Rozdział 12.

2.2K 141 52
                                    

Theo.

Lahey zawzięcie stara się przedostać przez drewno jarzębu, ale z marnym skutkiem.
Znudzony całą tą sytuacją opieram się o najbliższą szafkę i patrzę na McCalla z nadzieją, że coś zrobi. Ten jednak uparcie krąży koło stołu, na którym leży Rosalie.
Nagle Isaac staje jak wryty. Przez chwilę panuje cisza. Jednak tylko przez chwilę, bo po zaledwie kilku sekundach krzyczy:

- Ona umiera!!! - Spoglądam na dziewczynę. Jej klatka piersiowa nie unosi się, ale nadal słyszę bicie jej serca. Lahey w przypływie gniewu rozwala krzesło o podłogę, co wygląda zabawnie. - Podajcie jej to!!!

Dopiero teraz zauważam, że chłopak trzyma w dłoni strzykawkę z fioletową cieczą.

- Tojad? - pyta Jackson. - Chcesz ją dobić?

- Tylko to ją może teraz uratować!

Nagle czuję czyjąś dłoń na ramieniu. Okazuje się, że to Scott. Tym gestem daje mi znak, że mam podać Rosalie ten tojad.
Kiwam głową, podchodzę do Isaaca i zabieram mu strzykawkę.

- W żyłę? - pytam stojąc już koło rudowłosej.

- W serce. - Marszczę brwi zdziwiony, ale nic nie mówię tylko przykładam igłę w odpowiednie miejsce. - Pośpiesz się!

Biorę lekki zamach i wbijam strzykawkę w serce dziewczyny. Po wstrzyknięciu całego tojadu wyciągam igłę i czekam.
Wsłuchuję się w bicie jej serca, które jest już znikome. Nagle Rosalie bierze głęboki wdech, przewraca się na lewy bok i zanosi głośnym kaszlem. Chwilę później kładzie się na plecach, a ja od razu zauważam na jej dłoni krew.

- Isaac... Isaac, co z Bradley'em? Żyje? - ledwo udaje jej się to powiedzieć przez ataki kaszlu. Przenoszę wzrok na loczka. Ten jedynie kiwa głową ze smutnym uśmiechem. - Dobrze... To dobrze.

Marszczę brwi nieco zdziwiony zachowaniem dziewczyny.
Spoglądam na resztę i wygląda na to, że ich też dziwi cała ta sytuacja.
Nagle głowa rudowłosej bezwładnie opada, a po chwili jej oddech staje się bardziej unormowany. Do moich uszu dociera odgłos kroków, a po chwili orientuję się, że Isaac po prostu wyszedł.
Troskliwy chłopak, nie ma co.

***

Kiedy pełnia dobiegła końca i wszystkie emocje opadły Scott zarządził zebranie w jego domu.
Jednak zanim się u niego zabierzemy musimy wymyślić, co zrobić z truchłem zwanym Rosalie.

- Zwiążmy ją i zabierzmy ze sobą - proponuje Ethan.

- Popieram - rzuca Aiden. - Będę mógł odwdzięczyć się jej za Chase'a.

Scott, mimo że nie wygląda na zadowolonego z pomysłu bliźniaków kiwa głową i prosi, żebym przerwał barierę dookoła dziewczyny.
Ospale wykonuję jego prośbę i już po chwili Ethan wiąże ręce i nogi rudowłosej. Kiedy dziewczyna jest związana Scott bierze ją na ręce i odwraca się w moją stronę.

- Zawieziesz ją? - pyta.

- Jeśli muszę - wzdycham. - Proponuję jednak pomyśleć o tym, co tu się działo.

- Co masz na myśli?

- Jak na mój gust Isaac zbyt łatwo odpuścił.

- Poszedł po wsparcie? - pyta Jackson, na co ja wzruszam ramionami. Niech sami trochę pogłówkują. - Raeken może mieć rację.

- Ja zawsze mam rację.

Scott wzdycha przeciągle, po czym odkłada rudowłosą na łóżko operacyjne (jak zwykłem je nazywać), po czym opiera się o nie.

- Jackson, Theo - zaczyna podnosząc na nas wzrok - sprawdźcie, czy jest bezpiecznie.

Salutuję żartobliwe, na co Whittemore przewraca oczami.
Po chwili obaj stoimy przed kliniką i z zaciętymi minami patrzymy na Brett'a. Chłopak siedzi oparty o jakiś samochód, ale kiedy nas widzi od razu wstaje.

- A nie mówiłem?

Jackson prycha pod nosem, ale prawie od razu poważnieje i skupia się na Talbocie.

- Nie chcę z wami walczyć - mówi w końcu. - Chcę tylko zabrać Rosalie. Rozejdziemy się w...

Wypowiedź chłopaka przerywa głośny ryk, a po chwili jeden z bliźniaków rzuca się na niego. Oczywiście Brett miał dość czasu na unik, więc nadal żyje.
Chwilę później koło nas pojawia się drugi bliźniak, a widząc, że Jackson patrzy na niego maślanym wzrokiem orientuję, że to Ethan.
Nagle powietrze przedziera kolejny, tym razem potężniejszy, ryk. Wszyscy odruchowo się kulimy, łącznie z Brett'em, co jest dziwne.

- Dosyć!!! - krzyczy Scott, a jego oczy lśnią czerwienią.

Ze zdumieniem zauważam, że Aiden leży plackiem na ziemi, a Brett stoi twardo na nogach.
Jakim cudem to chuchro powaliło Aidena?

- Kurwa, stary! - mówi Brett. - To nie ja zabiłem Twojego kumpla! Weź na wstrzymanie!

Czyli ten nadal o Chase'ie...
Oczy Aidena zaczynają lśnić błękitem i po chwili znów atakuje Brett'a.
Oczywiście Scott jako ten dobry znów ryczy na całe gardło.

- Jak tak dalej pójdzie to będę zmuszony zainwestować w zatyczki do uszu - mruczę pod nosem, ale Ethan najwyraźniej usłyszał moją wypowiedź, bo cicho parska. - Scott, masz jakiś regulator głośności?

McCall posyła mi gniewne spojrzenie. I gdyby nie to, że jego oczy nadal lśnią na czerwono to bym je zignorował.
Ostatecznie unoszę ręce w geście poddania i pozwalam czarnowłosemu działać.

- Ja naprawdę nie chcę włączyć - mówi Brett trzymając się za ramię. Możliwe, że Aidenowi udało się go zranić. - Pozwólcie mi tylko zabrać Rosalie i...

- Nie ma takiej możliwości. - Takiej odpowiedzi po McCallu się nie spodziewałem. Brett najwyraźniej też nie, bo patrzy z lekko otwartymi ustami na Prawdziwego Alfę. - Zdradziliście nasze zaufanie. Bliźniacy powiedzieli mam, kim jesteście.

Talbot tępo wpatruje się w McCalla i najwyraźniej nie wie, co powinien w tej sytuacji zrobić.

- Odejdziemy jeśli...

- Wasz Alfa mnie zabije? To już wiemy.

Mięśnie chłopaka napinają się. Chyba zrozumiał, że jest na przegranej pozycji.
Nagle robi obrót o 180 stopni i po prostu odchodzi.
Kolejny!
McCall widząc to wyciąga telefon z kieszeni i po chwili przykłada go sobie do ucha.

- Stiles? Zadzwoń do niego... Przyda się każda pomoc.

Coś czuję, że będzie zabawnie...

Uwaga!
Chamska reklama.
Nie lubisz? Nie czytaj!

Chciałabym serdecznie zaprosić Was na profil Dreamtopia122
Znajdziecie tam jej nowe ff o TW - "In The Shadow"
(Nie chwalę się, ale pisze je dzięki mnie)
Wbijajcie!

Opublikowano: 15:20 13 czerwca 2018

Wrong Side |Teen Wolf| ☑️Where stories live. Discover now