Rozdział 4.

3.3K 188 54
                                    

Pod dom podjeżdżam druga tylko przez fakt, że nie byłam pewna drogi.
Oczywiście przez moją przegraną na twarzy Brett'a cały czas widnieje zwycięski uśmiech. Staram się ignorować chłopaka i szybko podchodzę do drzwi. W momencie, kiedy je otwieram zostaję brutalnie wciągnięta do środka i rzucona o najbliższą ścianę.
Szybko otrząsam się z chwilowego szoku i w myślach wyzywam Lucasa we wszystkich znanych mi językach.

- Gdzie byłaś? - warczy w moją stronę.

- Nie twój interes, barbie.

Oczy Lucasa momentalnie zaczynają lśnić na niebiesko, a na moich ustach pojawia się zwycięski uśmiech.
Niby zwyzywałam go w myślach na wszytskie możliwe sposoby, ale i tak nazywanie Lucasa 'barbie' daje mi większą satysfakcję.
Nagle koło nas pojawia się Brett i odpycha ode mnie blondyna.
Dopiero teraz zauważam, że paznokcie Lucasa zmieniły się w pazury.

- Wyluzuj - mówi Brett. - Była ze mną. Mieliśmy zbliżyć się do McCalla, pamiętasz?

- Byle nie za bardzo.

Odwracam głowę w stronę Isaaca, a na mojej twarzy od razu pojawia się uśmiech.
Ignoruje Lucasa, który cały czas zabija mnie wzrokiem i podchodzę do Lahey'a. Chłopak od razu mnie całuje, na co mruczę mu zadowolona w usta.
Po chwili zaczyna brakować mi powietrza, więc odsuwam się od chłopaka. Marszczę brwi widząc krew w jego włosach.

- Miałem trening z Astarothem - mówi, jakby czytał mi w myślach. Isaac widząc niepokój w moich oczach szybko dodaje: - Już się zagoiło. Zaleta bycia wilkołakiem.

Faktycznie czasami likantropia się przydaje. Najczęściej właśnie podczas treningów z Astarothem. Ten mężczyzna to chodzący podręcznik wszystkich możliwych sztuk walki i już to samo w sobie jest przerażające.
Rozglądam się po magazynie, bo inaczej nie da się nazwać pomieszczenia, które robi u nas za salon i sale treningową jednocześnie.
Szybko zauważam krew na podłodze, ale jest jej zdecydowanie zbyt długo jak na jedną ranę.

- Nie zgrywaj twardziela, Lahey - mówi nagle Lucas. - Na kilometr czuć od ciebie świeżą krew.

Już chcę ostro opierdolić Isaaca, ale ten mówi:

- Ja zawsze jestem twardy.

- Zawsze, kiedy mnie widzisz - wyrywa mi się.

Wzrok całej trójki ląduje na mnie, a po chwili z ust Brett'a wydobywa się zduszony śmiech.

- Rozgryzła cię - mówi przez śmiech.

Isaac spogląda na mnie kątem oka, a ja szczerzę się jak głupia.
Prawdopodobnie gdyby nie obecność Brett'a i Lucasa (tego drugiego szczególnie) w niecałe pięć minut wylądowalibyśmy w łóżku, ale oczywiście barbie musiał się wtrącić.

- Levana chce Cię widzieć.

Przewracam oczami, bo coś czuję, że skończę z poharataną twarzą.
Stawiam pierwsze kroki w stronę pokoju Levany, ale zatrzymuje mnie dłoń Isaaca.

- Iść z tobą?

- Nee, dam radę.

Chłopak kiwa głową i całuje mnie krótko w usta.
Po chwili z lekkim uśmiechem wchodzę do królestwa Levany. Uśmiech momentalnie znika z mojej twarzy, bo ledwo udaje mi się złapać nóż rzucony we mnie. Zakładałam, że skończę z poharataną twarzą, ale jak na razie jestem cała. Może ten dzień nie będzie taki zły?
Szybko odnajduję wzrokiem Levanę. Stoi oparta plecami o jakąś kolumnę i podrzuca w dłoni drugi nóż. Jej czarne włosy dziś są wyjątkowo pokręcone, przez co odstają na wszytskie strony.
Po chwili kobieta wlepia we mnie spojrzenie, a ja automatycznie się wzdrygam.

- Nie wyczułaś krwi - stwierdza.

Wzruszam ramionami chcąc utrzymać resztki pozorów, ale chyba mi nie wychodzi. Kobieta w ułamku sekundy pokonuje dzielącą nas odległość i przyciska mnie do ściany. (Co oni wszyscy mają dziś do tych ścian?!)
Czując wbijające mi się w szyję pazury łapię nadgarstek Levany i wykręcam go najmocniej jak potrafię. Kobieta puszcza moją szyję, a jej oczy zaczynają lśnić na niebiesko.

- Zacznij korzystać z tego, co dał ci Darkhar!! - krzyczy jednocześnie biorąc zamach.

Robię szybki unik w lewo i z pozycji kucnej uderzam kobietę w brzuch.
Chwała Panu za treningi z Astarothem!

- Zmienił mnie w potwora! Nie jestem nawet wilkołakiem!

Szlag.
Przez moje rozproszenie Levanie udaje się mnie podejść i powalić na ziemię.
Staram się szybko wstać, ale kobieta kładzie swoją nogę na moje gardło i przyciska mnie do ziemi.

- Jesteś czym lepszym niż wilkołak - mówi spokojniejszym tonem. - Jesteś nagualem! Przestań robić z siebie ofiarę i zacznij wreszcie współpracować.

Nie wiem, czemu, ale nagle zrobiło mi się strasznie gorąco.
Levana uważnie mnie obserwuje, a kiedy na jej twarzy pojawia się uśmiech wiem, że moje oczy zaczęły lśnić.

- Zabierz te girę - cedzę przez zaciśnięte zęby.

Kobieta z jeszcze większym uśmiechem zdejmuje nogę z mojego gardła. Na szczęście nie zmiażdżyła mi krtani. Tyle dobrego.
Szybko wstaje na równe nogi i zaczynam otrzepywać się z kurzu wszechobecnego w naszym nowym domu.

- Fiolet podkreśla kolor twoich włosów.

Patrzę zdziwiona na mulatkę. Nie wiem, czy traktować to jako komplement, czy ona mnie najzwyczajniej w świecie podpuszcza.
Mimo wszytko w duchu muszę przyznać jej rację. Fiolet moich nadnaturalnych tęczówek świetnie współgra z moimi rudymi włosami.
Podczas moich przemyśleń Levana zdążyła podejść do szafki. Chwilę później w moich dłoniach ląduje czarny top.

- Grzebałaś w moich rzeczach? - pytam starając się zachować spokój.

- Do celów edukacyjnych. Powąchaj, zapamiętaj zapach i znajdź drugą rzecz należącą do Ciebie. Przestań ograniczać tę bestię, którą masz w sobie.

Mam ochotę parsknąć śmiechem, ale się powstrzymuję. Zamiast tego zaciągam się moim własnym zapachem i chwilę później stoję ze stanikiem w dłoni.

- Naprawdę? - pytam unosząc stanik do góry.

- Lepiej sprawdź, kto go tu przyniósł.

Ponownie zaciągam się zapachem z mojego topu. Oprócz zapachu Levany czuję jeszcze jeden zapach.
Z ubraniami z dłoni wychodzę z pomieszczenia i idę za wonią Lucasa.
Niech lepiej ucieka, bo zamierzam uwolnić bestię, którą podobno mam w sobie. Coś czuję, że ta bestia tak jak ja ma teraz ochotę urwać Lucasowi jaja.

Halo? Żyje tu ktoś jeszcze?
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale najzwyczajniej w świecie nie miałam czasu 😕

ani_oliXD czekam na twój rozdział 😂💗

Opublikowano: 20:19 1 maja 2018

Wrong Side |Teen Wolf| ☑️Where stories live. Discover now