęk kluczy. - Sarkazm i dorabianie kluczy.

Punkt dla Stilinskiego.
Chłopak podchodzi do drzwi od gabinetu pielęgniarki i po chwili znajduje odpowiedni klucz.
Szybko wchodzimy do środka, po czym Stiles zamyka za nami drzwi.
Bez słowa siadam na łóżku, podciągam koszulkę i lekko się krzywię na widok tak dużej ilości krwi.

- Co? - pytam widząc minę Stilesa.

Chłopak nic nie odpowiada, dlatego go ignoruję i zaczynam odwijać bandaż.
Rana nie wygląda źle, a mimo to nadal krwawi, co jest dziwne.

- To dla mnie za dużo.

Ledwo podnoszę wzrok na Stilinskiego, a ten już leży na ziemi.
Prycham pod nosem, po czym wstaję z łóżka i przeszukuję szafki w poszukiwaniu bandaża.
Chwilę późnej kończę robić z siebie mumię. Zakrywam opatrunek bluzką, ale plama z krwi nie wygląda na niej zbyt ładnie.
Ignoruję to i podchodzę do Stilesa. Lekko kopię go w żebra, ale oprócz cichego mruczenia nie otrzymuję żadnej reakcji.

- Lydia przyszła! - krzyczę, a Stiles od razu siada. - Touché.

Chłopak rozgląda się po pomieszczeniu, a ja w tym czasie pochodzę do drzwi.
Już mam wychodzić, ale coś mnie trafia i zatrzymuję się w progu.

- Co? - pyta Stiles.

- Dzięki, Stiles.

Już drugi raz komuś dziękuję.
Coś jest ze mną nie tak...

Opublikowano: 15:00 2 lipca 2018

Wrong Side |Teen Wolf| ☑️Место, где живут истории. Откройте их для себя